Serwismen Justyny Kowalczyk, Are Mets: To moje trzecie złoto olimpijskie

Przez pierwsze 20 km byłem w kabinie, patrzyłem w monitor i smarowałem. Robota była łatwa, bo słyszałem, że narty dobrze jadą na podbiegach, dobrze pracują na zjazdach, a pogoda się nie zmienia - opowiada serwismen Justyny Kowalczyk, Are Mets. W sobotę Polka zdobyła złoty medal igrzysk olimpijskich w wyścigu na 30 km. Polka wyprzedziła o 0,3 s Marit Bjoergen z Norwegii.

Robert Błoński, Jakub Ciastoń: Gratulujemy! Justyna na każdym kroku powtarza, że zawsze ma świetnie przygotowane narty.

Are Mets: Thank you, kitos, spasiba (śmiech, Estończyk podziękował w trzech językach). Dziś było ciężko przygotować narty, bo kiedy przyjechaliśmy na trasę sypał śnieg. A to jest najgorsze, co może być: śnieg i zero stopni. Wtedy jest loteria, do tego prognozy nie były najlepsze. Miało spaść pięć centymetrów śniegu... Na szczęście później zaczął padać deszcz. I to było dobre. Już wiedzieliśmy, jak przygotować narty na mokrą trasę, pracowaliśmy nad tym od paru dni. Jeśli nas chwali, to się cieszę.

Taki był plan, że Justyna zmieni narty dwa razy?

- Tak. Ale i tak wszystko zależało od niej. Patrzyła, co robią inne zawodniczki, czy zmieniają czy biegną dalej.

Co te medale znaczą dla pana?

- Bardzo są ważne. Zgodziłem się pracować w teamie Justyny, żeby pomóc w zdobyciu medali olimpijskich. Taki był nasz cel i jestem szczęśliwy, że udało się go osiągnąć. Miałem nadzieję na złoto i się spełniło.

Widział pan bieg?

- Nie bardzo. Musiałem pracować, przygotowywać narty. Przez pierwsze 20 km byłem w kabinie, patrzyłem w monitor i smarowałem. Robota była łatwa, bo słyszałem, że narty dobrze jadą na podbiegach, dobrze pracują na zjazdach, a pogoda się nie zmienia. Potem wyszedłem na trasę. Już nigdzie nie szedłem, zostałem na wysokości linii mety. Więc dokładnie widziałem, jak Justyna wygrywa z Marit. Byłem od tego kilkadziesiąt centymetrów.

Który to pana olimpijski złoty medal?

- Trzeci, wszystkie zdobyte klasykiem. W Salt Lake City i Turynie przygotowywałem narty swojemu rodakowi, Andersowi Veerpalu. Teraz Justynie. Spodziewaliśmy się, że jej najgroźniejszą rywalką będzie Marit Bjoergen i była.

Zostaje pan w teamie na następny sezon?

- Mam nadzieję i chciałbym. Ale ostatnie słowo w tej sprawie należy do Justyny.

Rano było nerwowo?

- Nie, ale na wszelki wypadek szybko przyjechaliśmy na trasę. I tutaj trochę zdenerwował nas ten sypiący śnieg. Miało być mokro, dlatego się zdziwiliśmy. Justyna nie była nerwowa, nie krzyczała, czekała na bieg. Wszystko było jak trzeba: wybraliśmy narty, dobraliśmy smary, przygotowaliśmy je. I pojechała.

Teraz świętowanie?

- (Mets patrzy do plastikowego kubka, który trzyma w ręku i się śmieje). To tylko coca-cola.

To mój Mount Everest - mówi Justyna Kowalczyk ?

Copyright © Agora SA