Justyna Kowalczyk: Szczęście na twarzy

Marit była nie do pokonania, ale zrobiłam wszystko, co mogłam. Nie tylko podczas biegu, ale od początku przygotowań do tego sezonu - mówiła Justyna Kowalczyk po zdobyciu wicemistrzostwa świata w biegu

Niespełna półtora kilometra przed metą Marit Bjorgen odjechała na zjeździe. Jej rodaczka Therese Johaug sprytnie przyblokowała Polkę i pozwoliła uciec koleżance, choć na konferencji prasowej zapewniała, że współpracy nie było.

Kiedy Kowalczyk ją minęła, strata do Marit była nie do odrobienia. Po samotnym finiszu Bjorgen zdobyła drugie złoto w Oslo.

- W erze Bjorgen srebrny medal jest jak złoty? - zapytał w niedzielę jeden z polskich dziennikarzy. - Tak, w erze astmatyków srebro jest złotem - odparła polska biegaczka, nawiązując do choroby Norweżki.

Przed MŚ Bjorgen przyznała, że walcząc z astmą, przyjmuje symbicort, w którym są zawarte niedozwolone dla zdrowych substancje. - Dzięki lekarstwom moja wydolność jest większa o 20 procent - powiedziała Bjorgen. Na co brązowa medalistka w sprincie, Słowenka Petra Majdić, odpowiedziała: - Kiedy ja mam słabszy dzień, moja forma jest gorsza od optymalnej o kilka procent, a nie o 20. I nie mogę się niczym wspomóc. Nie chcę mówić, że to nie fair. Ale jeśli twoje ciało pozwala ci zostać mistrzem, to nim jesteś. Ale gdy w organizmie coś szwankuje, to nie masz szans. Dla mnie wszystkie specyfiki powinny być zakazane, a kto ich użyje, powinien być ukarany dożywotnią dyskwalifikacją.

Bjorgen niezmiennie jednak powtarza, że wszystkie jej dolegliwości astmatyczne są udokumentowane. Ma każde potrzebne zaświadczenie i pozwolenie na przyjmowanie lekarstw. Nie uważa więc, że postępuje nieuczciwie.

U trzeciej na mecie sobotniego biegu łączonego, Therese Johaug, również stwierdzono astmę wysiłkową.

Robert Błoński: Jakby pani opisała swój nastrój po biegu?

Justyna Kowalczyk: Jestem szczęśliwa. Zdobyłam swój czwarty medal MŚ. Tyle samo przywiozłam też z igrzysk olimpijskich. Jest 4:4, ale mam nadzieję, że to nie było moje ostatnie słowo.

To był bieg w szalonym tempie...

- Część klasyczna miała być szybka i taka była. W pewnej chwili pomyślałam, że w nosie mam norweską taktykę i w ogóle taktykę innych. Walczę o swój medal i robię to, co mam do wykonania. Dlatego ruszyłam. Marit się za mną wiozła, Johaug też. Nie było współpracy, nie chciały mi w żaden sposób pomóc, mimo że kilka razy pokazywałam ręką, żeby mnie zmieniły na prowadzeniu. Na samej górze podbiegu stanęłam jak słupek i dopiero wtedy mnie minęły. Tak, zatrzymałam się na moment. Musiałam podyktować ostre tempo, żeby zgubić specjalistki od techniki łyżwowej. Z tyłu zostały Longa, Kalla i Follis. W pewnym momencie zaczęła zostawać także Johaug, ale jakoś się utrzymała.

Później zaczęła się łyżwa. I wszystko fajnie poszło. Może na klasyku troszeczkę przeszarżowałam, ale musiałam to zrobić, jeśli chciałam mieć tutaj medal.

W drugiej części norweskie dziewczyny bardzo mocno ze sobą współpracowały.

Na ostatnim, długim zjeździe Johaug była pierwsza, Bjorgen druga, a ja trzecia. Therese puściła Marit, a mnie nawet nie tyle, że nie chciała puścić - ona w ogóle nie chciała zobaczyć mnie przed sobą i robiła różne dziwne zygzaki. Dzięki temu Marit dostała kilka sekund w promocji. A przy takim zmęczeniu, tak blisko przed metą takiej straty nie dało się odrobić.

W połowie dystansu było już wiadomo, kto zdobędzie medal. Nieznane były tylko kolory.

- O to właśnie chodziło. Dlatego właśnie tak.

Czyli gdyby nie zachowanie Johaug przed zjazdem, utrzymałaby się pani Bjorgen?

- Marit jest bardzo dobra na podbiegach, bardzo dobra na zjazdach. Gdybym więc miała coś zrobić, to tylko na finiszu. Ale i tak musiałoby się wydarzyć jakieś nagłe olśnienie Justyny Kowalczyk, żeby ograła Bjorgen na finiszu łyżwą. W życiu jednak zdarzają się różne rzeczy.

Naprawdę nie była pani zła na Johaug?

- Nie. Słuchajcie, ja rozumiem tę sytuację. Gdybym biegła ze swoją rodaczką albo przyjaciółką z Ukrainy Walą Szewczenko, to w identycznej sytuacji zrobiłybyśmy tak samo. Takie są biegi narciarskie i nie ma już o czym mówić. Nie czuję żadnego żalu, tylko radość.

Ja mam jedno przekleństwo, z którym nie mogę się uporać. Tylko proszę nie brać tego dosłownie, nie mogę sobie poradzić z jedną zawodniczką, a cała reszta nie może sobie poradzić ze mną. Kiedyś to się zmieni, ale mam nadzieję, że nie w poniedziałek.

 

Wszystko o Justynie Kowalczyk ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.