Dziś emocjonujemy się wyczynami Agnieszki Radwańskiej czy Jerzego Janowicza. 30 lat temu co kilka dni gazety zamieszczały notatki związane z występami poznaniaka Wojciecha Fibaka. Depesze z odległych stron świata, z zachodnim miast były na upstrzonych propagandą stronach gazet powiewem wielkiego świata.
"Wojciech Fibak wygrał w Chicago" - można było chociażby przeczytać w samym środku stanu wojennego, gdy jeśli ktoś wyjeżdżał z Polski do Chicago, to rzadko już stamtąd wracał. Wojciech Fibak, 30-letni wtedy tenisista rodem z Poznania, był naszą eksportową wizytówką. Małym udziałem Polski w wielkim, światowym sporcie zorganizowanym na wzór zachodni - a takim sportem był wówczas tenis.
Dla poznańskiego zawodnika w 1982 roku kariera singlowa dobiegała powoli końca. Pamiętajmy, że Wojciech Fibak miał zaledwie 21 lat, gdy w 1973 roku wygrał swój pierwszy duży turniej w Mediolanie - pokonał wówczas w finale Włocha Corrado Barazzuttiego. To i kilka innych sukcesów pozwoliły mu uwierzyć, iż może zostać znakomitym tenisistą. Dlatego w 1974 roku przerwał studia na Uniwersytecie Adama Mickiewicza i zajął się trenowaniem na dużą już skalę, głównie na kortach w ciepłej Hiszpanii. Sukcesy przyszły szybko.
W 1975 roku Wojciech Fibak wdarł się do pierwszej setki klasyfikacji światowej tenisistów. Był to niedawno wprowadzony ranking ATP, w którym zliczano punkty z poszczególnych turniejów. Otwierał go wtedy Jimmy Connors, który o palmę pierwszeństwa walczył najczęściej ze Szwedem Björnem Borgiem.
W 1976 roku Polak był już na 14. miejscu na świecie, a w lipcu 1977 roku zajął najwyższe w karierze miejsce - dziesiąte. Nic dziwnego, na wielkoszlemowym turnieju French Open w Paryżu dotarł aż do ćwierćfinału, w którym dopiero uległ Argentyńczykowi Guillermo Vilasowi. Na kortach Wimbledonu z kolei zatrzymał go dopiero Björn Borg. To była fantastyczna kariera...
Na turnieju w Kolonii ofiarą Wojciecha Fibaka padł sam John McEnroe, a zwycięstwo w 1978 roku w turnieju Australian Open pozwoliło mu przejść do historii jako drugiemu Polakowi (po Jadwidze Jędrzejowskiej sprzed wojny) z tytułem wielkoszlemowym na koncie. Poznaniak wygrał ten turniej w deblu, w parze z Australijczykiem Kimem Warwickiem.
Kiedy przyszły lata 80. i Wojciech Fibak zbliżał się do trzydziestki, jego sukcesy osłabły. Polak stawiał na debla, wprowadzał w tajniki gry także nową gwiazdę tenisa z obozu socjalistycznego - Czechosłowaka Ivana Lendla.
Wtedy przyszła jesień 1982 roku i Wojciech Fibak raz jeszcze pokazał klasę. Wygrał swoje ostatnie trzy turnieje w życiu - w Amsterdamie, Chicago i Paryżu, za to jeden po drugim. Informacje o sukcesach Wojciecha Fibaka napływały szybko i pozwalały wierzyć w "drugą młodość" Polaka.
2 listopada 1982 roku mogliśmy przeczytać w "Gazecie Poznańskiej": "Zaskoczenie jest kompletne i na dodatek nie ma nikogo, kto by mógł wytłumaczyć, skąd wzięła się wielka forma naszego najlepszego tenisisty Wojciecha Fibaka. W przeciągu krótkiego okresu czasu dość słabo przez cały sezon spisujący się Wojciech wygrał kolejna imprezę. W Paryżu nasz eksportowy zawodnik pokazał znakomite przygotowanie. W półfinale wprost zmiażdżył rozstawionego z numerem 1 sławnego Amerykanina [Briana] Gottfrieda 6:3, 6:7 (11-13), 6:0, by w finale dać prawdziwą lekcję Bilowi Scanlonowi. Na paryskim korcie Polak potrzebował zaledwie półtorej godziny, by zwyciężyć 6:2, 6:2, 6:2. ". Tenże Bill Scanlon został przez niego pokonany także w finale w Chicago, natomiast w Amsterdamie polski mistrz ograł w finale innego Amerykanina Kevina Currena. W październiku był bliski wygrania także turnieju w Neapolu, ale tu w finale na drodze stanął mu Ivan Lendl.
W agencyjnej depeszy czytamy o finezyjnej grze Wojciecha Fibaka i bardzo precyzyjnych uderzeniach, które spowodowały, że Fibak niepodzielnie panował na korcie. "Czym nas jeszcze zadziwi tej jesieni? - pytali dziennikarze.
Po paryskim turnieju w 1982 roku Polak nie wygrał już żadnej innej imprezy. W listopadzie doszedł jeszcze do półfinału imprezy w Sztokholmie, gdzie lepszy okazał się Francuz Henri Laconte. W Dortmundzie był w finale, ale tam pokonał go Brian teacher.
Liczył się odtąd głównie w deblu, wrócił także do rozgrywek Pucharu Davisa, w którym przez lata Polska musiała sobie radzić bez niego. Pojawiał się na światowych kortach aż do 1988 roku, gdy odpadł z debla w Rotterdamie. Zarobił łącznie 2 725 403 dolarów i zakończył karierę.
Wygrane turnieje singlowe Wojciecha Fibaka:
1976 Bournemouth, Sztokholm (WCT), Wiedeń
1977 Düsseldorf, Monterrey (WCT)
1978 Kolonia
1979 Denver, Stuttgart (hala)
1980 Dayton, Nowy Orlean, Sao Paulo
1981 Gstaad
1982 Amsterdam (WCT), Chicago (WCT), Paryż (hala)