Kowalczyk najlepsza, 18,4 s za nią Kalla, 28,3 s za Polką Johaug, czwarta ze stratą 30,3 s Aino-Kaisa Saarinen i dopiero piąta, gorsza od naszej zawodniczki o 33,4 s, Bjoergen - to rezultaty z Soczi z olimpijskiego startu w tej konkurencji. Startu, do którego nasza mistrzyni przystąpiła z pękniętą kością stopy.
Od kilku sezonów zwyciężczynię biegu na 10 km klasykiem typować można prawie w ciemno. Tak jak kiedyś typować można było, że gdy już Adam Małysz doszedł do formy, dwa równe skoki zaniosą go po zwycięstwo.
Kowalczyk w formie jest. Eliminacje sobotniego sprintu ledwo przeszła, w półfinale się przewróciła, ale i tak - mimo błędów, które jej osłabiony zespół popełnił w smarowaniu nart - pokazała klasę. A że nie wywalczyła sobie tego, co wywalczyć ewidentnie mogła - tym lepiej dla nas.
Rozdrażniona Justyna to Justyna waleczna do kwadratu. Oczywiście Bjoergen też weszła w sezon mocno, wygrywając pierwsze zawody. Oczywiście groźna będzie Johaug, która coraz częściej w klasyku pokonuje starszą koleżankę. Na pewno Kalla znów potwierdzi, że i ona w tym stylu zrobiła postęp, a sił ma przecież więcej od rywalek, bo odpuściła sprint. Ale skoro Justyny nie pokonała depresja - a już wiemy, że nie pokonała, skoro nie zatrzymały jej krótsze niż zwykle przygotowania do sezonu, a już wiemy, że jej nie zatrzymały - to w niedzielę możemy oczekiwać tego, co lubimy najbardziej.