Polka wygrała dwa biegi zaliczane do klasyfikacji Pucharu Świata. W sobotę triumfowała w sprincie, a w niedzielę była najlepsza na 10 km techniką dowolną ? .
Justyna Kowalczyk: Obie są niesamowite, obie bardzo mnie cieszą. Ale bardziej jestem biegaczką dystansową niż sprinterką. Dlatego ta niedzielna wygrana jest chyba ciut cenniejsza. Tak dobry występ w sprincie zaskoczył mnie samą. Muszę być w jakiejś niesamowitej sprinterskiej dyspozycji, skoro tutaj wygrałam. Trasa nie jest dla mnie. Podbiegi niezbyt wymagające, zjazdy kręte. Dobrze, że do samej mety prowadzi długa, kilkusetmetrowa prosta. Na niej czuję się bardzo mocna. Nigdy tutaj nie byłam na podium, teraz udało się wygrać. Niedzielnej dziesiątki bardzo się bałam. Przed zawodami było bardzo nerwowo, nie mogliśmy pozbierać się z nartami. Na nic nie mogłam się zdecydować. Zawsze coś mi nie pasowało. Aż w ostatnim momencie, przed samym zamknięciem trasy, Are Mets poszedł coś sprawdzić. Wrócił i powiedział "na tym jedziemy". Trzy razy sprawdziłam nim zdecydowałam "jadę". O to było naprawdę znakomite rozwiązanie. Myślę, że moja nerwowość była trochę spowodowana ubiegłorocznymi wspomnieniami. Złymi wspomnieniami. Tamtą dziesiątkę pobiegłam słabo. Dlatego teraz zaczęłam wolno, nawet bardzo wolno jak na siebie. Potem chciałam się rozkręcać i utrzymać tempo. Udało się. No, nie mogę się nachwalić swoich "nartek". Pod górę pracowały jak innym, w dół jechały bardzo szybko.
- Tak czasem bywa. Pogoda była dziwna, a ja bardzo podenerwowana. Przez to nie mogłam wyczuć smaru pod nartami. Zobaczyłam jednak, że Are Mets z Pepem Koidu są pewni swojego wyboru, więc poszłam na tych nartach.
- Na samym początku jest ten najtrudniejszy podbieg, który trzeba pokonać dwa razy. Mówiąc naszym żargonem już parę razy "najadłam" się na tym podbiegu, dlatego tym razem chciałam pokonać go w miarę szybko. Ale nie stracić świeżości. Ta strata była zaplanowana.
- Kiedyś to było moje marzenie. Przed MŚ w Libercu w 2009 roku czułam się bardzo mocna i wtedy wydawało mi się, że tego dokonam. Dziesiątkę wygrałam, ale w sprincie byłam siódma. Udało się dziś. Super.
- Zostajemy w Otepeaeae. Będę miała tutaj trochę spokoju, którego brakowało mi po Tour de Ski. Spokojnie potrenuję, może wystartuję w jakimś biegu mistrzostw Estonii? Tutaj są wymagające podbiegi, ale nie ma karkołomnych zjazdów. Bolące kolano trochę odpoczęło. Czeka mnie naprawdę fajny tydzień.
- Polubili mnie, to prawda. A ja lubię tutaj przyjeżdżać, czy to latem czy zimą. To bardzo gościnna miejscowość. Pomału zrobiła się ze mnie taka pół-Estonka. Pracuję z dwoma serwismenami z tego kraju, estońska firma mnie ubiera (śmiech).
- Jak te dwa tygodnie mijają, to sobie myślę "ale szybko przeszło". Jestem zawodniczką startową, wolę biegać co tydzień. Przynajmniej szybko mija czas.
- Zobaczymy.. Przed nami dużo biegów techniką dowolną. W startach klasykiem jest między nami naprawdę niewielka różnica i tylko od konkretnego dnia zależy, która jest pierwsza na mecie. Łyżwą wciąż lepsza jest Marit. Zobaczymy jak wszystko się poukłada, bo patrząc na ostatnie wyniki jest lepiej niż było przed Tour de Ski. Tamte starty już odchorowałam i mam nadzieję, że wszystko pójdzie w tym kierunku, co zwykle.
Justyna Kowalczyk: czy dogonię Bjoergen w PŚ? Przed nami sporo łyżew...