Zdecydowanie cięższe przejścia z sędzią miał Janowicz w nocy z wtorku na środę. Mecz Polaka z Somdevem Devvarmanem rozgrywany był na jednym z mniejszych kortów, który nie posiada możliwości sprawdzania zagrań (tzw. challange). Janowicz po błędnej jego zdaniem decyzji sędzi, padł na kolana i zaczął krzyczeć: "ile jeszcze razy!''. Za to zachowanie dostał ostrzeżenie.
Po chwili wstał i nerwowo podbiegł do sędzi. - Powiedz, ile jeszcze razy, nie będziesz widzieć takich piłek. [Ta ostatnia] była wolna. To nie jest zabawne - wykrzyczał wściekły Janowicz Chorwatce.
Tym razem w wygranym 6:0, 6:7, 6:3 meczu deblowym Polak grał z opatrzoną dłonią, na której pojawiły się odciski. - To męski tenis, Polak ma plaster i musi z nim grać - - mówił trener Polaka Kim Tiilikainen . Tak walkę na korcie relacjonuje dziennikarz Sport.pl: "Polacy wydawali się przez moment bardziej koncentrować na dłoni Jurka niż na meczu. Rywale przespali moment, w którym mogli ugryźć naszych. Co więcej, frajersko oddali swój serwis popełniając dwa podwójne błędy i mecz im uciekł.".
Dalej na swoim blogu Marek Furjan opisuje sytuację, w której doszło do małych spięć pomiędzy sędzią, a Janowiczem: "Na korcie znów można było zobaczyć lekarza. Na dzień przed meczem z Almagro, Janowicz prosił o interwencje kilkukrotnie, choć arbiter dwa razy pomocy udzielić nie pozwolił. Wynika to z zasad - Jurek mógł być opatrywany tylko w przerwach między gemami. Były małe sprzeczki słowne z arbitrem, targi o wspomniane wizyty lekarskie, ale nie stało się nic nadzwyczajnego.
'Co mam zrobić? Ten plaster mi odpada!' - pytał Janowicz Krzysztofa Guzowskiego, masażystę podróżującego z Polakami, który obserwował jego mecz. O odpowiedź było ciężko, bo uraz powstał w miejscu, które cały czas ma kontakt z rakietą, przez co nie da się go szczelnie zabezpieczyć" - czytamy na blogu dziennikarza.