Na igrzyskach w Vancouver Justyna Kowalczyk była faworytką do zgarnięcia kilku złotych medali. Tymczasem w Kanadzie eksplodowała forma Marit Bjoergen, która w pierwszych startach nie dała szans rywalkom. - A cóż ja mogę powiedzieć o Marit? Przyjechała tu się nawdychać, a potem biegać, i niech się tym zajmie zamiast podważać decyzję jury [chodzi o decyzję w sprawie dyskwalifikacji Kowalczyk na trasie biegu łączonego - przyp. red.]. Od tego są inni ludzie, od decydowania o błędach na trasie lub ich braku. Marit czuje się widocznie zagrożona, bo dobrze wie, że bez tych swoich "pomagaczy", nie bardzo miałaby tu co robić ze mną i innymi dziewczynami - wypaliła po jednym z treningów Kowalczyk.
Te zarzuty rozpoczęły debatę o stosowaniu leków na astmę przez niektóre zawodniczki. Głos w sprawie zajęli lekarze. Jedni podkreślali, że leki wziewne znacząco poprawiają wydolność zawodniczki, inni - powołując się na najnowsze badania - dowodzili, że ich wpływ jest minimalny. Bjoergen od wielu lat cierpi na astmę i od 2001 roku regularnie używa środków medycznych. W sezonie olimpijskim zaczęła jednak stosować o wiele silniejsze lekarstwa, które w dodatku znajdują się na liście zabronionych środków.
Justyna Kowalczyk zwróciła w Vancouver uwagę, że test na astmę może dać pozytywny wynik nawet u zdrowej zawodniczki. Nie wyklucza też, że w przyszłości sama będzie korzystać z ułatwień dla astmatyczek. - Zrobiliśmy badania na astmę - opowiadała Polka. - I proszę mi wierzyć, że jako zupełnie zdrowa osoba, zabrakło mi pół procenta, żeby wyszła astma. Badanie polega na przyjęciu leków i sprawdzeniu, o ile powiększyła się pojemność płuc. Za pierwszym razem mi tak wyszło. Jestem przekonana, że gdybyśmy próbowali, poćwiczyli, potrenowali jak do tego badania podejść, to byśmy do czegoś doszli i też bym miała astmę - mówiła pół żartem pół serio.
Po biegu łączonym na 15 km federacja Norwegii złożyła protest skierowany przeciwko Justynie Kowalczyk. Na finiszu Polka o pół buta wyprzedziała Kristin Steirę i zdobyła brąz. Norwegowie zarzucili Kowalczyk, że w biegu w stylu klasycznym używała kroku łyżwowego. - Po biegu bałam się, że mnie zdyskwalifikują, bo jury zauważyło, jak podczas biegu klasykiem użyłam kroku łyżwowego. Wszystkie zawodniczki tak robią, ale ja nie umiem tego za bardzo ukryć. Po biegu musiałam iść do FIS i się tłumaczyć sędziom, głosowali nawet czy mnie zdyskwalifikować czy nie! - mówiła tuż po biegu Kowalczyk.
Sędziowie, po głosowaniu, odrzucili protest. Norwegowie zastanawiali się, czy jednak nie złożyć apelacji do FIS. Mieli 72 godziny na protest przed odpowiednim organem narciarskiej federacji, który jest ponad jury. Wtedy on zdecydowałby o medalu Kowalczyk. Ostatecznie nie zdecydowali się na ten krok.
- Bardzo przepraszam, gdyż to nie był odpowiedni czas, by rozpoczynać taką konwersację - powiedziała polska multimedalistka po powrocie do Polski. - To nie był atak bezpośrednio na Marit. Dla mnie ona jest bardzo dobrą atletką. Chciałam tylko rozpocząć dyskusję na temat astmy, gdyż mamy w biegach narciarskich problem z tą chorobą. Jest naprawdę wielu sportowców, którzy na nią chorują - powiedziała Polka.
Tuż po igrzyskach, w finale sprintu w Drammen Justyna Kowalczyk była pierwsza i mknęła do mety. Na ostatnim zakręcie Marit Bjoergen zajechała Polce drogę, najechała na nartę, spowodowała upadek i złamała kijek. Po upadku zrezygnowana i przede wszystkim maksymalnie wkurzona Kowalczyk długo nie podnosiła się ze śniegu. Kręciła tylko głową, jakby nie wierząc w to, co się przed momentem wydarzyło. Rzuciła tylko wymowne spojrzenie w kierunku rywalki. A Bjoergen, nie zważając na nic, nie oglądając się za siebie, bez najmniejszego poczucia winy pomknęła do mety. Minęła ją jako pierwsza i wycałowała się z Finką Aino-Kaisą Saarinen.
Po minucie do mety doczłapała też Kowalczyk - gdyby nie ukończyła biegu, nie byłaby sklasyfikowana i nie dostała punktów PŚ. Polka odpięła narty, obróciła się na pięcie i odeszła. Wina Bjoergen była ewidentna, ale polska ekipa protestu nie składała - nikt nie wierzył, że zostałby uznany.
Podczas testów antydopingowych w Vancouver wyszło na jaw, że polska biegaczka - Kornelia Marek zażywała niedozwolone substancje. Była jedyną dopingowiczką przyłapaną na igrzyskach. Marit Bjoergen nie przegapiła tej okazji, by zrewanżować się Kowalczyk za zarzuty o stosowanie dopingu. - Muszę przyznać, że to śmieszne, że po tych wszystkich oskarżeniach ze strony Kowalczyk, na dopingu została przyłapana Polka - powiedziała norweskim mediom Bjoergen. - Tak, jestem z Polski. Ale przygotowywałam się sama, oddzielnie od reszty dziewczyn - odcięła się od sprawy Justyna Kowalczyk.
Po raz pierwszy w tym sezonie Kowalczyk została zdyskwalifikowana podczas sprintu w fińskim Kuusamo. Sędziowie wykluczyli Polkę za "nieprzepisowy podbieg krokiem łyżwowym". Trener Wierietelny uznał, że decyzja sędziów była słuszna, ale później zwrócił uwagę, że wiele zawodniczek popełniło ten błąd. Podkreślił również, że w tym sezonie sędziowie będą się przyglądać Kowalczyk szczególnie uważnie. - Musimy przyzwyczaić się do tego, że Justyna, jako triumfatorka Pucharu Świata, będzie bacznie obserwowana w tym sezonie przez sędziów - powiedział.
W finale sprintu w Davos Kowalczyk zajęła trzecie miejsce. Tuż po finiszu została jednak zdyskwalifikowana za zabieganie drogi Amerykance Kikkan Randall. - Tej dyskwalifikacji nie powinno być, ale Justyna stoi Skandynawom ością w gardle - skomentował trener Wierietielny. - Zapytaliśmy jury, czy mamy dalej trenować i startować, czy po prostu nas zdyskwalifikują i nie pojedziemy na mistrzostwa świata. Na to się zanosi, śmieją się z nas inni trenerzy i mówią: " Justyna nie wychodź, bo i tak cię zdyskwalifikują". To jakiś obłęd. Jury to Skandynawia - Norwegia, Szwecja i Finlandia - zauważył. Trener polskiej mistrzyni zapowiedział też protest do FIS.
- To już jest wojna! Panowie z FIS wstydzili się przyznać do błędu, więc zmienili uzasadnienie dyskwalifikacji. Teraz użyli argumentu, że Justyna wybrała tor niekorzystny dla siebie, żeby zablokować Kikkan Randall. Można się było tego spodziewać, a będzie jeszcze gorzej - tak Wierietielny zareagował na odrzucenie przez FIS apelacji Polaków. - Powiedziałem Justysi, że teraz, jak nie zmieści się w zakręcie i wpadnie do rowu w krzaki, to też ją zdyskwalifikują za wybranie złego toru jazdy. A jak tego nie zrobią, to dostanie karę za szeroki uśmiech na mecie! Norwegowie postanowili ją wyeliminować, bo chcą zgarnąć wszystko, co się da, w mistrzostwach świata w Oslo, a Justyna im w tym przeszkadza. Zobaczy pan, że oni będą teraz chorować na astmę, a my będziemy zbierać kolejne kary - dodaje trener.