Co redaktorzy robią w pracy, gdy nie piszą? Sprawdź na Facebook/Sportpl ?
- W klasyfikację generalną spojrzymy dopiero po Tour de Ski. Wtedy ocenimy szanse i określimy cele na dalszą część sezonu. Zobaczę po prostu, czy będzie jeszcze o co walczyć, czy też wszystko się rozstrzygnie na Alpe Cermis - mówiła Justyna przed wyjazdem do Niemiec i Włoch.
Polka we wspaniałym stylu wygrała Tour de Ski i dokonała rzeczy nieprawdopodobnych. Na ośmiu etapach osiągnęła dokładnie takie same wyniki jak Bjoergen, najlepsza biegaczka świata ostatnich dwóch lat. Obie nie zeszły z podium od pierwszego do ostatniego etapu. Dopiero na koniec, w niedzielę, wspinaczkę na Alpe Cermis pozwoliły wygrać innej - Theresie Johaug. To ona miała najlepszy czas etapu. Poza tym Bjoergen i Kowalczyk po cztery razy były pierwsze, trzykrotnie zajmowały drugie miejsce i raz trzecie.
Tajner: Justyna w fenomenalnej formie. Szanse na Kryształową Kulę znów realne!
Kowalczyk biegała niesamowicie. - Zrobiłam i osiągnęłam więcej, niż ktokolwiek oczekiwał - podsumowała. - Osiągnęła poziom Bjoergen - dodał trener Aleksander Wierietielny.
Trzeci z kolei triumf w najbardziej prestiżowej i najlepiej opłacanej imprezie sezonu ma swoje wymierne korzyści także w klasyfikacji generalnej PŚ. Przewaga Bjoergen, która na początku sezonu wygrała pięć z siedmiu biegów, znacznie stopniała. Jeszcze w grudniu miała od Polki aż o 305 pkt więcej i formę, w której wydawała się być nie do pokonania. To dlatego Justyna mówiła w grudniu, że w klasyfikację spojrzy po Tourze, a myśl o zwycięstwie w nim przed startem nazywała "kosmosem".
Bjoergen czuła się pewnie. Tak pewnie, że przed świętami z powodu przeziębienia zrezygnowała ze startu w słoweńskiej Rogli. Tam Kowalczyk wygrała bieg na 10 km klasykiem i była 24. w sprincie łyżwą. Odrobiła 119 pkt, bo w biegu na 10 km była lotna premia z bonusowymi punktami. W trakcie Touru Norweżka przyznała, że być może ze Słowenii wyjechała zbyt pochopnie. Ale nie spodziewała się, że na przełomie roku przyjdzie jej rywalizować i przegrywać z nadspodziewanie mocną rywalką z Kasiny Wielkiej.
Po 11 dniach startów w Niemczech i we Włoszech przewaga nad Polką stopniała o kolejne 84 pkt. 80 z nich Kowalczyk odrobiła, wygrywając Tour, a cztery za lepszy czas na Alpe Cermis - Polka była druga, a Bjoergen trzecia.
Do końca rywalizacji w PŚ zostało 16 biegów. Pięć techniką dowolną, dziewięć klasykiem i dwa łączone. Do zdobycia jest 1685 pkt. Kowalczyk planuje opuścić tylko jeden start - w najbliższy weekend nie jedzie na uliczne sprinty techniką dowolną (indywidualne i drużynowe) do Mediolanu. - Nie mamy tam czego szukać. Wolimy spokojnie potrenować w Jakuszycach i przygotować się do drugiej części sezonu, w której będziemy biegać wszędzie. Jak zwykle po to ciężko trenowaliśmy latem i jesienią, żeby zimą startować, a nie odpoczywać - mówi Wierietielny. Od lat Polka opuszcza uliczne biegi w Düsseldorfie, a rok temu nie startowała jeszcze tylko w sprincie w Libercu, który - tak jak teraz Mediolan - rozgrywany był zaraz po Tourze.
Nie wiadomo, co w tej sytuacji zrobi Bjoergen. Jeszcze niedawno zapowiadała, że do Mediolanu też nie przyjedzie. Ale rok temu to samo mówiła o występie w Libercu, ale ostatecznie w Czechach pobiegła i była siódma. Tyle że wtedy nie startowała w Tourze, dlatego teraz jej wyjazd do Włoch wydaje się mało prawdopodobny.
Obie rywalki spotkają się na trasie dopiero 21 i 22 stycznia w estońskiej Otepeaeae. To miejsce szczególne dla Polki. Tam wygrała pierwsze w życiu zawody PŚ, a wcześniej po raz pierwszy w karierze stała na podium PŚ. Tam są jej ulubione trasy, z podbiegami takimi, jak lubi i bez ostrych zakrętów. W planie jest bieg na 10 km klasykiem - konkurencji, w której czuje się wyśmienicie. Na Tour de Ski wyprzedziła Bjoergen na tym dystansie o prawie osiem sekund.
Rok temu przegrała z Norweżką w Otepeaeae, ale wtedy 31-letnia biegaczka ze Skandynawii była w nieziemskiej dyspozycji. Kiedy tylko pojawiała się na starcie, ciężko ją było dogonić. Tegoroczny Tour de Ski pokazał, że przynajmniej dla Kowalczyk nie jest już niepokonana. -Bjoergen to nie jest dziewczyna z żelaza - mówi trener Wierietielny.
W rywalizacji o PŚ kluczowe znaczenie może mieć to samo, co przy rozstrzygnięciu na TdS, czyli doświadczenie z dwóch poprzednich sezonów. Polka startowała niemal wszędzie, Norweżka wybierała sobie miejsca, do których jeździła, bo przygotowywała się do kluczowych imprez sezonu, czyli najpierw igrzysk, potem MŚ.
Teraz, jeśli marzy o Pucharze Świata, nie może już odpuszczać startów. Musi biegać wszędzie, jak Kowalczyk. Czyli np. w lutym jechać do Rybińska na daleką Syberię. Rezygnacja może oznaczać stratę szansy na zdobycie PŚ. Tym bardziej że w poprzednich sezon im bliżej było końca, tym Kowalczyk wcale nie biegała gorzej i nic nie traciła ze swojej mocy oraz siły.
Chyba że jej przeciążone i obolałe prawe kolano odmówi współpracy. Ale musiałoby być z nim naprawdę źle, żeby Kowalczyk gdzieś nie wystartowała. Na razie leczy się zapobiegawczo, pomagają kilkudniowe przerwy między startami. Podczas Tour de Ski nastąpił moment krytyczny, bo musiała biegać przez cztery dni z rzędu. Coś takiego w tym sezonie już jej nie spotka. Na konferencji na Alpe Cermis powiedziała, że po finale PŚ w szwedzkim Falun (16-18 marca) wraca do Polski i od razu idzie do jednej z warszawskich klinik na konieczny i nieunikniony w tej sytuacji zabieg.
Być może parę dni wcześniej zdobędzie czwartą z rzędu Kryształową Kulę za Puchar Świata. Tego nie dokonała jeszcze nigdy żadna biegaczka. Ale dla Kowalczyk niemożliwe nie istnieje.