Twoi znajomi już nas lubią. Sprawdź którzy na Facebook.com/Sportpl ?
Zaczęło się dobrze. W południe Australijczyk polskiego pochodzenia Peter Luczak rozpoczął mecz z Francuzem Stephanem Robertem. To było piąte z ośmiu starć drugiej rundy, cztery pierwsze bez kłopotów rozegrano w środę. W środę też największa gwiazda poznańskiego turnieju - Łukasz Kubot - opowiadał o tym, jak wstrząśnięty jest faktem, iż na jego pierwszy mecz ze Słowakiem Kamilem Capkoviciem przyszły we wtorek tłumy ludzi. - Ci ludzie zasługują na to, żebym tu wygrał - mówił.
Kiedy Luczak i Robert skończą grać, na kort miał wyjść właśnie Kubot do swojego drugiego w turnieju meczu, przeciwko Włochowi Marco Crugnoli. Na Golęcin znów wybierały się tłumy, pełne wiary w sukces Polaka najwyżej notowanego na świecie od czasów Wojciecha Fibaka.
Godzinę przed planowanym startem meczu gruchnęła jednak wieść, że Kubot się wycofał z turnieju. Rano wyszedł na trening. Odbił piłkę bekhendem jedną ręką, drugą - było w porządku. Odbił piłkę forhendem - też wszystko gra. Oburęczny forhend - bez zastrzeżeń. Oburęczny bekhend... niedobrze, zabolał nadgarstek.
- Każdy, kto oglądał wtorkowy mecz Kubota z Capkoviciem widział, że Polak cały czas miał problem z bekhendem bitym oburącz. Nie trafiał, działo się coś złego. Powodem był ból nadgarstka - mówi dyrektor Poznań Porsche Open powered by Enea, Krzysztof Jordan. - W środę jeździliśmy po szpitalach, na prześwietlenia i konsultacje do lekarzy. Niczego nie wykazały. Nie było żadnego złamania czy zwichnięcia. Łukasz Kubot wyszedł więc na trening i wtedy ból znów się odezwał. Od łokcia aż po dłoń. To chyba jakieś przeciążenie albo zmęczenie.
Polak poinformował supervisora turnieju, że się wycofuje. - We wtorek grałem z niesamowitym bólem, ale chciałem wygrać ostatnią piłkę dla tych wspaniałych kibiców. Niestety okazało się, że nadgarstek nie pozwoli mi na kolejny mecz. Nie mogę ryzykować przed US Open. Czas na odpoczynek - powiedział i wyjechał.
- Dla nas to wielkie zmartwienie, bo mogliśmy mieć najpiękniejszy turniej w całej jego historii. Turniej, którego nigdy nie było i który być może już nigdy się nie powtórzy. Ta publiczność, Łukasz Kubot z szansami na wygraną... To wszystko było niepowtarzalne - podłamuje się dyrektor Jordan. - Bardzo, bardzo żałujemy tego, co straciliśmy.
Na tym jednak kłopoty turnieju się nie skończyły. Ulewa, która zerwała się nad Poznaniem przerwała już pierwszy czwartkowy pojedynek między Luczakiem i Robertem. Do wieczora nie udało się już rozegrać ani jednej piłki, a na dodatek prognozy na najbliższe dwa dni nie są dobre. Ma lać aż do soboty.
- Na takim turnieju, rozgrywanym od poniedziałku do weekendu, newralgiczne są dwa dni. Właśnie czwartek i sobota. Deszcz nam bardzo paraliżuje cały system rozgrywek - mówi Krzysztof Jordan. W piątek powinny się już bowiem odbyć wszystkie cztery ćwierćfinały, w sobotę - półfinały, a w niedzielę - finał. Tymczasem nie odbywa się nic.
Jeśli w piątek nie będzie padać, tenisiści wyjdą na kort już o godz. 10. Wówczas na korcie centralnym rozpocznie się mecz ostatniego Polaka w turnieju - Jerzego Janowicza - z Jaroslavem Pospisilem. Na zwycięzcę tego spotkania już czeka Marco Crugnola - to spotkanie ma się rozpocząć o godz. 17. Prognozy na piątek są jednak bardzo niekorzystne - deszcze w Poznaniu ustać mają dopiero w sobotę.