Biegi narciarskie. Justyna Kowalczyk dziękuje Maciejowi Kreczmerowi

Po triumfie w Tour de Ski Justyna Kowalczyk i jej trener dziękowali za pomoc w przygotowaniach byłemu reprezentantowi Polski w biegach narciarskich Maciejowi Kreczmerowi. - Pomagałem jej poprawić bieg ?łyżwą?. Chyba się udało... - opowiada Sport.pl nowy człowiek w ekipie polskiej mistrzyni olimpijskiej

Nie umiemy się powstrzymać na Facebook/Sportpl ?

W niedzielę Justyna Kowalczyk wygrała po raz trzeci z rzędu Tour de Ski, najbardziej prestiżową imprezę narciarską w sezonie. Na mecie opowiadała: - Przed wspinaczką na Alpe Cermis przez cały niedzielny ranek myślałam: "będziesz biegła jak za Maćkiem na obozie w Hiszpanii. Będzie ci ciężko, ale dasz radę, wytrzymasz". We wrześniu razem biegaliśmy po górach w Sierra Nevada, przez to moje kolano nadaje się do operacji, ale udało się. Wielkie dzięki dla Maćka, że zgodził się ze mną pracować.

A trener Aleksander Wierietielny dodał: - Bardzo dużo dała współpraca z Maćkiem Kreczmerem. Gdyby Justyna trenowała sama, nigdy by nie wypracowała tego, co zrobili we dwoje. On ją mobilizował, był pozytywnym dopingiem dla Justyny.

- Jejku, aż nie wiem, co powiedzieć. Miło mi słyszeć takie słowa, ale też bez przesady. Justyna to fantastyczny sportowiec - mówi nam Kreczmer, który razem z Kowalczyk jest teraz na zgrupowaniu w Jakuszycach. - Ja normalnie trenuję, bo chcę wystartować w Pucharze Świata w Polsce. Justyna spokojnie rusza się na nartach. Dochodzi do siebie po zwycięskim Tour de Ski.

Nie zastanawiałem się ani chwili

Kreczmer ma 31 lat. Jak na biegacza narciarskiego niewiele. Ale w 2011 roku po lutowych MŚ w Oslo skończył karierę.

W 2006 roku na igrzyskach w Turynie był siódmy w sprincie drużynowym, rok później piąty w MŚ w Sapporo w tej konkurencji. Innych sukcesów nie odnotował. W Pucharze Świata zdobył 35 pkt - wszystkie w sezonie 2009/10. Nadziei na większe sukcesy nie było, więc został serwismenem w kadrze Wiesława Cempy, w której bez najmniejszych osiągnięć startują inne polskie biegaczki.

- Na MŚ w Oslo dostałem propozycję współpracy. Było wiadomo, że kończę z bieganiem i zaczynam pracę jako serwismen, ale Justyna spytała, czy nie chciałbym z nią od czasu do czasu potrenować - opowiada Kreczmer. - Na pomysł wpadła razem z trenerem. Szukali nowych bodźców do ciężkiej pracy, a ja nie zastanawiałem się ani chwili. Pomysł okazał się świetny.

Po raz pierwszy spotkali się na wspólnych zajęciach w maju w Zakopanem. To było krótkie, dziesięciodniowe zgrupowanie, we wrześniu pojechali na trzy tygodnie do Sierra Nevada na wysokość ponad 2000 m n.p.m.

- Na tym nasza współpraca miała się skończyć - opowiada Kreczmer. - Chodziło o to, żebym pomagał Justynie w ciężkiej pracy wysiłkowej. Razem biegaliśmy, jeździliśmy na rowerze, rolkach, nartorolkach, wychodziliśmy na marszobiegi. Tam był kosmos, normalnie jak Tour de Ski albo trudniej. Codziennie wspinaliśmy się na różne sposoby: rowerem, na rolkach, klasykiem, łyżwą. Rowerem i klasykiem parę razy mnie przeciągnęła, mocna jest jak diabli. Za to ja biegłem lepiej krokiem łyżwowym. To jej najsłabszy punkt, ale chyba trochę się poprawiła. Widać to było na Alpe Cermis, gdzie dużo musiała pracować rękami, czyli tak, jak ćwiczyliśmy. Okazało się, że razem z trenerem są zadowoleni, więc pojechaliśmy razem do Ramsau na kolejne długie zgrupowanie. W grudniu, między startami w PŚ, dojechałem do włoskiej Santa Catariny, gdzie Justyna trenowała. Teraz zaprosiła mnie do Jakuszyc.

Kowalczyk opowiadała, że wspólne treningi z Kreczmerem były nieustanną rywalizacją. Czasem zachowywali się jak małe dzieci. A trener Wierietielny uśmiechał się, że "dawali czadu, aż miło".

Zawsze jak na zawodach

Czasem jednak przesadzali. - To prawda. Niby wychodziliśmy na trening, pod górę zmienialiśmy się na prowadzeniu, pierwszy jechał ten, kto miał więcej sił. Ale i tak zawsze kończyło się jak na zawodach. Jedno oglądało się na drugie. To nie bardzo podobało się trenerowi Wierietielnemu, który aż musiał nas uspokajać - wspomina z uśmiechem Kreczmer. - Mimo to na górze każde z nas wisiało na kijkach. Ale w porównaniu z ubiegłym rokiem Justyna poprawiła wszystkie czasy na treningach. Rywalizacja zawsze pomaga, we dwójkę raźniej. Człowiek łatwiej się mobilizuje, kiedy ktoś mu ucieka albo depcze po piętach.

Kreczmer dostał już od Kowalczyk zaproszenie na kolejne zgrupowania latem. - Cieszę się, to dla mnie idealna praca. Robię to, co lubię i potrafię. Pasują mi długie wyjazdy. Mam okazję porządnie potrenować i nie będę musiał się o nic martwić. Justyna ma wszystko zapewnione. Ale zasługuje na to jak chyba nikt. To wyjątkowy sportowiec, wie, czego chce, i jeśli coś robi, to robi to porządnie. Nie ma dla niej drogi na skróty. Wręcz odwrotnie, czasem trener musi ją hamować, żeby nie przeginała z obciążeniami. Na lodowcu mocno pracowała, by poprawić zjazdy. Wcześniej się bała, to był jej słabszy punkt. Trener filmował zjazdy i konsultował się, co jeszcze zmienić. Aż doszli do tego, że zjeżdża szybciej od Marit Bjorgen.

W połowie sezonu Polka jest wiceliderką PŚ i do Norweżki traci 102 punkty. W weekend nie wystartuje w sprintach w Mediolanie, a za tydzień obie spotkają się na trasach w Otepeaeae. - W pierwszych biegach sezonu miała pecha, a Norweżki osiągnęły szczyt formy i dlatego zdecydowanie dominowały. Nie martwiłem się, bo wiedziałem, jak jest przygotowana - mówi Kreczmer. - Teraz formy nie straci, nie ma wahań. Leci swoje, bo ma solidną bazę. Walka o Kryształową Kulę może potrwać do ostatniego startu.

Tajner: Justyna w fenomenalnej formie. Szanse na Kryształową Kulę znów realne!

Więcej o: