Takich meczów i takich rywalek Radwańska nie lubi najbardziej. Mocno uderzająca i grająca na maksymalnym ryzyku Cibulkova - stosując język sportowców - nie leży Polce. Słowaczka potrafiła pokonać krakowiankę w lipcu w Stamford. Potrafiła również przegrać 0:6, 0:6 podczas styczniowego turnieju w Sydney.
Dlatego wynik tej gry był dla każdego niewiadomą. Radwańska przyjęła na to spotkanie jasną taktykę - czekała na błędy rywalki, nie atakowała, schowana za podwójną gardą odbijała wszystko, co mogła, by po chwili liczyć na to, że Cibulkova wyrzuci piłkę w aut, albo trafi w siatkę. I ta strategia przyniosła pożądany efekt. Choć początek nie był łatwy (Cibulkova grała jak w transie, trafiając wszystko), po 15 minutach Radwańska przejęła kontrolę nad wydarzeniami na korcie.
Cibulkova próbowała grać swoje. Pisząc, że atakowała przy każdej nadarzającej się okazji, to mało... Ona uderzała z każdej siły za każdym razem, szukając przy tym linii i kątów. Precyzji wystarczyło jej na połowę pierwszego seta i nieco więcej drugiego. Gdy Radwańska wrzucała trzeci bieg, Słowaczka była bezradna.
W decydującym secie Radwańska cierpliwie czekała na swoją szansę. Serwowała dobrze, więc z łatwością wygrywała swoje gemy serwisowe. Na przełamanie zaczekała do końca seta - zmuszając rywalkę do biegania, sprowokowała ją do popełnienia czterech niewymuszonych błędów z rzędu. W sumie popełniła ich ponad 30...
Kolejną rywalkę 24-letniej Radwańskiej w Tokio wyłonił wieczorny pojedynek. Dziewiąta obecnie na świecie Niemka polskiego pochodzenia Angelique Kerber (nr 5.) pokonała w nim byłą liderkę rankingu WTA Tour - Serbkę Ana Ivanovic (11.) 6:4, 6:2.