Przed ostatnim dniem rywalizacji w Grupie Czerwonej kończącego sezon turnieju w Singapurze dla ośmiu najlepszych singlistek roku sytuacja Radwańskiej wydawała się beznadziejna.
26-letnia Polka (nr 5) zajmowała ostatnie miejsce z dwoma porażkami, bo przegrała i z Szarapową (nr 3), i z Pennettą (nr 7). Na domiar złego w pojedynku ostatniej szansy czekała rozstawiona z numerem jeden Halep, ustępująca w rankingu WTA tylko nieobecnej na Masters z powodu kontuzji Serenie Williams. Na ostatnie pięć meczów Polki z Rumunką cztery wygrała młodsza o dwa lata tenisistka z Konstancy.
Fachowcy z federacji WTA skrupulatnie wyliczali, że na 16 możliwych kombinacji różnych wyników obu meczów ostatniej kolejki - w drugim Szarapowa grała z Pennettą - tylko jeden scenariusz przepychał Radwańską do półfinału. Polka musiała w dwóch setach pokonać Halep, a potem liczyć na równie gładkie zwycięstwo Rosjanki z Włoszką. Wtedy zajęłaby drugie miejsce za niepokonaną Szarapową, bo jako jedyna urwała jej seta.
Brzmiało to niemal jak fantazjowanie, tym bardziej że po zwycięstwie Radwańskiej z Rumunką Szarapowa nie musiałaby już się męczyć z Pennettą, bo awans miałaby w kieszeni.
Ale okazało się, że kilkanaście tysięcy widzów w Singapurze oglądało wczoraj na korcie dzień cudów.
Największym była postawa Radwańskiej, która z Halep momentami grała na kosmicznym poziomie. Pierwszy set był niezwykle zacięty, przeciwniczka świetnie się ruszała, potrafiła umiejętnie przyśpieszać piłki. Z takimi rywalkami - niepopełniającymi wielu błędów w dłuższych wymianach, a jednocześnie uderzającymi z dużą zawziętością - Polka grać nie lubi. Szczególnie gdy nie ma już w nogach wiele sił, a w poprzednich spotkaniach było widać u niej spore zmęczenie. Gdy w tie-breaku pierwszego seta zrobiło się 1-5, wszystko wskazywało na to, że lada moment zakończy się dla Radwańskiej sezon.
Ale wtedy stało się coś, czego chyba nikt się nie spodziewał. Agnieszka ruszyła z takim impetem, że Halep po prostu stanęła i skapitulowała. Polka niemal fruwała nad kortem, grała agresywnie, ostrzej, częściej ruszała do przodu, nie bała się uderzać wzdłuż linii. To było prawdopodobnie kilka najlepszych akcji Agnieszki w całym 2015 r. Od stanu 1-5 w tie--breaku dogoniła Rumunkę na 6-5. A emocje z każdą minutą rosły. Na koniec seta Polka z Rumunką zagrały wymianę, którą zagraniczni dziennikarze na Twitterze szybko okrzyknęli "wymianą roku". Piłka przelatywała nad siatką kilkanaście razy. Najpierw Halep szarżowała przy siatce, ale została odparta, potem do przodu wyskoczyła Radwańska. W tej akcji było wszystko - loby, dropszoty, dramaturgia, publiczność siedziała jak na szpilkach. Na koniec Polka zagrała świetny forhend po przekątnej. "O mój Boże! Czy państwo to widzieli?!!" - wydzierała się Tracy Austin, była mistrzyni US Open, komentująca mecz w amerykańskiej telewizji. Halep dobiegła do piłki, ale przestrzeliła. Przegrała seta 6:7, a niedługo potem mecz, bo w decydującej partii Polka wciąż nacierała, a Halep opadła z sił i chyba straciła wiarę, że może jeszcze coś wskórać.
To był niezwykły mecz Radwańskiej, bo przezwyciężyła w nim swoją główną słabość - w kluczowym momencie nie cofnęła się, nie czekała na prezenty od rywalki, ale sama wyszarpała zwycięstwo. Ze statystyk wynikało, że w tie-breaku odbijała 40 proc. piłek, stojąc w korcie. Wcześniej - tylko 20 proc., bo głównie biegała za linią końcową. W całym meczu miała aż 30 winnerów, czyli bezpośrednio wygranych piłek - jak na tenisistkę bazującą na defensywie to wynik niespotykany. W teorii bardziej ofensywna Halep winnerów miała wczoraj tylko 20.
- Szczerze? Jak w tie-breaku było 1-5, myślałam, że już po wszystkim. Rozluźniłam się, odstresowałam, nie kalkulowałam, tylko grałam każdy punkt jak najlepiej - powiedziała Radwańska, która za awans do półfinału zarobi już prawie 400 tys. dol.
Piękne zwycięstwo z Halep nic by jednak nie dało, gdyby nie to, co stało się kilka godzin później, gdy w drugim meczu Szarapowa pokonała Pennetę 7:5, 6:1.
Radwańska zapytana, czy przyjedzie na trybuny, żeby kibicować Rosjance, odparła z uśmiechem: - Nie, bo nie chcę wywierać dodatkowej presji. Będę jej kibicować przed telewizorem w hotelu.
Rosjanka pomogła, bo zagrała na sto procent. Awans miała już pewny, a gdyby oddała Włoszce seta, do półfinału awansowałaby z pierwszego miejsca razem z rywalką. Ale Szarapowa nie kalkulowała, nie przejęła się też tym, że 33-letnia Włoszka grała ostatni mecz w karierze, bo po US Open zapowiedziała, że idzie na sportową emeryturę. - Przegrałam z nią kilka razy, musiałam jeszcze zdążyć się zrewanżować - uśmiechnęła się Maria.
Wczorajszy dzień w Singapurze był niezwykły, ale nie wyjątkowy, bo... podobnie było przed rokiem. Wtedy Radwańska też awansowała do półfinału w ostatniej chwili, też z bilansem 1-2. I też decydował urwany Szarapowej set i pomoc innej zawodniczki, wówczas Karoliny Woźniackiej.
Bariery półfinału Radwańska jeszcze nie przekroczyła - w 2012 r. odbiła się od Sereny Williams, przed rokiem od Halep. Na razie nie wiadomo jeszcze, z kim zagra w sobotę. Dopiero dziś rozstrzygnięcia w grupie Białej: Hiszpanka Garbine Muguruza (nr 2) mierzy się z Czeszką Petrą Kvitovą (nr 4), a jej rodaczka Lucie Šafá!rova (nr 8) - z Niemką Angelique Kerber (nr 6). Liderką na razie jest Muguruza, ale żadna z tenisistek nie straciła szans na awans.
Radwańska seksowna i roześmiana podczas WTA Finals [ZDJĘCIA]