Biegi narciarskie. PŚ w Oslo. Kowalczyk z Bjoergen w jaskini lwa

Przez ostatnie dwa lata polska biegaczka osiągnęła wszystko - od pojedynczych zwycięstw w Pucharze Świata, przez Kryształowe Kule za klasyfikację generalną i zwycięstwa w prestiżowym Tour de Ski, do tytułów mistrzyni świata i złotego medalu igrzysk w Vancouver. Justyna Kowalczyk jest najbardziej utytułowaną biegaczką ostatnich lat. Do Oslo przyjechała bronić dwóch tytułów mistrzyni świata sprzed dwóch lat z Liberca.

To właśnie w Czechach polskiej biegaczce sypnęło medalami jak z rogu obfitości. Zdobyła je w każdej z trzech konkurencji indywidualnych, w których wystartowała. - To było dziesięć dni mojego sportowego szczęścia. Wtedy aż tak do mnie nie docierało, co osiągnęłam. Dziś sama już nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się powtórzyć takie starty, bo te w Czechach były niesamowite - opowiada Justyna.

Medal gonił tam medal, jeden sukces był przekuwany w kolejny. Kowalczyk była w nieziemskiej dyspozycji. Przed kończącym mistrzostwa biegiem na 30 km biegaczki z innych państw, również świetnie przygotowane do najważniejszej imprezy sezonu, podeszły do Polki i powiedziały: "Justyna, daj żyć! Nie leć szybko od początku, nie zamęcz nas na starcie, żebyśmy dobiegły do mety". Dała im żyć, zaatakowała pod koniec, ale ostatni kilometr biegła samotnie. Wygrała w wielkim stylu.

Dziś Kowalczyk szeroko się uśmiecha na tamte wspomnienie. Bo to rzeczywiście były cudowne dla niej dni. Kiedy wraz z trenerem Aleksandrem Wierietielnym przyjechali do Liberca po akredytacje, szkoleniowiec polskiej biegaczki długo czegoś szukał. Szukał wśród rozrzuconych po całym biurze koszulek dla zawodników, serwismenów i trenerów. Najdłużej szukał koszulki dla Justyny. Aż wreszcie znalazł - z numerem 111. - Przyjechaliśmy po trzy złote medale, zdobyliśmy dwa. Nie udało się, ale jeszcze kiedyś się uda - zapowiedział wtedy Wierietielny.

W Oslo Polka broni tytułu mistrzyni świata w biegu łączonym (7,5 km techniką klasyczną + 7,5 dowolną) oraz na 30 km techniką dowolną. Na 10 km klasykiem była trzecia.

Dwa lata temu Kowalczyk z przytupem wkroczyła na narciarskie salony. Wspięła się na szczyt, którego zapowiedzią był brązowy medal olimpijski zdobyty w 2006 roku w Turynie. - Złote przyjadą, ale najpierw Justysia musi nauczyć się wygrywać biegi Pucharu Świata - powiedział wtedy trener Wierietielny. Kowalczyk nieprzypadkowo mówi o nim "bardzo mądry człowiek".

W Libercu wspięła się na sportowy olimp, jest na nim do dziś. Jeszcze jeden-dwa wyścigi i zdobędzie trzecią z rzędu Kryształową Kulę za Puchar Świata, ale imprezą główną są oczywiście starty w Oslo.

Starty w Norwegii wszyscy potraktują jak wielki pojedynek Polki z Marit Bjoergen, fenomenalną zawodniczką, która na igrzyskach w Kanadzie zdobyła trzy złote oraz srebrny i brązowy medal.

Kariery obu są jak ogień i woda. Polka do wszystkiego zmierzała krok po kroku, z sezonu na sezon robiła postęp i osiągała coraz lepsze wyniki. Jej zwycięstwa to krzywa wznosząca.

U Bjoergen to sinusoida. Upadki były tak samo bolesne i spektakularne jak bywały zwycięstwa. Dwa lata temu w Libercu i cztery lata wcześniej w Sapporo Bjoergen na trasach nie zaistniała w startach indywidualnych. W 2003 i 2005 roku zdobyła cztery złote medale MŚ. Na szczyt wróciła w Kanadzie. Dziś biega fantastycznie, każdy bieg potrafi przekuć w sukces. Kowalczyk deptała jej po piętach, ale najczęściej te pięty musiała oglądać, finiszując za Norweżką.

- Moja kariera jest bardziej przewidywalna. Kiedyś Marit też była mocna, ale nie dominowała tak jak ja teraz. Wtedy była człowiekiem i można ją było pokonać. A teraz to ja już sama nie wiem - zastanawia się Justyna na swojej stronie internetowej. - Nie wiem też, jak to się robi, że w jednym sezonie jest się aż o trzy klasy lepszym niż w poprzednim. Rok temu w Libercu na 10 km klasykiem miałam minutę przewagi nad Marit. W tym to ona wyprzedziła mnie o tyle...

Wzajemna niechęć jest widoczna, kulminacją były igrzyska, na których Kowalczyk niemal wprost zarzuciła chorej na astmę Bjoergen, że wygrywa wyłącznie dzięki lekarstwom, które zażywa. Dziś Polka na ten temat milczy, choć zdania nie zmieniła. O norweskiej rywalce wypowiada się "biegaczka narciarska wszech czasów".

Sama jednak nie powinna mieć kompleksów wobec Norweżki. Lista jej sukcesów też jest imponująca i może być powodem do dumy. Po powrocie z Oslo w domu w Kasinie Wielkiej znowu trzeba będzie zrobić miejsce na kolejne medale.

4 - tyle złotych medali MŚ zdobyła Marit Bjoergen. Ostatni w 2005 roku w Oberstdorfie

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.