Justyna Kowalczyk dla Sport.pl: Upadłam po starcie, jestem cała "zdarta"

Justyna Kowalczyk opowiada Sport.pl o kulisach niedzielnego biegu na 10 km i o tym, czego nie było widać w transmisji TV. 300 metrów po starcie Polka przewróciła się i straciła około 20 sekund. Kosztowało ją to miejsce na podium i bolesne otarcia na całym ciele. - Jestem zdarta jak jakiś ochlaptus - mówi Sport.pl Justyna Kowalczyk.

W sobotę Justyna Kowalczyk w pięknym stylu wygrała sprint i została liderką Pucharu Świata. W niedzielę na 10 km stylem klasycznym była dopiero 7 , tracąc pozycję liderki.

Robert Błoński: Co się stało?

Justyna Kowalczyk: Wiedziałam, że mam szansę na bardzo dobry wynik. Na samym początku jest podbieg, potem dość długi zjazd. Jedzie się na nartach bardzo szybko, ale są tory, nie trzeba nawet wykładać z nich nart. Po prostu zrobiłam zły balans ciałem, oparłam się nie na tej nodze co trzeba i fiknęłam. Innego wytłumaczenia nie widzę. Prędkość nie robi na mnie wrażenia, potrafię poruszać się w torach. Miałam pecha, później ze zjazdami radziłam sobie dobrze. Upadek był nieładny, bolesny. Pół kilometra po starcie miałam 20 sekund straty, na mecie było ich 27. Po takim upadku człowiek nie wykonuje swojej pracy, szybciej się "zakwasza". Biegłam pięknie, a upadek? Mam nadzieję, że więcej się taki nie powtórzy.

Trener mówił, że najpierw pani płakała, a potem się śmiała.

- Tak mam zawsze.

W sobotę tylko się pani uśmiechała.

- Fajnie mi się udał ten sprint, jak zawsze były przepychanki, ale dałam radę. Oprócz dwóch pierwszych startów niewiele mam sobie do zarzucenia w sobotnich sprintach.

Zaimponowała pani nam głównie w ćwierćfinale, kiedy najpierw Norweżka zabiegła drogę, pani odpuściła, straciła kilka metrów, a potem dogoniła rywalki i je wyprzedziła.

- Bardzo fajnie "zachowała" się moja głowa. Z reguły, jak coś się dzieje na trasie, popełnia się dużo błędów, traci spokój. Ja utrzymałam nerwy, znalazłam lukę, żeby się wepchać między dziewczyny. Byłam z siebie zadowolona, że nie straciłam zimnej krwi. Oby ta czystość umysłu była ze mną częściej. Nabieram doświadczenia, pięknie opanowałam nerwy. A w niedzielę tych nerwów opanować się nie udało. Zaraz po starcie wywróciłam się i straciłam, minimum, podium. A mogło być nawet zwycięstwo! Reszta biegu była świetna. Ale tak to jest z moją głową. Wyjdzie mi to, mam nadzieję, na zdrowie. Im częściej teraz obiję tyłek, tym później będę bardziej zwracać uwagę na detale. Rok temu, w Rybińsku, zawaliłam start, ale potem wyciągnęłam wnioski i błędu nie powtórzyłam.

W sobotę wygrała pani dwa biegi z królową sprintu poprzedniego sezonu, Petrą Majdić.

- Nie wiadomo, w jakiej formie jest Słowenka. Jest dobra, nie ma "dołka" jak Virpi Kuitunen. Ale powiem szczerze, jeśli miałabym gdziekolwiek wygrać sprint, to właśnie w Kuusamo. To najtrudniejsza sprinterska trasa na świecie. Dodatkowo, w porównaniu z innymi, zjazdy są łatwe i jeszcze biega się klasykiem, w którym czuję się mocniejsza niż "łyżwą". Od sierpnia powtarzam trenerowi, że "klasyk" czuję świetnie. Przyszedł czas, by wygrać sprint.

Jak pani oceni początek sezonu: 12. miejsce, pierwsze miejsce, siódme...

- Stylem klasycznym jestem bardzo mocna i poradziłabym sobie na każdym dystansie. Walczyłabym o najwyższe miejsce. W niedzielę wynik się trochę wypaczył. "Łyżwę" czuję słabiej. Mówiłam to po startach w Beitostoelen, to samo było na treningach w Kuusamo. Grzecznie więc czekam, aż ona się rozbiega - tak mówimy w naszym żargonie. Nie mam prawa być w świetnej dyspozycji, to zresztą po mnie widać. Po moich ruchach też widać. Moje ciało nie wygląda jak ciało Justyny Kowalczyk, która goni na nartach najlepiej na świecie. Po tym, co robiliśmy w trakcie przygotowań nie ma możliwości, bym była w formie. Jest dobrze, cieszy mnie ten klasyk. Na igrzyskach trzeba będzie się na czymś skupić. Całe lato poprawiałam klasyk, udało się i to doda mi komfortu.

Poprawiła pani też finisz.

- Pracowaliśmy nad siłą, która ma się przełożyć na szybkość i się sprawdziło. W trakcie sezonu nie będę się skupiała na sprintach. Będę chudła, bo w tym momencie jestem napakowana mięśniami. Coraz lepiej będę biegać dystanse. Kosztem sprintów, ale znowu coś trzeba wybrać. Ja się świetnie sprawdzam na dystansach i wybieram 30 km. Choć walczyć będę wszędzie.

Teraz dwa tygodnie przerwy w startach. Odpuszcza pani uliczne biegi w Duesseldorfie.

- Po biegach w Norwegii i Finlandii jestem "zdarta" jak jakiś "ochlaptus". Naprawdę. Od wielu lat tak nie miałam. Grzecznie przeczekam aż te blizny zejdą. Będzie czas odbudować siłę i wytrzymałość. Na brak pracy nie będę narzekała, ale dobrze, że głowa odpocznie od startów.

Wielka forma Justyny dopiero przyjdzie - zapowiada Wierietielny ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.