- To był najłatwiejszy Tour z tych zwycięskich - podsumował trener Aleksander Wierietielny. - Nie chciałem tego mówić w sobotę, ale po dziesiątce klasykiem byliśmy spokojni.
Kowalczyk była liderką od drugiego etapu, nie miała sobie równych w biegach klasykiem, nie dała się doścignąć w startach techniką dowolną. Pod nieobecność Norweżki Marit Bjoergen nie było komu zagrozić Polce. Nawet kiedy rywalki zmniejszały dystans, Kowalczyk miała wszystko pod kontrolą.
Finałowa wspinaczka to czołganie się na Alpe Cermis. Malutka i leciutka Therese Johaug odrobiła w pewnym momencie półtorej z dwóch minut do Polki, ale potem biegły jak na sztywnym holu. Przewaga przestała topnieć i Kowalczyk szczęśliwa padła za metą.
Rozstrzygnęły się nie tylko losy Tour de Ski, ale jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, nikt i nic nie odbierze Polce także Kryształowej Kuli za Puchar Świata. Czwartej w pięciu ostatnich sezonach. Strata Bjoergen jest za duża, a inne biegaczki nie mają szans zbliżyć się do poziomu Polki.
- Co teraz? Do czwartku zostajemy we Włoszech, żeby trenować. Czas na pracę, bo ostatnio był tylko start i odpoczynek, start i odpoczynek. A za tydzień biegniemy w PŚ w Libercu - uśmiechał się na mecie wzruszony trener Wierietielny.
Justyna Kowalczyk 2:25:21.6
Therese Johaug 2:25:49.5
Kristin steira 2:28:01.1
Krista Lahteenmaki 2:28:26.3
Astrid Jacobsen 2:28:35.1
Heidi Weng 2:28:50.7
Charlotte Kalla 2:29:12.9
Riitta-Liise Roponen 2:29:41.2
Anne Kylloenen 2:29:44.6
Kathrin Zeller 2:30:12.9