Piłka nożna. Agenta wojna z Lechem

Menedżer Roberta Lewandowskiego grozi Lechowi sądem, jeśli klub nie zapłaci mu 570 tys. euro za transfer piłkarza do Borussii Dortmund. Działacze mistrza Polski twierdzą, że agent nie dostanie ani grosza, złamał przepisy FIFA, a umowa, na którą się powołuje, jest nieważna. ?Gazeta? poznała szczegóły umowy

Lewandowski jest najdroższym piłkarzem sprzedanym z Polski do zagranicznego klubu. W klubie lidera Bundesligi widzą w 21-latku napastnika jeszcze niegotowego do stałej gry w podstawowym składzie, ale bardzo obiecującego. W debiutanckim sezonie strzelił sześć goli, choć większość z rozegranych 21 meczów rozpoczynał na ławce rezerwowych.

To dlatego latem Borussia, po długich negocjacjach, zobowiązała się zapłacić Lechowi więcej niż za jakiegokolwiek innego piłkarza w ostatnich latach, choć wychodzący z długów klub zaciska pasa. Polak miał kosztować 4,5 mln euro oraz 250 tys. euro, jeśli dortmundczycy awansują do fazy grupowej Ligi Europejskiej. Awansowali, pierwsza transza wpłynęła na konto Lecha.

Ale wciąż trwa spór o prowizję dla jego menedżera, Cezarego Kucharskiego. Teraz to już właściwie wojna.

Przepychanki zaczęły się jeszcze przed transferem. "Bild" tłumaczył: "Sprawa rozbija się o prowizję dla piłkarza i menedżera w wysokości po 10 proc. kwoty transferowej dla każdego. W przypadku 4,5 mln euro byłoby to w sumie 900 tys. euro". Nie zaprzeczył temu prezes Borussii Hans-Joachim Watzke.

Kucharski nie chciał wówczas potwierdzić doniesień bulwarówki, szefowie Lecha twierdzili, że Lewandowski i jego agent żądają za wysokiej prowizji.

Kilka dni temu Kucharski ujawnił, że ani on, ani Lewandowski nie dostali od Lecha należnych pieniędzy z tytułu prowizji, mimo że z Dortmundu już dawno wpłynęła pierwsza rata za transfer.

Lech wydał oświadczenie: "Zarząd KKS Lech Poznań pragnie poinformować, że klub nie posiada żadnych przeterminowanych zobowiązań wobec Roberta Lewandowskiego. Wszelkie płatności na rzecz Roberta Lewandowskiego realizowane są w terminach zgodnych z postanowieniami umowy pomiędzy klubem a zawodnikiem. Jednocześnie Zarząd KKS Lech Poznań pragnie podkreślić, iż klub nie posiada żadnych zobowiązań finansowych wobec managera Roberta Lewandowskiego, pana Cezarego Kucharskiego".

Oznacza to tyle, że piłkarz swoją część dostaje w terminie, a agentowi nie należy się nic. Ten ostatni wzywa Lecha do ujawnienia dokumentów.

Przeczytaliśmy umowę podpisaną 2 czerwca 2008 roku przez Kucharskiego oraz prezesa Lecha Andrzeja Kadzińskiego i wiceprezesa Arkadiusza Kasprzaka. Poznaniacy zlecają w niej Kucharskiemu reprezentowanie Lecha w rozmowach ze Zniczem Pruszków i ustala, że suma transferu Lewandowskiego z drugoligowego klubu nie będzie wyższa niż 1,5 mln zł, a kontrakt piłkarza z poznaniakami nie będzie krótszy niż cztery lata. W paragrafie 1. czytamy też, że umowa obowiązuje do dnia definitywnego transferu zawodnika do innego krajowego bądź zagranicznego klubu. Za przeprowadzenie transferu ze Znicza do Lecha Kucharski dostał w ratach 330 tys. złotych plus VAT.

W paragrafie 2. jest zapis, o którym przed kilkoma miesiącami informował "Bild". "W przypadku, gdy w trakcie obowiązywania kontraktu zawodnika z klubem zawodnik będzie odpłatnie transferowany, przez co strony rozumieją zarówno transfer czasowy, jak i definitywny zawodnika do innego klubu krajowego lub zagranicznego, agent każdorazowo otrzyma kwotę równowartości 12 proc. netto, powiększoną o należny podatek VAT płatną na rachunek agenta w terminie 14 dni po dokonaniu wpłaty kwoty transferowej na konto KKS Lech Poznań, przy czym w przypadku płatności za transfer w ratach, agentowi przysługuje również płatność w ratach".

- Jeśli Lech wciąż uważa, że nie ma wobec mnie zobowiązań, to jak interpretować zapisy w umowie, które cytujecie? - pyta Kucharski. I zapowiada, że pieniędzy będzie żądał w sądzie.

Ale Lech nadal uważa, że Kucharskiemu nic się nie należy. Mecenas Jacek Masiota, szef rady nadzorczej Ekstraklasy i członek zarządu PZPN, którego kancelaria reprezentuje poznański klub: - Po pierwsze, kiedy podpisywaliśmy umowę z panem Kucharskim, nie wiedzieliśmy, że jest on jednocześnie menedżerem Roberta Lewandowskiego. A reprezentowania dwóch stron zabraniają przepisy FIFA. Po drugie, jeszcze istotniejsze, kiedy przeprowadzaliśmy transfer Lewandowskiego do Borussii, umowa przestała być ważna w myśl przepisów PZPN.

Prawnik Lecha powołuje się na artykuł 18. uchwały o licencjach menedżerskich. Czytamy tam: "Maksymalny okres obowiązywania umowy o reprezentowanie wynosi dwa lata. Umowa taka może być przedłużana na kolejne okresy nie dłuższe jednak niż dwa lata na podstawie wyraźnego pisemnego oświadczenia obu stron (...)".

Kucharski twierdzi, że to nie unieważnia jego prowizji, bo ta jest skutkiem umowy zawartej zgodnie z prawem. Jego prawnik Paweł Granecki dodaje: - Interpretacja klubu do niczego się nie nadaje. Jak widać, klub ma problem nie tyle natury prawnej, ile psychologicznej. Gra na zwłokę reputacji Lecha nie poprawia. Mojemu klientowi należą się pieniądze, bo to odroczona w czasie premia, która przysługiwała mu w momencie podpisania umowy z Lechem.

Niezainteresowany sporem, ale prowadzący sprawy sportowe mecenas Piotr Paduszyński, tak interpretuje przepychanki Lecha z agentem: - O ile umowa nie zawiera jakiegoś innego postanowienia, przyznam szczerze, że wolałbym w tej sprawie reprezentować pana Kucharskiego niż Lecha. Jedną rzeczą jest czas obowiązywania umowy agencyjnej, inną zaś obowiązek zapłaty wynagrodzenia. Strony równie dobrze mogły się umówić, że będzie ono płatne w ratach przez następnych 10 lat, nawet po wygaśnięciu umowy. Gdyby przyjąć koncepcję Lecha, każdy pozwany byłby szczęśliwy, że nie musi płacić, gdy tylko upłynął termin obowiązywania umowy.

"Lewandowski jest lepszy od Fernando Torresa" ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.