PŚ w Otepaeae. Justyna Kowalczyk piąta na 10 km w ostatniej próbie przed MŚ. "Z ostatnich 1,3 km pamiętam tylko ból, tatę i kolorowe plamy"

W Otepaeae było o jeden podbieg za daleko do podium, ale to i tak był najlepszy bieg Justyny Kowalczyk na 10 km klasykiem od ponad dwóch lat. Do trzeciej Heidi Weng straciła 22,5 sekundy. Marit Bjoergen i Charlotte Kalla były poza zasięgiem i tak zapewne będzie i w mistrzostwach świata. Pierwsze biegi medalowe już w czwartek

40 sekund. 33 sekundy. 33 sekundy. Minuta i 41 sekund. Takie były straty Justyny Kowalczyk do miejsca na podium w czterech kolejnych biegach na 10 km klasykiem - indywidualnie i ze startu wspólnego (nie liczymy biegów pościgowych, bo mają inną specyfikę) - w dwóch ostatnich latach. I to jest dobra wiadomość z Otepaeae. Od igrzysk w Soczi, gdzie Polka zdobyła na 10 km złoto, tylko raz miała do strefy medalowej mniejszą stratę niż w niedzielę w Estonii: w listopadzie 2014 roku, gdy była tylko 19,3 sekundy za Charlotte Kallą. Zajęła wtedy czwarte miejsce. W Otepaeae była na piątym. Marit Bjoergen wyprzedziła ją o blisko minutę i 20 sekund. Charlotte Kalla o ponad 53 s. Weng o wspomniane 22,5, a Ingvild Flugstad Oestberg o 2,3.

"Nie starczyło sił na końcówkę"

Z tych 22,5 s Polka aż 19 straciła do Weng i innych biegaczek z czołówki na ostatnich dwóch kilometrach. To na 1,3 km przed metą, wyczerpana po najcięższym podbiegu, zaczęła tracić szanse na podium (w pewnym momencie na drugiej pętli Weng miała już tylko 1,6 s przewagi). Na bardzo trudnej trasie w Otepaeae tym razem były też bardzo trudne warunki. Tylko Marit Bjoergen przebiegła te 10 km w mniej niż pół godziny. A zdarzały się już dziesiątki klasykiem w Otepaeae w których zwyciężczyni wystarczało 27 minut. - Rzadko mi się zdarza biec ten dystans 31 minut. Trudna trasa, wolny śnieg. I nie starczyło sił na końcówkę. Z niej pamiętam tylko ból, głos dopingującego mnie taty i jakieś kolorowe plamy przed oczami - mówi Sport.pl Kowalczyk, która już w poniedziałek zaczyna treningi na trasach MŚ w Lahti.

Sił zabrakło. Ale później niż ostatnio

Dla Justyny to był w niedzielę o jeden podbieg za daleko. Jeszcze na tym najtrudniejszym, przed pomiarem czasu na 7,5 km, długo utrzymywała tempo mijającej jej Charlotte Kalli, choć dla Szwedki to była dopiero pierwsza pętla (pomiar na 2,5 km). Potem Polce zabrakło sił. A z drugiej strony to i tak był jeden z jej najlepszych biegów w ostatnich latach jeśli chodzi właśnie o utrzymywanie tempa. Wystarczy porównać z otwarciem sezonu w Kuusamo, gdzie też była cała światowa czołówka. Kowalczyk miała wtedy trzecie miejsce na pierwszym międzyczasie. A potem spadała: piąte, szóste, na mecie dziewiąte miejsce. W Otepaeae była na kolejnych międzyczasach czwarta, a na mecie piąta.

Przemiana Kalli

Marit Bjoergen wygrała już trzeci bieg na 10 km w obecnym Pucharze Świata i będzie w Lahti zdecydowaną faworytką wyścigów na dystansach. Charlotte Kalla na 10 km klasykiem i łyżwą przeżyła w obecnym sezonie już niemal wszystko, poza zwycięstwem. Była raz druga, dwa razy trzecia, ale sezon zaczęła od zapaści na trasie w Kuusamo, gdzie przybiegła piąta od końca, ze stratą czterech minut i odjechała do Szwecji na badania kardiologiczne. A potem również w Tour de Ski zdarzył jej się zupełnie nieudany bieg na tym dystansie, pościgowy (miała 18. czas netto, stylem łyżwowym). Ostatnio jednak jest w takiej formie, że trudno nie widzieć jej w Lahti z medalem. Ale też nie sposób po Otepaeae powiedzieć, że już nikt spoza najlepszej trójki z Estonii na podium MŚ na 10 km się nie wciśnie.

Do podium daleko i blisko

22,5 sekundy straty do trzeciej Weng to i dużo, i mało. W 2014 roku w Toblach, w próbie generalnej przed igrzyskami w Soczi, Kowalczyk była piąta (startując już z pękniętą kością stopy i tuż po odmrożeniu palca) i straciła ponad 47 sekund do Bjoergen, która wówczas wygrała. A w Soczi to Polka wygrała z przewagą ponad 18 sekund. I nie nad Bjoergen, tylko nad Kallą, Marit zajęła wówczas dopiero piąte miejsce, tracąc do Kowalczyk ponad pół minuty. Cztery lata temu próba generalna przed mistrzostwami świata też o niczym nie przesądziła: Justyna fruwała wtedy po trasach w Davos, wygrała sprint i nawet na 10 km łyżwą, w konkurencji wyjątkowo nielubianej, była druga. A w Val di Fiemme zdobyła tylko jeden medal, srebrny na 30 km.

O ile poprawi się Weng, o ile Parmakoski

To jest czas bezpośredniego przygotowania startowego, schodzenia z wysokich gór (Kalla i Krista Parmakoski przyjechały do Otepaeae opalone jak po wakacjach) i wyliczania dni do startu, bo wtedy każda kolejna doba coś w dyspozycji zmienia. Wszystkie rywalki, które wyprzedziły Kowalczyk w niedzielę, zaczną mistrzostwa w Lahti wcześniej od niej, w sprincie łyżwą lub w biegu łączonym. A Polka dopiero dzień po biegu łączonym - w sztafecie sprinterskiej.

Marit Bjoergen startuje w sprincie jako obrończyni tytułu, ale na pewno nie będzie się na niego w Lahti nastawiać, bo ma przez urlop macierzyński spore zaległości w treningu sprinterskim (ani razu nie była w obecnym sezonie w finale). Ale Heidi Weng już tak, bo ma tu wielką szansę na medal. Oestberg też może w sprincie powalczyć. One są więc w zupełnie innej sytuacji niż nastawiająca się na jeden bieg przez duże B Justyna, mogły być w Otepaeae dużo bliżej pełnej formy. Z drugiej strony, Krista Parmakoski, liderka fińskiej kadry, którą Kowalczyk pierwszy raz w obecnym sezonie pokonała, też mierzy właśnie w 10 km klasykiem i też, jak Polka, zapewne nie pokazała jeszcze do końca, na co ją stać. A straciła do Justyny tylko 3,4 sekundy. Bieg 28 lutego w Lahti, jedyny ze startu indywidualnego w MŚ, zapowiada się znakomicie. A i miłych wrażeń dla polskich kibiców wykluczyć nie można.

Ostatnia próba Kowalczyk przed MŚ. Łuszczek: źle nie jest

- Martwi mnie, że Justyna straciła do najlepszych aż 20 sekund na ostatnim kilometrze. Ale ogólnie źle nie jest, za kilka dni w Lahti będzie walczyła o medal mistrzostw świata - mówi Józef Łuszczek po niedzielnym biegu na 10 km stylem klasycznym w Pucharze Świata w Otepaeae. CZYTAJ WIĘCEJ >>

Kowalczyk piąta w Otepaeae, Bjoergen zdeklasowała rywalki

Podopieczna trenera Aleksandra Wierietielnego po ponad dwumiesięcznej przerwie sprawdziła się w rywalizacji z najlepszymi zawodniczkami. Co prawda na pucharowe trasy wróciła dwa tygodnie temu w Pjongczangu, gdzie wygrała bieg łączony, ale do Korei Południowej na przedolimpijską próbę nie pojechało ponad 20 czołowych narciarek. CZYTAJ WIĘCEJ >>

Więcej o:
Copyright © Agora SA