Kowalczyk prowadziła w biegu półfinałowym, ale na szczycie ostatniego podbiegu przewróciła się i nie awansowała do finału. Całe zawody wygrała Marit Bjoergen, druga była Katja Visnar, a trzecia - Maiken Falla.
Justyna Kowalczyk: Pod stopą mamy strefę smaru, który w takich warunkach jak dziś jest bardzo trudno dobrać. Na kwalifikacje posmarowaliśmy tak, że narty w ogóle nie trzymały się śniegu, co przełożyło się na taki, a nie inny wynik. Dlatego na zawody posmarowaliśmy tak, że trzymały bardzo mocno. Tak mocno, że zebrał się tam śnieg, którego nie potrafiłam się pozbyć, no i niestety upadłam. Mówiąc obrazowo: złapało tak, jakby z lodu zejść nagle na chropowaty teren. Momentalnie zatrzymuje cię z całym impetem. Tu nie ma mowy o żadnym błędzie, po prostu miałam pecha.
- Mój plan na dzisiaj polegał na tym, by rozkręcać się z biegu na bieg. W eliminacjach nie mogłam dać z siebie wszystkiego ze względu na narty, w ćwierćfinale nie musiałam dać z siebie wszystkiego, no a w półfinale, gdy miałam już uciec rywalkom, przydarzył się pech. Szkoda, bo te zawody były dzisiaj do wygrania, ale nie zawsze można wygrywać. Mimo wszystko bardzo się cieszę z tego, co pokazałam, moja forma jest naprawdę na bardzo dobrym poziomie.
- Faktycznie, może będę się go trochę mniej bać.