Chazar gadał, Lech wygrał

Robert Lewandowski rozstrzygnął golem pierwszy mecz Lecha Poznań w tegorocznym Pucharze UEFA. "Kolejorz" wygrał w Baku z "Chelsea Kaukazu" 1:0 i rewanż w Poznaniu powinien być formalnością

Czy Korona zagra w ekstraklasie? Trybunał zwleka... ?

Ambicje Lecha Poznań w tym sezonie sięgają znacznie dalej niż druga runda Pucharu UEFA. Wyeliminowanie azerskiego Chazara Lenkoran miało być zatem oczywiste. Niełatwe, bo - jak podkreślał trener Franciszek Smuda - to agresywnie grający zespół, ale jednak oczywiste. I to wbrew temu, co twierdzili miejscowi działacze, kibice, dziennikarze, absolutnie przekonani o wyższości Chazara i wykluczający sukces Lecha w Baku. - Jestem przekonany, że wygramy, bo takie opowieści to tylko public relations ze strony Azerów - mówił przed spotkaniem wiceprezes Lecha Arkadiusz Kasprzak. - Opowiadali nam o śmigłowcach i Bóg wie czym jeszcze, a jeżdżą jednak mercedesami, ale mocno przechodzonymi. Pytanie, czy faktycznie są tak bogaci, czy też tylko mówią, że są.

Na mocno już przestarzałym stadionie im. Tofika Bachramowa (to sędzia, który odpowiada za uznanie kontrowersyjnej bramki finału mundialu 1966 r.) zjawiło się mrowie, 25 tys. kibiców Chazara. Było ich tak wielu, bo władze klubu Chazar Lenkoran wpuszczały ich za darmo. Miała to być rekompensata za to, że mecz nie mógł odbyć się w Lenkoranie. Powodem było nieoddanie na czas tamtejszego, remontowanego lotniska. W samym Baku mieszka jednak i tak spora grupa Tałyszów, czyli ludu irańskiego z okolic Lenkoranu. Mają tu nawet swoją dzielnicę i targ, na którym zdecydowana większość kupców deklarowała, że na mecz pójdzie.

Na stadionie okazało się, że Azerowie głęboko wierzą w to, że sprostają "Kolejorzowi". Wystawili przeciw niemu niebywale ofensywny skład, z dwoma napastnikami. - Zazwyczaj Chazar gra jednym atakującym. Pojawienie się dwóch to znak, że trener Agasalim Mirdżawadow uznał, iż ma do czynienia z rywalem, którego można rozbić - mówili azerscy dziennikarze. A może po prostu postanowił zaryzykować?...

Ryzyko podjęli i faktycznie ruszyli na Lecha, ale były to ataki dość prymitywne i proste do zatrzymania. Długie podania - prawa, lewa, przerzut - tak wyglądała gra Chazara, w barwach którego grało dwóch Brazylijczyków, Bułgar, Litwin i zawodnik z Wybrzeża Kości Słoniowej, zwany Bamba. Kilka razy udało mu się wrzucić piłkę za plecy poznańskich obrońców i ci musieli gonić rywali, ale znakomicie grający Manuel Arboleda za każdym razem zdążył. Kiedy natomiast Lech zaczynał "klepać piłkę", czyli wymieniać wiele szybkich podań, z Azerów leciały wióry. Lechici robili to jednak zbyt mało odważnie i asekurancko. W zwalnianiu akcji "brylował" zwłaszcza Dimitrije Injac.

To jednak Lech stworzył groźniejsze akcje bramkowe, ze strzałem Hernana Rengifo w słupek z 26. min na czele. Kilkakrotnie dwójkowe akcje Semira Stilicia ze Sławomirem Peszko posiały popłoch u Azerów. Lech bramki przed przerwą nie strzelił, ale wydawało się, że większa krzywda też stać się mu tu nie może. Krzysztof Kotorowski nie musiał bronić żadnego strzału rywali - takich po prostu nie było.

Chazar próbował uruchomić swych graczy ofensywnych zaskakującym, długim podaniem. Lechitów za rzadko one jednak zaskakiwały. Bodaj najlepszy w Chazarze Bułgar Radomir Todorow próbował uciekać lewą stroną boiska czy strzelić z dystansu, ale były to próby skazane na niepowodzenie. Do przerwy mieliśmy 0:0 ze wskazaniem na Lecha.

A kilka sekund po rozpoczęciu drugiej Stilić z bliska strzelał wprost w bramkarza. Co za okazja! Dziesięć minut potem do strzału głową doszedł wreszcie Rengifo - piłka znów nie wpadła do bramki. Potem po strzale Roberta Lewandowskiego gospodarze wybijali piłkę z linii bramkowej. A ta jedna bramka rozstrzygnęłaby być może całą rywalizację. W końcu Lech miał w zanadrzu mecz w Poznaniu.

Zdesperowany spiker meczu nie wytrzymał. Zawołał przez mikrofon: - Chazar Lenkoran! Chazar Lenkoran! - Będzie kara. Za zachęcanie do dopingu UEFA je nakłada - zauważyliśmy. - Trudno. Pieniądze mamy, bramek nie - machnęli ręką siedzący obok dziennikarze z Azerbejdżanu.

Doping nie pomógł. Na kwadrans przed końcem Lech udokumentował swą przewagę w całym meczu bramką Lewandowskiego po podaniu Peszki. Zrobił to jednak o dziwo w momencie, w którym zaczął przeważać Chazar.

Goły tors policzkiem dla moralności

Na meczu w Baku stawiła się 80-osobowa grupa kibiców Lecha. Zachowywali się poprawnie, bardzo zdyscyplinowani. - Kiedy na mecz reprezentacji Polski z Azerbejdżanem zjechali do Baku kibice Legii Warszawa, byli agresywni i zrywali ludziom szaliki - opowiada Marek Lech, mieszkający na Kaukazie Polak, który był przewodnikiem drużyny Lecha. - Miejscowa prasa zrobiła im wtedy zdjęcia, opublikowała i napisała "Oto ludzie, którzy wskazują nam drogę do Europy".

Kibice zbulwersowali jednak gospodarzy, gdy w trakcie meczu zdjęli koszulki. - U nas nie wolno rozbierać się publicznie. To nieprzyzwoite. Na stadionie są kobiety! - od razu zakomunikowali nam zmieszani azerscy dziennikarze.

Wielki powrót Matusiaka? Grad goli Polaka w sparingach ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.