Tenis. Co dalej z Kubotem?

Metodą prób i błędów, przy pomocy czeskich trenerów Polak odnalazł swój najlepszy tenis w wieku 29 lat. W deblu może grać jeszcze nawet 10 sezonów, ale w singlu zostały mu dwa lata kariery. Dlaczego wystrzelił tak późno? Czy zdąży jeszcze odnieść sukces?

Decydująca faza Wimbledonu: mężczyźni ? kobiety ?

Kubot w dramatycznych okolicznościach przegrał w poniedziałek w 1/8 finału Wimbledonu z Hiszpanem Feliciano Lopezem. W tie-breaku w trzeciej partii zmarnował dwa meczbole. Ostatecznie poległ w pięciu setach.

Za 1/8 finału zarobił ok. 300 tys. zł, w poniedziałek powinien wrócić w okolice 70. miejsca w rankingu ATP, co znów - tak jak w 2010 r. - pozwoli mu występować w dużych turniejach bez eliminacji. Najbliższe plany to impreza w Stuttgarcie (11 lipca), być może także w Hamburgu (tylko debel), a następnie turnieje na twardej nawierzchni w Ameryce. W US Open pod koniec sierpnia na pewno uniknie męki w kwalifikacjach - listy startowe zostaną zamknięte za dwa tygodnie. Polak do tego czasu z setki nie wypadnie, choćby nie zagrał meczu.

W Londynie nie osiągnąłby 1/8 finału bez konsekwentnej ofensywnej taktyki. Atakował przy siatce jak szalony, nawet po drugich serwisach. Taka sama postawa doprowadziła go miesiąc wcześniej do III rundy Rolanda Garrosa, a w styczniu do II rundy Australian Open.

Renesans formy Kubot zawdzięcza Janowi Stocesowi. Dopiero czeski trener, wynajęty w listopadzie, umiał przekonać Polaka do postawienia na totalną ofensywę. - Wcześniej ciągnęło mnie do siatki, ale brakowało kropki nad "i". Stoces powiedział: "Zaufaj mi, a wszystko będzie dobrze" - opowiadał w Londynie Kubot. - Łukasz grał zbyt defensywnie, z jego siłą i techniką trzeba było przesunąć go pod siatkę na stałe - podkreślał Stoces. Dopiero konsekwentna taktyka "serve & volley" zrodziła najefektowniejsze zwycięstwa Kubota - z Querreyem w Melbourne, z Almagro w Paryżu, z Karloviciem i Monfilsem w Londynie. Do ćwierćfinału Szlema zabrakło jednej piłki - asa lub dobrze wykończonego woleja.

Dlaczego Kubot znalazł swój optymalny tenis dopiero jako 29-latek? Odpowiedź jest brutalna: bo urodził się w Polsce, gdzie nie ma systemu szkolenia, trenerów, a zainteresowanie tenisem jest minimalne. Gdyby system istniał, Kubot wcześniej trafiłby na nauczycieli jak Stoces, którzy podpowiedzieliby mu, co ma robić i jak sterować karierą. Gdyby urodził się w Czechach, zapewne ktoś wcześniej wpadłby na pomysł, że Polak rusza się za słabo na grę z głębi kortu, ale ma serwis i technikę odpowiednią do frontalnego ataku.

Na US Open Kubot może zajść jeszcze dalej niż na Wimbledonie?

Kubot zaczął się piąć powoli w górę dopiero, gdy w 2005 r. zamieszkał w Pradze. Wypróbowywał różnych czeskich szkoleniowców. - W Polsce nie ma fachowców na wysokim poziomie. Wyjątek to Robert Radwański, który nie jest lubiany, a zasługuje na wielki szacunek za doprowadzenie dwóch tenisistek do czołówki. Nie ma systemu szkolenia, promowania zawodników, infrastruktury. Pamiętam, że jak wyjeżdżałem z Polski, to brakowało hal, by w ogóle móc trenować zimą. Wstyd, że w 40-milionowym kraju nie mamy tenisisty w pierwszej pięćdziesiątce. A zobaczcie, ilu ludzi gra amatorsko - mówił Kubot rok temu, gdy w pierwszym ładnym przebłysku doszedł do 1/8 finału Australian Open.

Kariera Polaka to wieczne próbowanie, testowanie, sprawdzanie. Nawet gra w debla była jego pomysłem, przez który przypadkowo odkrył, a potem rozwinął umiejętności ofensywne - woleje i returny. - Momentami grał jak Federer - mówił trzy dni temu Gael Monfils. A Feliciano Lopez miał w trakcie walki z Polakiem skojarzenia z Samprasem.

- Trwało to tak długo, bo uczyłem się na błędach. Nie miał mi kto podpowiedzieć. Dopiero niedawno zrozumiałem, jak bardzo pomaga mi debel. W parze z Oliverem Marachem zobaczyłem, że można wygrywać z najlepszymi w dużych turniejach. Skoro dało się w deblu, to dlaczego nie w singlu? Zacząłem grać w eliminacjach, mozolnie piąć się do góry. Nabrałem pewności siebie - mówił Kubot po Australian Open 2010.

W Polsce tylko Ryszard Krauze i jego Prokom przez chwilę wspierali tenis, płacąc stypendia juniorom, próbując rozwinąć dyscyplinę. Ale kiedy Krauze zakręcił kurek, wszystko zniknęło. Dziś na wielkoszlemowe turnieje Polska nie wysyła już nawet juniorów.

- Jestem wdzięczny za to, gdzie jestem, Ryszardowi Krauze, który wspierał polski tenis, ale poza tym do wszystkiego doszedłem sam. Dlatego tyle to trwało - opowiadał Kubot.

Na właściwą ścieżkę wszedł w wieku 29 lat, gdy dla tenisisty wybrzmiewa ostatni dzwonek. Najstarszymi zawodnikami tegorocznego Wimbledonu w singlu byli 33-letni Arnaud Clement i jego rówieśnik Tommy Hass, ale obaj odpadli w I rundzie (Clement z Kubotem). Tenis stał się niezwykle wymagający fizycznie, szybki - na palcach jednej ręki można policzyć zawodników grających z powodzeniem po trzydziestce. Polak ma dwa sezony, by jeszcze spróbować osiągnąć coś w singlu. Zostało mu być może sześć - osiem startów w Szlemach. O ile zdrowie pozwoli, Łukasz ma szansę przebić się do pierwszej pięćdziesiątki listy ATP, może powalczyć o mniejsze turniejowe zwycięstwo albo dobry wynik w Szlemie. Trudno się jednak spodziewać, by w tym wieku zadomowił się w elicie na dłużej. Co innego w deblu, tam może zarabiać pieniądze nawet jeszcze dziesięć lat. Mark Knowles, który grał z Kubotem w parze na Wimbledonie, dobija czterdziestki.

Łukasz mówił po przegranej z Lopezem, że będzie jeszcze długo rozpamiętywał meczbola. A powinien żałować, że nie wyjechał wcześniej z Polski.

Z czego słynie Wimbledon? Sprawdź, czy wiesz

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.