Wimbledon. Radwańska: Serwis, koncentracja i trochę szczęścia

- Powiedzieli, że mamy czas na dogranie tego meczu do godz. 23, dopiero wtedy przerwą definitywnie. Spojrzałam na zegarek, była 21.30, i powiedziałam: ? O mój Boże, naprawdę chcecie żebyśmy jeszcze grały tyle godzin?" - opowiadała Agnieszka Radwańska po dramatycznym boju o półfinał Wimbledonu, w którym pokonała Marię Kirilenko 7:5, 4:6, 7:5.

Decydująca faza Wimbledonu:    mężczyźni ?    kobiety ? 

Jakub Ciastoń: Gratulacje po osiągnięciu życiowego sukcesu - półfinału Wielkiego Szlema!

Agnieszka Radwańska: - Dziękuję. Bardzo się cieszę. Także dlatego, że to się stało tu, w Wimbledonie, gdzie wszystko się zaczęło, gdzie wygrywałam jako juniorka, a potem dochodziłam do dwóch ćwierćfinałów.

Co w tym dramatycznym meczu z Kirilenko było kluczowe?

- To był mecz na stykach, zacięty do granic, decydowały pojedyncze piłki. Nawet serwis nie był w nim jakąś szczególną bronią, bo było sporo przełamań serwisów. Walczyłam do końca o każdą piłkę.

Kirilenko szalała, grała mocno, ofensywnie, co najbardziej panią zaskoczyło w jej grze?

- Nic mnie nie zaskoczyło. Grała, tak, jak zawsze: agresywnie, świetnie się ruszała. Dobrze grała. Lepiej niż na korcie twardym, a na trawie nigdy nie grałyśmy wcześniej. Widać było, że czuła się pewnie. Wiedziałam, że jest w gazie, bo przecież tutaj w Wimbledonie świetnie sobie radziła. Nie spodziewałam się, że aż tak dobrze zagra.

Był moment, że czuła pani, że zwycięstwo się wymyka, np. w drugim secie, gdy rywalka się nakręciła, zaczęła świetnie serwować?

- Od początku wiedziałam, że łatwo nie będzie. Szło na równi. Większe szanse to ja miałam może dopiero przy meczbolu. Miałam też w tym meczu trochę szczęścia. Gdyby w końcówce ta piłka nie poszła po siatce w kort, to... kto wie, jak by się to skończyło. W pierwszym secie też szczęście pomagało, ale jej też pomagało. W przyrodzie nic nie ginie.

Świetnie zagrała pani końcówkę po wznowieniu gry na korcie centralnym.

- Wróciłyśmy na kort przy 4:4 w trzecim secie. Wiedziałam, że nie można sobie pozwolić na chwilę dekoncentracji. Musiałam pilnować serwisu, to było najważniejsze. To był długi dzień, długi mecz, ważne więc także, że wytrzymałam to fizycznie. Jedna piłka mogła zdecydować. Walczyłam, jak mogłam.

Wasz mecz był przerywany przez deszcz w sumie cztery razy, czy kiedykolwiek grała pani takie spotkanie?

- Nie, nie przypominam sobie, żebym tyle razy musiała schodzić z kortu z powodu deszczu. To zawsze dodatkowe utrudnienie, bo trzeba utrzymać koncentracje, nie stracić rytmu gry. Poza tym, przenosiny się z kortu otwartego do hali, a przecież na centralnym był dach, to tak naprawdę zmiana tenisa na halowy, zupełnie inna gra. To było dodatkowe utrudnienie na te kilka gemów w końcówce.

No właśnie, dlaczego przeniesiono wasz mecz na kort centralny? To wszystkich kompletnie zaskoczyło. Dzień wcześniej meczu Andy'ego Murray'a przerwanego na korcie nr 1 nie przeniesiono na centralny. Dziś zrobiono inaczej.

- Nam od początku mówiono, że będą chcieli dograć wszystkie kobiece ćwierćfinały we wtorek. Dlatego, kiedy przerwano mecz w trzecim secie, byłam gotowa na ciąg dalszy. Powiedzieli, że mamy czas do 23, bo wtedy przerywają definitywnie. Spojrzałam na zegarek, była 21.30, i powiedziałam: " O mój Boże, naprawdę chcecie żebyśmy jeszcze grały tyle godzin?" (śmiech). W sumie, to dobrze, że to się tak skończyło. Może u mężczyzn uznali, że mają jeszcze jeden dzień w zapasie, bo to była 1/8 finału? Nie wiem, nie rozumiem tutejszych regulaminów pogodowych. Na pewno, jeśli dalej ma tak padać i wiać, to wolę grać pod dachem w półfinale.

Tomek Wiktorowski opowiadał, że przed ostatnią przerwą była pani głodna, że był jakiś problem z jedzeniem, bo zamknięto restaurację i uratował panią jakiś polski kucharz.

- To możliwe, bo są tu dwie osoby z polski w kuchni. Skombinował makaron, ale nie pytałam jak go skombinował.

O finał Wimbledonu zagra pani z Andżeliką Kerber...

- Znamy się, grałyśmy kilka razy, zawsze zacięte, trzysetowe mecze. Przegrałam w Nowym Jorku, ale potem zrewanżowałam się w Tokio. To jest półfinał Szlema, każda dziewczyna gra dobrze, rankingi nie mają znaczenia. Nie grałyśmy jeszcze na trawie. To będzie duże wyzwanie. Andżelika zrobiła w ostatnim roku wielki postęp, jest regularna, dobrze się rusza, uderza mocno. Trzeba z nią być bardzo cierpliwym, żeby zbudować przewagę na korcie.

To największy wynik w pani karierze, jakieś szczególne odczucia w związku z tym?

- Wiadomo, że półfinał Szlema jest najważniejszy, ale ciężko tak naprawdę porównywać różne turnieje. Było już kilka takich, z których też byłam dumna, które zapamiętam, na długo, choć nie były to Wielkie Szlemy.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA