Co redaktorzy robią w pracy, gdy nie piszą? Sprawdź na Facebook/Sportpl ?
Piątego października gwiazda światowych biegów narciarskich jedzie na lodowiec Dachstein na przedostatnie zgrupowanie przed rozpoczynającym się 23 listopada w szwedzkim Gaellivare Pucharem Świata. Do sezonu przygotowywała się na obozie w austriackim Ramsau, dwóch w Zakopanem, miała też zgrupowanie w estońskiej Otepeaeae. Lipiec spędziła w Nowej Zelandii, gdzie biegała po śniegu.
Rozmowa z Aleksandrem Wierietielnym trenerem Justyny Kowalczyk
Aleksander Wierietielny: Nie, bo wszystko dobrze zaplanowaliśmy. Zabieg był dwa dni po ostatnim starcie. Przebiegł sprawnie i nie straciliśmy ani jednego dnia przygotowąń. Mamy pełne zaufanie do doktora Roberta Śmigielskiego, który operował. Obiecał, że wszystko będzie dobrze, rehabilitacja nie potrwa długo i tak było. Na początku maja pojechaliśmy na pierwszy obóz, do Austrii. Treningi na śniegu były spokojne, ale długie. Nie było komplikacji, więc od następnego zgrupowania pracowaliśmy normalnie czyli mocno.
- Trudno to zmierzyć, bo niby nie dokładaliśmy obciążeń, ale tego lata po raz pierwszy na wszystkich zgrupowaniach przygotowywał się z nami Maciek Kreczmer. Miałem wrażenie, że oboje z Justyną bardzo się nakręcali na treningach, momentami wręcz rywalizowali ze sobą. Dlatego treningi były bardziej wartościowe i bardziej treściwe. W Otepeaeae osiągnęła lepsze wyniki niż w ubiegłym roku. Wszystko zweryfikuje sezon.
- Jestem nastawiony, żeby na Dachsteinie złagodzić treningi. Przez trzy miesiące ciężko pracowała i czas troszkę odpuścić. Mam nadzieję, że uda się jej wytłumaczyć, że to konieczne, bo zawsze trenuje na całego. Jeśli tak, to sezon będzie udany i utrzyma stabilną dyspozycję do wiosny. Jeśli nie, forma może się skończyć w połowie stycznia.
- Tak. Justyna ma także apetyt na czwarty z kolei triumf w Tour de Ski. Tym razem będzie on etapem przygotowań do MŚ. Ostatni Tour był bardzo udany, bo prawie na żadnym etapie nie popełniła błędu i poszedł gładko. Oby teraz też uniknęła takich pomyłek jak rok temu w Kuusamo, gdzie w sprincie zamiast walczyć, ustąpiła miejsce w torze Amerykance Randall, nie weszła do półfinału i straciła sporo punktów.
- Po porażce na 10 km mieliśmy niesmak, czuliśmy zawód, ale też nie rozpaczaliśmy z powodu drugich miejsc. Było, minęło. Teraz mamy ochotę na rywalizację i zwycięstwa. Czas pokaże, czy wystarczy sił i zdrowia, by dokonać czegoś więcej niż w Oslo.
- Rzeczywiście, w ubiegłym sezonie wszystko trochę ruszyło do przodu. Pokazała Marit, że potrafi ją pokonać w bezpośredniej rywalizacji. Myślę, że tak będzie dalej i znowu nawiąże walkę z Norweżką.
- Myślę, że Justyna nadal będzie w nim lepsza. Czytałem wypowiedź Bjoergen, która mówiła "technika klasyczna Justyny jest dla mnie niedościgniona". Zgadzam się, technika Justyny jest dopracowana i w klasyku wciąż powinna królować. Za to mam obawy co do techniki dowolnej. Justyna ma problemy z butami, próbowaliśmy różnych rozwiązań, ale nie zadziałały. Firma fischer stara się przygotować odpowiednie obuwie, żeby stopa się nie ślizgała, nie uciekała na boki i była bardziej stabilna. Na razie po treningach "łyżwą" Justynę bolą piszczele.
- Młode dziewczyny z Norwegii szybko robią postępy. Groźne będą Weng i Johaug.
- Oby nie zdarzyło się coś nieprzewidzianego.
- To nic nie znaczące drobiazgi. O kciuku zapomniała. Niewielkie bolączki zdarzają się non stop i gdyby zwracała na nie uwagę, nie osiągnęłaby tego poziomu. Żadna grypa, gorączka, czy uraz, nie są dla niej powodem, by opuściła treningi. Ta dziewczyna nie zwraca uwagi na takie rzeczy. W Nowej Zelandii wywróciła się i zwichnęła palec. Dłoń spuchła, więc posmarowała maścią. Na drugi dzień powiedziała, że jeśli zdoła założyć rękawiczkę i zapiąć kijek wokół chorej ręki, to wystartuje w kolejnym wyścigu. Zapięła i wygrała. Późniejsze badanie wykazało silne stłuczenie. To uparta, zadziorna i cierpliwa dziewczyna. Walczy, robi swoje. Za to ją trzeba podziwiać. Kiedyś wywróciła się w Davos i coś jej pękło w nadgarstku. Usztywniliśmy dłoń i biegała dalej. Pod względem odporności na takie drobiazgi to dziewczyna z żelaza. Ostatnio powiedzieliśmy, że mięśnie ma twarde jak ze skały. Ale nie w takim sensie, że silne, tylko, że zmęczone treningami. Ale odpocznie i będzie miała moc.
- Wyjazd miał same plusy choć był długi i kosztowny. Jednak na tydzień nie opłacało się lecieć, bo podróż w jedną stronę trwa 44 godziny z tego 25 w powietrzu. Przed wyjazdem do Snow Farm Justyna i Maciek biegali po twardych trasach, asfalcie, kamieniach, górach, więc przydały się łagodniejsze treningi na miękkim śniegu. Są lepsze i mniej urazowe dla stawów oraz mięśni. Gdybyśmy tam nie pojechali, musieliby ćwiczyć w tunelu śnieżnym. Staramy się tego unikać, bo często kończy się to chorobą dróg oddechowych. W Nowej Zelandii spędzali cztery godziny na nartach na świeżym powietrzu. W tunelu nie da się wytrzymać więcej niż półtorej godziny. Z Nowej Zelandii wróciliśmy do Zakopanego, gdzie znowu hasali po górach, po twardym podłożu.
- Odnowiono rolkostradę, ale ma tylko 2 km i jest za płaska i za łatwa nawet dla dzieci ze szkoły mistrzostwa sportowego. Przyciągają nas jednak góry i szlaki po których można biegać i chodzić. To plus dla stylu klasycznego. Sporo jednak tracimy w przygotowaniu ukierunkowanym czyli jeździe na rolkach. Widział pan, jak musieli ćwiczyć na drodze do Zębu obok jadących ciężarówek. W Polsce nie ma rolkostrady takiej jak np. w Estonii. Dziwię się, bo w Zakopanem stoją obiekty sportowe, których prawie nikt nie używa. Są jak muzea, a tego, co naprawdę potrzebne, brakuje.
Na rolkostradę codziennie przyjeżdża około 40 uczniów ze szkoły sportowej. Na zjeździe jest niebezpiecznie, jedni mają szybkie nartorolki, inni wolne. Dochodzi do kolizji. A niedawno przeczytałem, że w Zakopanem, na Olczy 2 km od COS-u zostanie zbudowany stadion piłkarski. Nie dlatego, że jest potrzebny, tylko w ramach zadośćuczynienia mieszkańcom. Bo na Olczy jest wysypisko śmieci, które śmierdzi i jest nieprzyjemne dla środowiska.
Przez trzy tygodnie pobytu w Zakopanem nie widziałem ani jednego trenującego piłkarza. Był tylko dwudniowy turniej lekarzy i potem samorządowców. Poza tym boisko, które już jest, stało puste i bezużyteczne. Na trasie nartorolkowej są tłumy, także turystów.
Słyszałem, że były projekty i pieniądze na dodatkowe kilometry, ale komuś to nie pasowało i pomysł odrzucił. Mimo, że nie jest to tak kosztowna inwestycja jak budowa stadionu. Justyna zasługuje na obiekt z prawdziwego zdarzenia, żeby ćwiczyć w Zakopanem nie dwa, a cztery razy w roku i nie jeździć do Estonii czy na Białoruś. Tu ma świetne warunki, brakuje tylko trasy. Moim zdaniem największa wina leży po stronie Polskiego Związku Narciarskiego. Działacze powinni walczyć o to, by zbudować tę trasę. Kiedy w PZN ktoś interesuje się budową nowej skoczni albo remontem starej, to budują albo remontują. Zainteresowania biegami nie ma, dlatego nie ma rolkostrady.
- Nie trzeba rozmawiać, bo znają problem. Jakoś jednak nie potrafimy zachęcić działaczy do starań, by coś zostało po Justynie.
- Tylko drużynowy sprint w Quebec. Do Kanady lecimy, bo w Canmore są bardzo dobre trasy i tam startujemy. Zamierzamy biegać wszędzie. Jedyna biała plama w kalendarzu to próba przedolimpijska w Soczi. Chcielibyśmy przyjechać tam tydzień wcześniej i zostać jeszcze na parę dni po zawodach. Nie wiem tylko, czy nas wpuszczą, bo obiekty olimpijskie cały czas są w budowie i wszystko jest pozamykane.
- Apetyty były spore, wyszła klapa, więc teraz dmuchamy na zimne. Przed startem w Sjusjoen Justyna miała świetne wyniki, ale nie była przygotowana na tamte trasy. Teraz spodziewam się, że w Gaellivare też zbierze baty, a potem pomału się rozkręci. Pogodziliśmy się z tym, że pierwsze starty jakoś nigdy nam się nie udają. Ale to nie przeszkadza, bo przygotowujemy się do całego sezonu i mistrzostw świata.
- Nie przypominam sobie roku, w którym by się nie przykładała.
- Mówi, że nie kończy. Dla mnie to będzie meta. Do Soczi dotrwamy i marzymy o dobrym wyniku w Rosji. Wiem, że po igrzyskach zejdzie z niej powietrze. Mówi, że może zrobi sobie rok przerwy i wróci? Ale już beze mnie.
- Coraz mi trudniej, choć moja praca może wydawać się łatwa. Z kadrą biatlonistów pracowałem 12 lat. Od 2000 roku jestem w biegach narciarskich. Ciągle na najwyższych obrotach. To nie jest zabawa. Nie twierdzę, że inna praca jest łatwiejsza, ale ja czuję się coraz bardziej zmęczony.
- Zdecydowanie bardziej wolę skosić trawkę wokół domu. Niedawno nawet kupiłem kosiarkę.
Justyna Kowalczyk: ? Nie mam już 22 lat