PŚ w Pjongczangu. Szturc: Maciej Kot faworytem do medali. Nie mniejszym niż Stoch

- Pamiętam, jak Maciek Kot bał się przed debiutem w Pucharze Świata. To było 10 lat temu, a on miał 15 lat i był bardziej jak te dzieci, które wiozłem na nieoficjalne mistrzostwa świata, niż jak dorosły skoczek - mówi Jan Szturc. - Teraz jest takim samym faworytem do medali MŚ w Lahti jak Kamil Stoch czy Stefan Kraft - dodaje odkrywca talentu m.in., Adama Małysza. W czwartek w Pjongczangu Kot odniósł swe drugie w karierze zwycięstwo w Pucharze Świata. Już 25 lutego pierwszy konkurs MŚ

Obserwuj @LukaszJachimiak

W sobotę w Sapporo Kot wygrał po raz pierwszy. Po kilku dniach potwierdził, że tuż przed główną imprezą sezonu jest w świetnej formie. Na olimpijskiej skoczni HS 109 w Pjongczangu niespełna 26-latek z Zakopanego był najlepszy. Wyprzedził Stefana Krafta i Andreasa Wellingera. Ta dwójka do niedawna uchodziła za głównych rywali Stocha na MŚ w Lahti. Teraz widać, że z Austriakiem i Niemcem świetnie walczy również Kot.

- Poza tą czwórką w walce o medale liczyć powinni się jeszcze Daniel Andre Tande i Peter Prevc - mówi Szturc.

Wujek i pierwszy szkoleniowiec Adama Małysza podkreśla, że znalezienie się Kota w tym gronie jest niespodzianką. - Na pewno więcej było takich, którzy nie wierzyli, że Maciek będzie aż tak mocny niż tych, którzy coś takiego typowali. I to nawet pomimo dobrej, równej formy, jaką Kot pokazuje od początku sezonu - mówi Szturc. - Przez lata Maciek przyzwyczaił kibiców, że jest solidny, często dobry, ale na taki mistrzowski błysk, jaki ma teraz, musiał czekać bardzo długo - dodaje trener.

Kot zadebiutował w Pucharze Świata 10 marca 2007 roku. Wystąpił wtedy w drużynowym konkursie w Lahti. Dopiero trzy miesiące później skończył 16 lat. W elicie pokazał się nie mając choćby jednego punktu zdobytego w drugiej lidze światowych skoków, czyli w Pucharze Kontynentalnym (skoczek, który nie spełnia takiego wymogu może wystartować w PŚ tylko w konkursie drużynowym i to pod warunkiem, że pozostali zawodnicy z zespołu mają punkty). - Lecieliśmy wtedy do Lahti razem. Kadra A z Adamem Małyszem, Hannu Lepistoe jako trenerem, Rafałem Kotem, który był fizjoterapeutą ekipy, i ja z Klimkiem Murańką, Olkiem Zniszczołem i Tomkiem Byrtem, czyli wówczas dziećmi, które na skoczni K-70 w Lahti miały swoje nieoficjalne mistrzostwa świata juniorów - opowiada Szturc. - Maciek był głównym tematem rozmów. Widziałem, jak bardzo się denerwuje. Nic dziwnego, był wtedy bardziej jak dziecko niż jak dorosły skoczek - dodaje szkoleniowiec.

Kot w swoim debiucie wypadł przyzwoicie, pomógł Polsce zająć szóste miejsce. Ale marzeń o błyskawicznym dołączeniu do światowej czołówki nie spełnił. Tak naprawdę na dobre zadomowił się w niej dopiero teraz, w sezonie mistrzostw świata w Lahti. - Życzę mu, żeby w wyjątkowym dla siebie miejscu zdobył medale. I w drużynie, i indywidualnie - mówi Szturc. - Nigdy nie mieliśmy tak dobrej sytuacji jak teraz. Mimo małej obniżki formy Piotrka Żyły [w Pjongczangu był 27. i 18.] jesteśmy kandydatem do złota w "drużynówce", a indywidualnie tak samo duże szanse na podium w obu konkursach mają Kot i Stoch. Kamil jest może teraz mniej stabilny od Maćka czy Stefana Krafta, widać, że on raz skoczy świetnie, a raz słabiej, jak w Pjongczangu, gdy z 18. miejsca po pierwszej serii w drugiej przesunął się na szóste. Ale to jest wielki mistrz, z największym doświadczeniem w stawce i spokojną pracą pod okiem Stefana Horngachera w Lahti wróci do swojego najlepszego skakania - kończy Szturc.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.