Jerzy Janowicz: Samprasem nie jestem

- Moje życie zmieniło się o 180 stopni. Potrzebuję kilku chwil spokoju, muszę nabrać dystansu do tego, co się stało. Dopiero wtedy zacznę planować, co dalej - mówił po powrocie z Paryża Jerzy Janowicz

Jeśli to miał być pierwszy egzamin ze sportowej dojrzałości, to niespełna 22-letni Janowicz zdał go nieźle. Na pierwszej konferencji prasowej po największym sukcesie w karierze, czyli finale turnieju ATP w Paryżu, był spokojny, rzeczowy i opanowany. Umiał oprzeć się zalewającej Polskę "Jerzykomanii".

Nie minęło kilka chwil, gdy jeden z dziennikarzy zaczął porównywać go do Adama Małysza, przewidywać, że narodził się nowy fenomen. - Gdyby osiem dni temu ktoś powiedział, że zagram w finale z Davidem Ferrerem, wyśmiałbym go. Jechałem tam z zamiarem przejścia eliminacji. Jestem megaszczęśliwy, ale potrzebuję kilku chwil spokoju, dopiero wysiadłem z samolotu, muszę nabrać dystansu, spojrzeć na to wszystko z oddali - mówił Janowicz, który pokonał kolejno pięciu rywali z czołowej dwudziestki rankingu i zarobił ponad 960 tys. zł. - W ciągu tygodnia w Paryżu zdarzyło się tyle, ile przez 21 lat mojego życia. Każdemu życzę takich wrażeń - dodał.

Zobacz wideo

W niedzielnym finale przegrał z piątym na świecie Ferrerem 4:6, 3:6. - Ciężko się grało, byłem wyczerpany. W noc przed finałem spałem trzy godziny, wcześniej było niewiele lepiej. Za dużo emocji, nie miałem też apetytu. To wszystko odbiło się w finale. Ferrer jest zawodnikiem, z którym musisz wspiąć się na najwyższy poziom, żeby nawiązać walkę. Zagrał solidnie, a ja z każdym gemem słabłem. Czułem, że w innych okolicznościach byłaby szansa na zwycięstwo, ale tego dnia rywal był za silny - dodał Janowicz, któremu na konferencji towarzyszyli mama, tata i fiński trener Kim Tiilikainen.

Szkoleniowca Janowicza zapytano, czy czuje się dalej na siłach prowadzić zawodnika, który wskoczył do Top 30. Fin nie ma wielkiego doświadczenia, nigdy nie prowadził tenisisty z czołówki. Od wielu lat mieszka w Poznaniu, bo jego żona jest Polką. Dla rodziny Janowiczów był stosunkowo tanim fachowcem. - Od zawsze wierzyłem w talent Jerzego. O dalszą współpracę powinniście zapytać jego - odparł Fin. Janowicz zażartował, że czeka ich poważna rozmowa w cztery oczy, ale dało się wyczuć, że zwycięskiego składu raczej nie zmieni. Dziękował za pomoc także nowemu trenerowi od przygotowania fizycznego - Piotrowi Grabii z Łodzi. Pracując z nim, poprawił szybkość i wytrzymałość. Od 2010 r. Janowicz w ogóle nie miał trenera od przygotowania fizycznego, bo poprzedni - Mieczysław Bogusławski - wyjechał pracować do Kazachstanu. Ale jemu też dziękował w szczególny sposób: - Traktował mnie jak drugi ojciec, trenował mnie od 11. roku życia. Bardzo wiele mu zawdzięczam.

Janowicz powiedział, że szok związany z finałem w Paryżu - nigdy wcześniej nie ograł nawet tenisisty z Top 40 - był tak wielki, że cieszy się z zakończenia sezonu. Najbliższy turniej zagra dopiero w styczniu. Przed nim trzy tygodnie wakacji, podczas których w ogóle nie weźmie do ręki rakiety, ale raczej nie wyjedzie z Łodzi. Dopiero pod koniec listopada wznowi treningi. - Gdybym taki wynik jak w Paryżu zrobił w połowie sezonu i musiał grać dalej, chybabym tego mentalnie nie wytrzymał - stwierdził.

Nowości będzie sporo. Największa to inny kalendarz startów. Janowicz na początku poprzedniego roku grał głównie w małych imprezach rangi Futures i w Challengerach w Europie, dopiero od lata, gdy doszedł do III rundy Wimbledonu, kwalifikował się do imprez ATP i wyjechał np. do Moskwy. Teraz z tak wysokim rankingiem będzie rozstawiony w Australian Open, a być może w kilku innych turniejach na początku roku na antypodach. Jeśli utrzyma się w Top 30, teoretycznie może grać w każdej imprezie ATP, gdzie nawet za I-II rundę można zarobić po kilka-kilkanaście tysięcy euro. Np. w styczniu 2012 r. na turnieju w Sydney obecny ranking dałby mu rozstawienie z numerem 7. Wyższy ranking to przywileje - lepsze korty treningowe, samochód z szoferem podczas turnieju itd. - Naprawdę czuć różnice, jest dużo łatwiej, gdy jest się wysoko w rankingu. To daje duży komfort psychiczny. Najtrudniejsze w tenisie jest przebicie się do czołówki - mówiła wielokrotnie Agnieszka Radwańska, czwarta rakieta kobiecego rankingu WTA.

Na razie nie wiadomo, gdzie Janowicz rozpocznie sezon. Może od razu pojechać na antypody - do Sydney lub Auckland, lub na początku do Azji - np. duży turniej w Katarze, gdzie grają zazwyczaj Roger Federer i Rafael Nadal. - Przed Australian Open zagram jedną imprezę, ale nie wiem jeszcze gdzie - zaznaczył.

Wraz z awansem w rankingu pojawią się też nowe zagrożenia. Teraz to Janowicz stanie się celem - każdy będzie chciał ograć wschodzącą gwiazdę, "Polaka, który ograł Murraya". Rola faworyta jest trudniejsza niż tego, na którego nikt nie stawia. - Mam raczej silny charakter i nadzieję, że to, co będzie się teraz działo w moim życiu, mnie nie zrujnuje, ale da mi raczej kopa do dalszej pracy i na tym moje sukcesy się nie skończą. Podczas tego tygodnia nauczyłem się dużo, przede wszystkim tego, że jestem w stanie wygrywać ze światową czołówką - stwierdził Janowicz.

Gdy pojawiły się porównania do Pete'a Samprasa, legendarnego, świetnie serwującego Amerykanina, natychmiast je odrzucił. - Nasze style gry różnią się całkowicie, nie mam nic wspólnego z Samprasem. Nie wypada mi porównywać się do takiej gwiazdy - powiedział Polak, który w przeciwieństwie do Amerykanina prawie nie chodzi do siatki. Gra ofensywny tenis, ale ostrzał prowadzi z linii końcowej.

Skończą się też jego kłopoty finansowe. W styczniu nie było go stać na wyjazd na Australian Open. - To było strasznie dołujące, ale uparłem się, by dostać się do Top 100. I udało się. Wierzę, że teraz w końcu pojawią się sponsorzy, którzy będą chcieli mnie wspierać - powiedział Janowicz, który jako junior otrzymał ok. 0,5 mln zł wsparcia od Polskiego Związku Tenisowego, ale później, gdy ze wspierania związku wycofał się biznesmen Ryszard Krauze, popadł w kłopoty. Jego karierę finansowali rodzice i nieliczni sponsorzy, m.in. firma PBG.

Co jest najważniejsze w tenisie? - Cierpliwość. Na początku roku byłem w trzeciej setce. Trzeba wierzyć w siebie i czekać, aż wreszcie coś zaskoczy - mówił Janowicz. - Tenis jest dla mnie całym życiem. Zacząłem trenować, gdy miałem pięć lat. Pamiętam, że zawsze po przedszkolu jeździłem na korty. Tenis to moja druga połowa.

1,3 mln

widzów oglądało w kulminacyjnym momencie relację z finału w Paryżu w Polsacie Sport

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA