Biegi narciarskie. Puchar Świata w Otepaeae, czyli ostatnia próba sił przed Lahti. Plan Justyny Kowalczyk na mistrzostwa świata: sprint drużynowy, 10 km klasykiem i sztafeta

Justyna Kowalczyk zacznie mistrzostwa świata w Lahti wcześniej niż planowała: nie od biegu na 10 km klasykiem, tylko od drużynowego sprintu, w parze z Eweliną Marcisz. - Sama o to poprosiłam, potrzebuję tego - mówi Sport.pl Kowalczyk. W niedzielę próba generalna przed Lahti: 10 km klasykiem w Otepaeae

Drużynowy sprint to wyścig dwójek, któremu bliżej do konkurencji wytrzymałościowej niż klasycznego sprintu: każdy biegnie po trzy razy, na zmianę z partnerem. Odpoczynek jest bardzo krótki, zmęczenie się kumuluje. To konkurencja, w której Kowalczyk zdobyła swój jedyny po igrzyskach w Soczi medal, brąz w mistrzostwach świata w Falun w 2015 roku. Biegła wtedy w parze z Sylwią Jaśkowiec, stylem łyżwowym. W Lahti ta konkurencja będzie stylem klasycznym, po bardzo trudnej trasie, a partnerką Justyny nie będzie już Jaśkowiec, której karierę znów zatrzymały kontuzje. Tym razem w polskiej dwójce sprinterskiej znajdzie się Ewelina Marcisz, która w Pucharze Świata ostatni raz startowała w grudniu, punktowała raz, na 10 km klasykiem w Kuusamo była 27., ale niedawno na uniwersjadzie w Ałmatach zajęła na 5 km klasykiem czwarte miejsce.

Dwa dni po sztafecie - Bieg Piastów

To oznacza zmianę planów. Od początku zimy zanosiło się na to, że Kowalczyk skupi się w Lahti na jednym biegu, na 10 km klasykiem, a potem pobiegnie jeszcze tylko w sztafecie, o ile uda się ją złożyć, bo nie było to pewne. Teraz się okazuje że Polka zacznie mistrzostwa nie 28 lutego biegiem na 10 km, ale dwa dni wcześniej, właśnie drużynowym sprintem. A zakończy MŚ 2 marca, biegiem na pierwszej zmianie sztafety 4x5 km. Polska jednak zdoła wystawić drużynę, będą w niej oprócz Kowalczyk i Marcisz Kornelia Kubińska i Martyna Galewicz. Justyna odpuszcza w Lahti trzy konkurencje: sprint łyżwą, bieg łączony i 30 km łyżwą. Dwa dni po sztafecie będzie już na trasie Biegu Piastów w Jakuszycach.

"Sama poprosiłam. To mi dobrze zrobi'

- Miałam nie biec drużynowego sprintu. Ale sama o taką możliwość poprosiłam. Bo to jest jednak bardzo dobra rzecz. Trasa jest trudna. Był kiedyś w Lahti taki sprint klasykiem, wygrała go Marit Bjoergen, przed Julią Iwanową, ja byłam trzecia (w 2012 roku - red.). W mistrzostwach mamy się ścigać właśnie po tej trasie. Ta sprinterska sztafetka zawiera w sobie wszystkie najtrudniejsze elementy z pętli biegu na 10 km. I dobrze mi zrobi, jeśli ją dwa dni przed najważniejszym startem przebiegnę na pełnej adrenalinie. Nie wspominając o tym, że mi taki start ujmie trochę stresu, czymś się zajmę zamiast odliczać dni do dziesiątki klasykiem - mówi Sport.pl Kowalczyk.

Podróże w masce

Tej wspomnianej dziesiątce klasykiem Polka podporządkowała cały sezon. Z myślą o niej układała plan zgrupowań, startów, dietę, po to zakładała w podróży ochronną maskę, żeby 28 lutego w Lahti być w pełni zdrowia. To pierwsza taka zima w jej karierze: z tak małą liczbą startów w Pucharze Świata, z ograniczeniem biegów łyżwą do niezbędnego minimum, z planowaną z góry rezygnacją z Tour de Ski (Kowalczyk opuściła Tour również przed igrzyskami w Soczi, ale wówczas decyzję podjęła w przeddzień startu). Wszystkie przygotowania zmierzały właśnie do pięciokilometrowej pętli w Lahti i wyścigu z czasem, bo to jedyna medalowa konkurencja ze startu indywidualnego. - Ciągle sobie ten bieg układam w głowie. Analizuję różne techniczne sprawy, przygotowuję się psychicznie na wielki wysiłek, bo żeby się zmusić do takiego bólu, trzeba się specjalnie nastawić - mówi Kowalczyk.

Zobacz wideo

Otepaeae, drugi dom

W niedzielę czeka ją próba generalna: 10 km klasykiem w Otepaeae (początek o 10.30). To ostatni Puchar Świata przed MŚ. W pełnej obsadzie, w estońskim ośrodku, w którym Justyna często trenowała i starty tutaj przez lata traktowała jak zawody u siebie. Tutaj pierwszy raz w karierze stała na podium PŚ, tutaj pierwszy raz wygrała, dziesięć lat temu. Tu zebrała najwięcej pucharowych zwycięstw, aż pięć, w tym cztery na 10 km klasykiem. Wygrała również w 2012, gdy ostatni raz był w Estonii bieg na dystansie, potem organizowano tu tylko pucharowe sprinty.

Niedziela, dzień podpowiedzi

W niedzielę w Otepaeae Kowalczyk zmierzy się z najlepszymi biegaczkami pierwszy raz od początku grudnia. Od tamtej pory startowała w zawodach niższej rangi, wyjątek zrobiła tylko dla przedolimpijskiej próby w Pjongczang, gdzie wygrała bieg łączony, ale tam z kolei nie dojechały rywalki ze światowej czołówki. To niedziela w Otepaeae będzie najbardziej wiarygodną podpowiedzią, jak zmieniła się forma Kowalczyk na tle najmocniejszych przeciwniczek od dziewiątych miejsc w biegach na 10 km klasykiem w Kuusamo i Lillehammer. Zwycięstwo w Pjongczang sugeruje, że forma poszła w górę, ale dopiero Estonia da porównanie. - Najważniejsze, że wreszcie się wyzerował ten licznik czekania na zwycięstwo (poprzednie było w styczniu 2014 - red.) i że ta daleka podróż, zmiana stref czasowych, co zawsze jest jakimś ryzykiem, nie zostały bez nagrody. Ale potem już tylko odliczałam dni do Otepaeae i Lahti - mówi Kowalczyk.

"Patrzyli na mnie jak na wariatkę. Teraz ich rozumiem"

- Przez lata, gdy powtarzałam, że to jest moja najukochańsza trasa, inni patrzyli na mnie jak na wariatkę. A teraz jestem już w takim punkcie kariery, że zaczynam ich rozumieć. Wydolność już nie ta i nagle odkryłam, że tu jednak jest strasznie trudno. Biegniemy pełną piątkę, najtrudniejszy wariant. Trzy podbiegi, trzy zjazdy, razy dwa. To nie będzie szybki bieg. Będzie kolorowo przed oczami ze zmęczenia - mówi Justyna. Sobotni sprint łyżwą (wyścigi od 11) po bardzo trudnej trasie tradycyjnie już odpuszcza. To z kolei najważniejszy przed MŚ sprawdzian sprintera Macieja Staręgi.

Ostatni raz dać sobie po tyłku

Otepaeae to próba generalna, ale będzie raczej podpowiedzią niż odpowiedzią. Bo każdy tu zjechał z innego zgrupowania, z innymi wyliczeniami w głowie. Większość trenowała w wysokich górach, ale np. Amerykanki na niewielkiej wysokości w Szwecji. Marit Bjoergen na ostatnie zgrupowanie pojechała do Davos, z rodziną, Krista Parmakoski była w Livigno, Justyna Kowalczyk na Kaukazie. Jedni byli w górach 10 dni, inni blisko miesiąc z krótkimi przerwami. Jak Kowalczyk, która ostatni raz tak długie wysokogórskie zgrupowanie miała przed mistrzostwami świata 2011 w Oslo. A po zejściu z gór z każdym kolejnym dniem dyspozycja się zmienia. Liczy się każda doba. I każdy ma swój plan. Jedni chcą być w pełni formy już na pierwszy dzień rywalizacji w Lahti, sprinty łyżwą 23 lutego. Inni na bieg łączony 25 lutego, jeszcze inni dopiero na 28 lutego. - Otepaeae jest po to, żeby się przed Lahti przepalić, dać sobie ostatni raz po tyłku. I zobaczymy co z tego wyjdzie - mówi Kowalczyk. A dzień po starcie będzie już w Finlandii, na trasach ostatnich w karierze mistrzostw świata.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.