"To nie mecz, to rzeźnia" - żartował na Twitterze australijski dziennikarz, gdy Radwańska rozbijała w czwartek w finale w Sydney (pula nagród 690 tys. dol.) Dominikę Cibulkovą 6:0, 6:0 w nieco ponad godzinę. 15. rakieta świata, była półfinalistka m.in. Rolanda Garrosa, właściwie nie istniała na korcie. Polka grała tak szczelnie w obronie, że Słowaczka szybko pękła psychicznie, zaczęła ryzykować i pudłować. Popełniła aż 36 tzw. niewymuszonych błędów, Polka - tylko osiem.
Po raz ostatni w finale turnieju WTA padł tzw. rowerek [6:0, 6:0 w żargonie tenisowym] siedem lat temu w Quebec City, gdy Marion Bartoli rozgromiła Olgę Puczkową. Niedługo potem Francuzka osiągnęła życiowy sukces - finał Wimbledonu.
- Przepraszam, nie umiem inaczej, ja nie odpuszczam - uśmiechała się Radwańska, odbierając czek na 117 tys. dol. To jej 12. tytuł, drugi w sezonie. W tym roku jest niepokonana, wygrała dziewięć meczów. Nikt nie ma lepszego bilansu.
"Radwańska wysłała ostrzeżenie rywalkom" - napisała na stronie internetowej federacja WTA. Bukmacherzy jeszcze przed finałem widzieli Radwańską jako czwartą w kolejce po tytuł w zaczynającym się w poniedziałek Australian Open, ale w czwartek przesunęli Polkę na trzecie miejsce - przed Marię Szarapową. Wyżej są tylko Serena Williams i Wiktoria Azarenka.
Przed rokiem w Sydney triumfowała Białorusinka i 16 dni później w Melbourne sięgnęła po swój pierwszy tytuł w Szlemie. Częściej jednak triumfatorki z Sydney w Melbourne dochodziły daleko, ale turnieju nie wygrywały - jak np. Justine Henin w 2008 r. czy Jelena Dementiewa w 2009 i 2010 r.
Jak będzie z Radwańską? Tenisistka zapewnia, że czuje się świetnie. - Nie miałam się czym zmęczyć, nie straciłam nawet seta. Wierzę w siebie, wiem, że mogę wygrać wszędzie, także w Melbourne. Jestem w czołówce od lat, może nastał mój czas - mówiła czwarta rakieta świata.
- Występ w dwóch turniejach tuż przed Wielkim Szlemem zazwyczaj jest złym rozwiązaniem. Nikt z czołówki tak nie robi - przestrzega Wojciech Fibak, były triumfator Australian Open w deblu. - Agnieszka już nieraz się na tym przejechała. Rok temu wygrała w Brukseli, a potem odpadła w III rundzie Rolanda Garrosa, przed US Open jeździła do New Haven, by potem odpaść w II rundzie. Korty w Sydney i Melbourne minimalnie się różnią, więc lepiej być na miejscu kilka dni, przyzwyczaić się, wypocząć.
Zakładając, że pierwszy mecz Polka zagra w poniedziałek, na kortach w Melbourne będzie trenować tylko przez weekend.
- Agnieszka rzeczywiście się nie zmęczyła, ale ona ma być świeża w przyszłym tygodniu, gdy będzie się rozstrzygała walka o tytuł, a nie w I rundzie. Oby wtedy Auckland i Sydney nie odbiły się czkawką. W grze Agnieszki nic fundamentalnego się nie zmieniło. W wyczuciu, technice i precyzji wyprzedza rywalki o kilka długości - dodaje Fibak.
On też uważa, że faworytką AO jest Serena, a za nią Azarenka. Radwańska miała szczęście w losowaniu, bo z jedną z nich może zagrać najwcześniej w finale. W jej połówce drabinki w półfinale może wpaść na Marię Szarapową, która w tym sezonie nie zagrała ani jednego meczu.
W I rundzie Radwańska zmierzy się z Australijką Bojaną Babusić (WTA 307), w 1/8 finału może trafić na Serbki Anę Ivanović lub Jelenę Janković, a w ćwierćfinale na Chinkę Na Li. Ostatnio ze wszystkimi wygrywała.
- W finale z Cibulkovą Agnieszka miała bombową formę - uważa Paweł Ostrowski, były trener m.in. Angelique Kerber. - Od razu skoczyła Słowaczce do gardła i już nie puściła. Cibulkova była jednak bardziej zmęczona. W poprzedniej rundzie stoczyła wyczerpujący mecz [z Kerber]. Widać, że Agnieszka jest świetnie przygotowana do sezonu. Poprawiła pracę nóg, lepiej wyprowadza uderzenia, ukłony w stronę ojca Roberta Radwańskiego, bo przecież z nim pracowała w przerwie zimowej w Krakowie. Nic nie straciła z zeszłorocznej formy. Teraz widać, jak wielkie znaczenie ma u niej świeżość i pewność siebie. Pod koniec sezonu w Stambule też grała świetnie, ale była już wyczerpana fizycznie i psychicznie, przegrała m.in. z Szarapową i Williams. Teraz, wypoczęta, nie musi już takich spotkań przegrać - uważa Ostrowski.
W Melbourne w singlu zagra jeszcze troje Polaków. Rozstawiona z nr. 31. Urszula Radwańska zmierzy się w I rundzie z Amerykanką Jamie Hampton (WTA 64) uznawaną za jeden z największych młodych talentów tenisa w USA. Jerzy Janowicz (nr 24) trafił na Włocha Simone Bolellego (ATP 80), a Łukasz Kubot (76) na Hiszpana Daniela Gimeno-Travera (71). W III rundzie Polacy mogą wpaść na siebie.
Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na smartfony