Goetze jest tam, gdzie chciałby być Lewandowski

Łatwo odgadnąć to miejsce - szczyt klubowej klasyfikacji strzelców. Jednak forma niemieckiego skrzydłowego w ostatnich tygodniach powinna także służyć Lewandowskiemu za podpowiedź, że w Bayernie nie wszystko przychodzi od zaraz, a na swój sukces czy wkład trzeba trochę poczekać.

I równie łatwo przypomnieć sobie, że jeszcze w maju tego roku niemiecki "Bild" informował, że Mario Goetze jest nieszczęśliwy w Monachium, że kontrowersyjna wewnątrzligowa zmiana barw nie wyszła mu na dobre. Początek sezonu stracił przez kontuzję w Superpucharze Europy, a gdy wracał, musiał cieszyć się tylko z miejsca rezerwowego. Jednak i w takich okolicznościach udało mu się niemal dorównać osiągnięciom indywidualnym (10 goli i 7 asyst w Bundeslidze, 5 i 7 w pozostałych rozgrywkach) z ostatniego roku w Dortmundzie. W ciągu ostatnich siedmiu dni strzelił trzy gole, dzisiaj w Moskwie asystował i - trochę korzystając z kontuzji Ribery'ego - trudno sobie wyobrazić ten wciąż rozpędzający się Bayern bez Mario Goetzego. Ze zwycięzców mundialu on najlepiej przestawił się na rzeczywistość futbolu klubowego.

Jak ze scyzorykiem

22-latek to także doskonały wzór współczesnego zawodnika ofensywnego. Absolutnie nie można go zaszufladkować jako skrzydłowego, już od jakiegoś czasu nie gra jako "fałszywa dziewiątka". Goetze może grać na każdej ze stron, doskonale radzi sobie na małej przestrzeni w środku pola (wystarczy przypomnieć sobie jego dzisiejszy rajd dający Bayernowi "jedenastkę"), cały czas szuka sobie miejsca, jednocześnie unikając dublowania pozycji kolegi. W Moskwie zaczął jako lewoskrzydłowy, a jednak najwięcej kontaktów z piłką zaliczył bliżej prawej strony, mając cztery zablokowane strzały z okolic piętnastego metra na wprost bramki Akinfiejewa. Nic dziwnego, że ze względu na liczbę możliwych funkcji w ofensywie Bayernu i reprezentacji w Niemczech nazywa się go "szwajcarskim scyzorykiem" - idealnie radzi sobie z każdym potencjalnym problemem.

Zresztą różnicę najlepiej widać w zestawieniu Goetzego z Robbenem. Holender niewątpliwie znacznie więcej osiągnął w futbolu, ma wielkie umiejętności, które łączy z przyspieszeniem, siłą i techniką. Jednak wciąż Robben jest piłkarzem bardziej jednowymiarowym, grającym głównie lewą nogą. Chociaż Goetze powinien dążyć do tego, by w światowym futbolu znaczyć przez tak długo tak wiele co jego kolega z przeciwległego skrzydła, to ma nad nim znaczącą przewagę - właśnie większą uniwersalność, zdolność do szukania tych samych rozwiązań zarówno lewą, jak i prawą nogą. Robben niejako wypromował się dzięki takiemu taktycznemu niuansowi jak "odwrócony skrzydłowy", zaskakiwaniu rywali zejściem do środka zamiast akcjami wzdłuż linii bocznej. Goetze gubi przeciwników na całej szerokości boiska. Łączy ich to, że każdy z nich w swojej karierze musiał błyskawicznie przejść adaptację ze stylu opierającego się głównie na kontrach na "tiki-takę" Guardioli.

Goetze nieco niesłusznie był porównywany z Messim - nie ta skala talentu, nie oszukujmy się - choć jest wiele aspektów gry, które ich łączą. Przede wszystkim umiejętność odnajdywania się w klarownych sytuacjach, co jest coraz bardziej widoczne w tym sezonie. Gdy Bayern ciągłą wymiennością podań i pozycji wciska swoich rywali w pole karne, tę przestrzeń w kluczowej strefie sobie ogranicza. A jednak Goetze w takich warunkach czuje się najlepiej, krótkim zwodem tworząc sobie okazję do strzału.

Cierpliwość popłaca

To też niejako wzór zachowania dla Roberta Lewandowskiego, który wciąż nie może odnaleźć się w Bayernie, nie radząc sobie z brakiem miejsca i okazji. W Moskwie Polak znów miał najmniej kontaktów z zawodnikami z pierwszej jedenastki, znów częściej był blokowany. Dziś Dietmar Hamann po raz kolejny powtórzył, że Lewandowski do Bayernu nie pasuje, bo znacznie lepiej radzi sobie w kontrach czy w bardziej bezpośrednim stylu gry. Jednak definitywne skreślanie go jest przesadą, ma on na tyle umiejętności technicznych oraz siły, by w końcu wchłonąć i z systemu Guardioli korzystać, a nie tylko w nim trwać. Przecież Goetze czekał na swoje pierwsze trafienia w Bayernie do ostatniego tygodnia października ubiegłego roku - na pewne miejsce jeszcze dłużej. Lewandowski już tę część drogi ma za sobą.

Dziś ta uniwersalność, którą pociągnęła za sobą zmiana barw klubowych, wyszła Goetzemu na dobre. Jasne - przyszedł do Bayernu jako zawodnik młodszy, może z talentem łatwiejszym do ułożenia pod "tiki-takę" Bayernu, a i jemu momentami brakowało cierpliwości przy tej adaptacji. Jednak trudno zarzucić Guardioli, by nie wiedział, co robi, podobnie jak z Lewandowskim. Piłkarz może... musi w nowym systemie swoje wycierpieć, ale efekty przychodzą. Goetze może jeszcze nie równa swoim najlepszym osiągnięciom statystycznym, ale niewątpliwie rozwija się - fizycznie, technicznie, stylowo - i jest coraz lepszy. Skoro po roku wybija się na tle Bayernu, to znaczy, że warto było zmienić klub.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.