Justyna Kowalczyk na Kamczatce: gejzery, niedźwiedzie i zamiecie

Gejzery, niedźwiedzie w gawrach i zamieć śnieżna - taki miesiąc odpoczynku miała mistrzyni olimpijska Justyna Kowalczyk

Trzy tygodnie urlopu Kowalczyk spędziła na mroźnej Kamczatce, gdzie w nocy temperatura sięgała -10 st. C. To miał być czas na regenerację organizmu po zdobyciu trzech medali olimpijskich, trzech kryształowych kul PŚ i triumfie w prestiżowym Tour de Ski. - Nie lubię leżeć na piasku. Wolę bez przymusu założyć narty i biegać - mówiła Kowalczyk.

Ale nie spodziewała się tak wyczerpującego dnia jak w ostatnią niedzielę. Organizatorzy ekstremalnego maratonu wywieźli uczestników w góry. - Tam nas zostawili samych i mieliśmy biec z powrotem. Po drodze mijałam gejzery i niedźwiedzie gawry. A zamieć była tak wielka, że na metr nie było nic widać. Nie było żadnej trasy, a do pokonania 25 km pod górę, 5 km nad przepaścią i reszta po płaskim - opowiada Kowalczyk.

- Na szczęście niedźwiedzie budzą się dopiero w maju - śmiał się Aleksander Wierietielny, trener Kowalczyk.

Polka wystartowała też w komercyjnym Sprint Tourze na Uralu. I wygrała, choć... - To miał być show, więc organizatorzy mówili, że tak zaplanowali trasy, by Justyna nie wygrała. Np. w Jekaterynburgu był zjazd ze stoku narciarskiego, z ostrymi zakrętami i małymi skoczniami - twierdzi Wierietielny. - Ale Justysia i tak się nie dała.

12 maja Polka rozpocznie przygotowania do nowego sezonu. - Obóz kondycyjny we Włoszech, potem Hiszpania i wyjazd na lodowiec - wylicza Wierietielny.

Kowalczyk uhonorowana przez PZN - dostała 200 tys. zł ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.