Trener Agnieszki Radwańskiej: Do szlema jeden krok

Agnieszka pokazała w tym roku, że jest w stanie grać agresywniej i zwyciężać z najsilniejszymi fizycznie tenisistkami - mówi Tomasz Wiktorowski.

Jakub Ciastoń: Finał Wimbledonu, trzy wygrane turnieje, m.in. prestiżowa impreza w Miami, przez kilka tygodni druga pozycja w rankingu WTA, pewny awans do Masters w Stambule. Co ten rekordowy sezon mówi o Agnieszce Radwańskiej? Że może wygrać turniej Wielkiego Szlema i być numerem jeden?

Tomasz Wiktorowski, trener Agnieszki: - Jeśli była w finale Wimbledonu, to znak, że zabrakło już naprawdę niewiele. To jest tylko jeden mecz, jeden krok, który da się zrobić. W tym roku nie wyszło, czekamy na kolejne turnieje wielkoszlemowe. Prowadzenie w rankingu? Do tego też zabrakło jednego meczu, bo wygrana z Sereną w Londynie mogła dać Agnieszce prowadzenie. Jesteśmy blisko, trzeba tylko mądrze planować i wyciągać wnioski.

Ale jeśli spojrzeć w statystyki, to w ostatnich trzech latach Agnieszka z Azarenką, Szarapową, Kvitovą, Li i Sereną Williams ma bilans - 3 zwycięstwa i 18 porażek. W tym roku z Azarenką przegrała sześć razy, z Li - trzy, z Williams - raz, z siłaczek pokonała tylko Szarapową. Mocno uderzające, agresywne tenisistki wciąż są jej głównym problemem.

- Potrzeba czasu. W tym roku Agnieszka zagrała kilka bardzo dobrych meczów z takimi tenisistkami, np. w Miami z Szarapową. Pokonała Kerber, też grającą coraz mocniej. Z Azarenką wygrała w 2011 r. w Tokio. Pokazała, że może z nimi nawiązać walkę i zwyciężać. Ale nie da się zrobić wszystkiego naraz. Nie przeskoczymy wszystkich ograniczeń, które Agnieszka ma od zawsze, czyli, że jest drobniejsza, niższa i delikatniejsza niż większość zawodniczek z czołówki.

W tenisie praca trenerów polega przede wszystkim na wyodrębnianiu atutów. Dlatego Szarapowa nie będzie raczej grała finezyjnie i lekko, bo ma 190 cm wzrostu i ogromny zasięg ramion. Wykorzystuje to i uderza mocno, atakuje. Agnieszce trudno gra się z tenisistkami, które są od niej wyższe, cięższe i mają większy zasięg ramion, bo sama bazuje na czymś innym - różnorodności, finezji, technice, wyczuciu i regularności. Ale nie stoi w miejscu, rozwija się i również może wygrywać punkty bezpośrednio. Były mecze, gdy potrafiła posłać 10 "winnerów" w secie i popełnić tylko trzy niewymuszone błędy. Te kilka piłek, które wygrywa się szybko - serwisem czy forhendem, są piekielnie ważne, bo dają wytchnienie.

Ta agresywniejsza gra wyhamowała trochę po Wimbledonie. Jesienią Agnieszka grała tak już tylko zrywami, ale na przestrzeni całego sezonu dało się zauważyć dużą różnicę.

Oczywiście dalej będziemy bazować na wymuszonych błędach przeciwniczek, ale dodanie kilku agresywnych zagrań czy wygrywających serwisów sprawia, że Agnieszka po równych meczach jest w stanie wygrywać z najsilniejszymi fizycznie dziewczynami. O to nam chodzi. Trzeba dalej nad tym pracować.

Czy poszukiwanie tego bardziej agresywnego stylu nie sprawia, że Agnieszka czasami gubi się na korcie taktycznie i nie wie, co ma grać? Pamiętam kilka takich spotkań, w których sprawiała wrażenie zagubionej - ruszała do przodu w złych momentach itd.

- Zgadza się, bo ofensywa to nie jest jej naturalny styl. Każdy w sezonie ma wpadki, gorsze momenty, gdy - jak mawiają tenisiści - nie "czują" kortu czy dystansu. Agnieszka też. W takich trudnych chwilach zawsze w tenisie bazuje się na tym, co ma się zakodowane w genach - na fundamentach, elementach w pełni wyćwiczonych, zautomatyzowanych. Ten agresywny tenis to jest dla Agnieszki nowość. Udało się go powoli wprowadzić, ale wszystko potrzebuje czasu. Agnieszka zdaje sobie sprawę, co powinna robić, ale ważny jest też rachunek zysków i strat - nie może ruszyć do ataku frontalnego, bo zburzy to, co jest w jej tenisie najlepsze - regularność i umiejętność niepopełniania błędów. Ważne jest, żeby rozwijać nowe atuty, ale jeszcze ważniejsze - aby rozwijać się jako tenisistka. To, a nie agresywna gra, jest naszym celem.

Azarenka, Szarapowa, Williams mogą grać jeszcze mocniej i szybciej? W którą stronę pójdzie kobiecy tenis? Gdzie jest granica?

- Idealna tenisistka przyszłości to będzie dziewczyna uderzająca piłkę tak mocno jak Serena, mająca taki repertuar zagrań jak Agnieszka i biegająca tak szybko jak Errani. Był taki moment, że Kvitova zbliżała się do ideału, bo miała i siłę, i finezję, a do tego nieźle się ruszała. Wtedy była jednak szczuplejsza niż teraz. Doznała kontuzji i wszystko się zmieniło. Dziś już nie jest tą samą osobą, która wygrywała Wimbledon i Masters w 2011 r.

Agnieszka lubi ćwiczyć nowe elementy gry? Nie buntuje się?

- Na pewno dużo przyjemniej trenuje się to, co dobrze wychodzi, i to, co się lubi, a trochę mniej przyjemnie trudniejsze elementy. Agnieszka jest jednak taką osobą, która - nawet, jeśli na jednym treningu chwilę pomarudzi - jest na tyle ambitna i świadoma tego, co musi zrobić, żeby się dalej rozwijać, że na kolejnym spotkaniu wracamy do pracy bez żadnych problemów.

Agnieszka dwa razy kończyła już sezony na stole chirurga. Dwa lata temu miała operowaną stopę, wcześniej - rękę. Jak jest teraz? I czy to jest normalne, że pod koniec sezonu dopadają ją tak poważne kontuzje?

- Teraz, odpukać, wszystko jest w porządku. Agnieszka narzekała na drobne dolegliwości, ale nie było to nic poważnego.

Jeśli prześledzimy skok rankingowy Agnieszki, to zobaczymy, że obciążenia przyszły skokowo. Nie weszła płynnie w zawodowy tenis, ale zdobyła go szturmem, a obciążenia w juniorskim tenisie są dwa razy mniejsze niż w zawodowym. Jej organizm przez kilka lat dostał więc zwiększoną dawkę wysiłku. I zareagował. Teraz jest lepiej, bo Agnieszka się przyzwyczaiła, ale przede wszystkim wzmocniła się fizycznie. Dziś naprawdę bardzo dużo trenuje ogólnie, a także pracuje regularnie z fizjoterapeutami i wykonuje specyficzne ćwiczenia przeciwdziałające najczęstszym kontuzjom.

Większą siłę fizyczną Agnieszki widać w statystykach?

- Oczywiście. Np. wzrósł procent skuteczności pierwszego serwisu, a także jego prędkość - o kilkanaście kilometrów na godz. Ale widać to także w statystyce zagranych meczów [nie licząc debla i Pucharu Federacji Radwańska rozegrała 74 spotkania, a np. w 2009 r. - 67, a rok skończyła operacją ręki]. Agnieszka wytrzymuje większe obciążenia.

Skąd się u niej biorą takie porażki, jak z Cetkovską czy z Vinci? To nie są siłaczki.

- Każda tenisistka miewa takie porażki. To są dziewczyny, które po prostu grają podobnie do Agnieszki. Umieją tyle samo co ona, jeśli chodzi o grę kombinacyjną. Agnieszka na korcie musi zazwyczaj niwelować u rywalek atut siły fizycznej, a tu jest w innej sytuacji.

Patrząc na przypadek Karoliny Woźniackiej, pierwsze miejsce w rankingu chyba lepiej zdobyć po wygraniu Szlema. Na Dunkę spadła potworna krytyka, że nie zasłużyła na prowadzenie.

- Agnieszka chce być numerem jeden. Każdy tenisista chce. Dlatego nie przyłączę się do krytyki, która spadała na Jelenę Janković, Dinarę Safinę czy Karolinę. Wszystkich krytyków zapraszam na kort. Niech spróbują zostać numerem 500.

System WTA jest stworzony dla tych, którzy grają równo przez cały rok, a nie dla tych, którzy liczą na jeden strzał. Gdyby Serena Williams grała więcej, to dziś byłaby bezapelacyjnie numerem jeden z 14 tys. punktów w rankingu, a Azarenka, Szarapowa i Agnieszka biłyby się co najwyżej o miejsce numer dwa. Ale Serena miała w tym sezonie inne priorytety, turnieje niższej rangi jej nie kręcą po prostu.

Najtrudniejszy moment sezonu to były igrzyska?

- Cały okres po Wimbledonie był najtrudniejszy. Agnieszka zrobiła wielki wynik, doszła do finału Wielkiego Szlema, zrealizowała jedno z marzeń, ale następnego dnia trzeba było zejść na ziemię. Trochę tego nie udźwignęła.

Skąd wzięły się niefortunne wypowiedzi po porażce w olimpijskim mikście, które wywołały tyle kontrowersji?

- Cała nasza ekipa wie, jak Agnieszka strasznie przeżywała porażki w singlu i deblu. Naprawdę bardzo ją zabolały. Ale tenis tym różni się od innych sportów olimpijskich, że nie mamy dwóch czy trzech miesięcy wolnego na lizanie ran, płakanie i budowanie pewności siebie i formy od początku. Za chwilę jest samolot, następny turniej, trzeba się uśmiechnąć i żyć dalej. Stąd wzięło się tamto nieporozumienie.

We wtorek w Stambule rusza Masters z udziałem ośmiu najlepszych tenisistek sezonu. Agnieszka ma szansę na zwycięstwo?

- Szansa zawsze jest, trzeba mieć pozytywne nastawienie. Ale tam nie będzie słabych tenisistek. Nie wolno lekceważyć nikogo. Ani Kerber, która pokazała, że w tym sezonie jest w stanie wygrać nawet z Sereną Williams, ani Sary Errani, przez wielu niedocenianej, która świetnie będzie się czuła na wolnej nawierzchni z wysokim kozłem piłki. To warunki idealne dla niej. W Stambule decydujące będą detale - zmęczenie, psychika, dyspozycja dnia.

Agnieszka, tak jak Szarapowa czy Azarenka, ma atut doświadczenia, bo grała w Stambule przed rokiem. Zna nietypową nawierzchnię, której nie ma na żadnym innym turnieju w sezonie. Jest tak szorstka, że po jednym gemie piłka wygląda jak pomarańcza.

Agnieszka podpisała z tobą niedawno profesjonalny kontrakt. Jak jest teraz zorganizowany wasz team?

- Nic się nie zmieniło. Głównym trenerem pozostaje Robert Radwański, z którym Agnieszka i Urszula ćwiczą zawsze, gdy są w Krakowie. Ja jestem do dyspozycji na wyjazdach dla Agnieszki, a Urszula współpracuje z innym polskim trenerem - Maciejem Synówką. Oprócz tego Agnieszka i Urszula mają na stałe w Krakowie trenera od przygotowania fizycznego - Wacława Mirka. Współpracujemy też z fizjoterapeutami i sparingpartnerami, w Stambule w tej roli jest z nami Dawid Celt. W przyszłym sezonie chcemy zabierać fizjoterapeutę na najważniejsze turnieje, żeby mieć go do dyspozycji wyłącznie dla siebie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA