Blogerzy spod kosza: Co z tym Gortatem?

Koszykarscy blogerzy podsumowują rok 2009. W pierwszej części dyskutują o Marcinie Gortacie - co mówi, jak gra, do czego jest zdolny.

Szczepan Radzki ( D-fence by Szczepan Radzki ): Marcin Gortat grał w finałach NBA jako pierwszy Polak. Marcin Gortat podpisał umowę w najlepszej lidze świata nie dlatego, że jest wysoki, a dlatego, że do NBA po prostu się nadaje. Marcin Gortat jednym z niewielu topowych Polskich sportowców, nominowany do nagrody sportowca roku. Marcin Gortat uratował EuroBasket i to dzięki niemu promocja mistrzostw nie była kompletną porażką. Peany na temat Gortata wszyscy doskonale znamy, czytamy je namiętnie i szukamy coraz to nowych osiągnięć naszego środkowego. To dzięki MG13 koszykówka przynajmniej na chwilę znalazła się w programach ogólnodostępnych i mówili o niej w największym śniadaniowcu - DD TVN. Pomimo tego, że Marcin zrobił więcej dla koszykówki niż władze związku, ligi i nawet my, to mam wrażenie, że jego popularność zaczyna męczyć. Co chwilę da się przeczytać bądź usłyszeć teksty - chcę grać o mistrzostwo, chcę być ważnym ogniwem drużyny Orlando, kocham Orlando, Stan jest dla mnie jak ojciec. A za chwilę zupełnie przeciwne wypowiedzi sugerujące, że Marcin chce Orlando opuścić, że woli grać po 30 minut w zespole ewentualnie walczącym o play-off.

Łukasz Cegliński: ( Skull full of maggots ): Moim zdaniem 'przypadkowi kibice' nie interesują się NBA tylko Gortatem właśnie. Oni chcą czytać o tym, że Gortat nie gra, dlaczego Gortat nie gra, że Gortat mówi, że kocha Orlando, że Gortat mówi, że wolałby odejść z Orlando. Kompletnie nie zgadzam się jeśli chodzi o to, jak odbierane są wypowiedzi Gortata. Po pierwsze: nie dziwią mnie ani te pochlebne i mówiące o 'miłości' do Orlando, ani te, w których sugerowana jest chęć z transferu i niezadowolenie z pozycji w zespole. Dla MG Orlando zawsze będzie klubem wyjątkowym, bo to tam dostał szansę, to tam zagrał w finale NBA i to tam może ten finał powtórzyć. Z drugiej strony jasne jest, że chce grać więcej. Gortat w obu przypadkach mówi prawdę i ja mu się nie dziwię.

SR: Rozumiem rozgoryczenie Gortata, bo to chłopak niesamowicie ambitny i oprócz tego, że dostaje potężne pieniądze, chce w końcu zasmakować normalnego grania, po kilkanaście pełnoprawnych minut. To 'jęczenie' w USA jest normalne, gracze tam otwarcie mówią o sytuacji i chęci np. zmiany klubu, u nas w Polsce, jest to odbierane jak krzyk niezadowolonego z ogromnych milionów chłopczyka, który myśli, że jest wielką gwiazdą. Ta sytuacja chyba może też spowodować, że kibice - w szczególności ci przypadkowi - będą przemęczeni sytuacją 'otwieram lodówkę, a tam Marcin Gortat'.

Maciek Kwiatkowski ( Zawsze po pierwsze ): Tutaj pojawia się kwestia agenta. Są oni też i po to, by tłumaczyć swoim graczom, że wychodzenie do mediów z narzekaniem na swoją sytuację w klubie nigdy nie poprawiało sytuacji, ale przypinało zawodnikowi łatkę kogoś kto przede wszystkim myśli o sobie, a dopiero potem o zespole. Tym bardziej, gdy robi to po tym jak zmarnował kilka ewidentnych szans na zyskanie zaufania u trenera.

Michał Owczarek ( Pick and roll ): W kwestii narzekania kompletnie zgadzam się z Maćkiem. Gortat czasem powinien się ugryźć w język. W zeszłym sezonie mówili mu o tym koledzy z drużyny. Teraz powinien do rozsądku przemówić agent, bo ambicje to jedno, a to jak budujesz sobie wizerunek, to drugie.

ŁC: Jeśli 'Gortat w lodówce męczy', to dotyczy to moim zdaniem nielicznych w Polsce fanów NBA i koszykówki w ogóle. My wiemy, że Gortat znalazł się w trudnej dla niego, wręcz patowej sytuacji, oni - 'przypadkowi kibice' - ciągle interesują się jedynym Polakiem w NBA. Interesowaliby się rzecz jasna trzy razy bardziej, gdyby o Gortacie można było napisać po kolejnym meczu coś więcej niż 'starał się w obronie, zebrał trzy piłki, dwa razy dobrze pobiegł do kontry, ale koledzy nie podali mu piłki'. Dziwię się natomiast stwierdzeniu, że Gortat jest 'niezadowolonym z ogromnych milionów chłopczykiem'. Kasa jest gwarantowana i nie ma sensu o tym mówić/pisać. Nie mówi o niej Gortat. Problemem są minuty. Koniec, kropka.

SR: Nie zrozumcie mnie źle, ja Gortata uwielbiam, między innymi za to że rozmowa z nim to czysta przyjemność. Niestety nie wszyscy są w stanie zrozumieć, że on czasem powie coś na wyrost, czasem ktoś jego słowa przekręci - o czym sam pisał na swoim Twitterze. Jednym z ostatnich wpisów był też mały apel do kibiców, którym zakomunikował, że muszą być cierpliwi, bo sytuacja w Orlando nie ulegnie w niedługim czasie zmianie.

Michał Rodziewicz ( 3 sekundy ): Na szczęście Gortat wydaje się twardo stąpać po ziemi, więc również nie zaszkodzi. Za to wydaje się bezcenne dla koszykówki w Polsce. Powiedzmy sobie szczerze - Marcin przez rok zrobił więcej, niż PZKosz i wszystkie powiązane z nim organizacje przez dobrych 5-6 lat. Trafił do ogólnodostępnej telewizji, był w gazetach na więcej niż dwa akapity, zainteresował tych kilka milionów ludzi do obejrzenia spotkania choćby z Litwą. Dlatego im więcej o nim, tym lepiej. Parafrazując pewne stwierdzenie, "Nieważne jak by pisali o Gortacie, byle by pisali. Dla dobra polskiej koszykówki". I wiem, że to brutalne, ale prawdziwe - obecnie ludzi nie interesuje to, że Gortat trenuje po 5h dziennie. Że jest trzecim podkoszowym w rotacji, popełnił w ostatnim meczu trzy faule, czy rzucił w miesiąc łącznie 150 punktów. Oni chcą wiedzieć dlaczego nie odszedł z Orlando, jakim jeździ samochodem, co je na śniadanie i czy zatańczy w Tańcu z Gwiazdami. Niestety. NBA i jego poczynania w tej lidze schodzą na dalszy plan. I jeśli chcemy utrzymać jego postać w pamięci szerokiego targetu - tak chyba musi pozostać.

MO: Moim zdaniem mamy trzy grupy - zwykłych kibiców sportu, których przyciąga wielki sukces - granie po kilka minut nim nie jest, ich Gortat nie interesuje. Zwykli czytelnicy, dla których, tak jak napisał Łukasz, Gortat to koszykówka, i kibice basketu, którzy całym Gortatowym zamieszaniem są zmęczeni. Problemem z Gortatem i podejściem do niego jest to, że on już nie zaskakuje. W zeszłym sezonie Gortat wyskoczył jak przysłowiowy królik z kapelusza, tu zablokował LeBrona, tam dał świetną zmianę, zrobiłem fajne kampy dla dzieciaków, a później wróciła szara rzeczywistość z Orlando, gdzie nadal jest ósmym czy dziewiątym zawodnikiem w rotacji. Gdy cały czas nie idziesz w górę lub nie utrzymujesz się na wysokim poziomie, ludzie się tobą nie interesują. Gortat na razie pozytywnie nie zaskakuje. Nie można powiedzieć, że gra źle. Wypełnia swoją rolę, ale to by zainteresować kibiców nad Wisłą już za mało.

MK: Nie zgodzę się ze stwierdzeniem "to 'jęczenie' w USA jest normalne". Niestety (dla Marcina) tak to nie wygląda i z pewnością będzie się za nim ciągnąć opinia gracza, który pewnego dnia postanowił głośno wyrazić swoje niezadowolenie. Tym bardziej moment, w którym to zrobił był niestosowny, bo gdy miał minuty gry w listopadzie - nie wykorzystywał ich. W dodatku niezrozumiałe komentarze, na które też zwrócono uwagę, o tym, że z jednej strony narzekał na brak czasu gry, a z drugiej strony wspominał o fizycznym i mentalnym wyczerpaniu. Oczywiście - może poza tym ostatnim stwierdzeniem - idzie całą sytuację wytłumaczyć. 2 miesiące treningów i gry w kadrze były dla niego pierwszym takim doświadczeniem. I jak się okazało - nawet taki atleta jak Gortat tego nie wytrzymał.

MR: W rozważaniach na temat drugiej połowy roku przede wszystkim trzeba wziąć pod uwagę eksploatację Marcina. Po zagraniu świetnego sezonu w NBA i dojściu do finału chciał pójść za ciosem. To okazało się zabójcze - już na Eurobaskecie widać było, że jest bez świeżości (dołożył do tego cegiełkę Katzurin grając nim praktycznie całe mecze). A zaraz po mistrzostwach poleciał do Stanów, żeby tam grać mecz za meczem. Tak się nie da i nawet najzdrowszy organizm w końcu się zbuntuje. A wtedy zaczyna się szukanie winnych, czy granie na siłę. Czasem miałem wrażenie, że Gortat próbuje wcisnąć tą piłkę do kosza, żeby się przełamać. Wychodziło z tego marnowanie energii i zapętlenie się nieskuteczności. Obecnie balansuje na poziomie 10min na spotkanie, kilku zbiórek, kilku punktów. Szału nie ma.

ŁC: Mnie najbardziej interesuje to, czy Gortat jest gotowy na grę w drużynie, w której pełniłby ważniejszą rolę. Grałby dłużej, dostawałby więcej piłek i w związku z tym musiałby się koncentrować na innych rzeczach niż tylko zbiórki i stawianie zasłon. Na EuroBaskecie widzieliśmy, że decyzje rzutowe nie są jego najmocniejszą stroną, a w innej drużynie MG musiałby się przecież sprawdzić także w rozrzucaniu piłki w przypadku podwojeń, musiałby radzić sobie z faulami, których w Orlando łapie dużo. Nurtuje mnie pytanie - czy Gortat w Dallas byłby lepszy niż odrodzony Eric Dampier 09.10?

MK: Marcin nie byłby lepszy niż Erick Dampier, gdyż jeszcze w żadnym momencie swojej kariery tego nie potwierdził. Zresztą deprecjonowanie wartości Dampiera minionego lata, gdy Marcin otrzymał i podpisał ofertę od Dallas, było wg mnie bardzo mocno naciągane i wielokroć robione przez ludzi, którzy niewiele wiedzą o tym jak istotny jest Dampier dla Mavericks. Jest w NBA statystyka nazywana 'individual defensive rating', mierzy ona ilość straconych punktów na ilość bronionych pozycji przez zespół, gdy na parkiecie jest dany gracz. I choć Mavericks nie są nawet obecnie w najlepszej piątce defensyw ligi, to kto przoduje w indywidualnym rankingu w całej lidze? Erick Dampier, a za nim gracze Celtics, Lakers i daleko daleko kolejny Maverick.

MO: Trenowanie z najlepszym centrem świata to jedno, a regularna gra po kilkanaście minut (może nawet 20) dałaby mu więcej jako zawodnikowi. EuroBasket wprawnym obserwatorom pokazał, jakie jest miejsce Gortata wśród centrów w Europie. Do poziomu Gasola bardzo daleko, ale nawet młody Turek Omer Asik dał małą lekcję koszykówki. I z takich lekcji Gortat powinien wyciągać wnioski. Czy wyciąga? Po grze w Orlando nie da się tego stwierdzić.

MR: Co do kadry i ewentualnej zmiany klubu. Gortat nigdy nie był prawdziwym liderem i się na niego kompletnie nie nadaje. Jasne - to obecnie chyba najlepszy polski koszykarz, a na pewno najlepszy obrońca. Ale nie zawodnik, który weźmie na siebie ciężar gry w najważniejszych meczach. Dlatego w Orlando jest "gdzieś na ławie", dlatego w kadrze w meczach z najcięższymi rywalami po prostu nie podołał. I tutaj płynnie przechodzimy do narzekań na Orlando. Dla mnie jest to kontrowersyjne, co zaznaczył już Maciek. Rozumiem rozgoryczenie, czy zawód z powodu minut/braku zmiany klubu/temperatury/czegokolwiek innego. Z tym, że niekoniecznie wskazane jest upublicznianie swojego zdania, godząc niejako we własny zespół. Odpowiadając przy okazji na ostatni akapit Łukasza - Gortat na poziom NBA to zawodnik, który obecnie nie powinien liczyć na First5. To dobry, w porywach do świetnego, zadaniowiec, który jeśli jest w formie - nie zawodzi, a czasem grywa świetne spotkania na poziomie mocnego double-double. Jednak w roli kluczowego podkoszowego, moim zdaniem sobie nie poradzi.

MO: Myślę, że Gortat dawał już sygnały, że poradziłby sobie w większej roli niż w Orlando, ale chyba na grę jako pierwszy środkowy jeszcze jest zbyt surowy. Gra w drużynie, która ma inny system gry niż Magic, z prawdziwym rozgrywającym nawet w ograniczonym czasie gry (tak jak pisał Maciek kilkanaście minut) dałaby mu więcej, a i wrażenie, o ile szansę by wykorzystywał, byłoby lepsze.

SR: Oby nie doszło do sytuacji, w której Gortat naprawdę będzie taką typową zapchajdziurą w NBA, znamy przecież niejeden przypadek, w których mocno przepłacano wysokich graczy, a potem traktowano ich jak mięso w kolejnych wymianach.

MK: Nie jest łatwe granie po kilka minut i zmienianie najbardziej dominującego centra w lidze, ale Marcin zabłysnął tym, że potrafił być produktywny w krótkim czasie gry. Ciesze się, że do tego wrócił w grudniu, bo kibice - nie tylko ci polscy - zaczęli go już postrzegać głównie jako gracza, któremu dano zbyt wysoki kontrakt. Historia ostatnich 10 lat w NBA pamięta wiele takich przypadków, a jeszcze mocniej pamięta tych wysokich graczy, którzy po otrzymaniu 30-40 milionów dolarów nie spełniali oczekiwań i do dziś są obiektami żartów i kpin. Wierzę, że Marcin nie będzie takim graczem, bo ma świetny charakter i mam nadzieję, że pieniądze tego charakteru nie zmienią. Będzie też niezwykle ważnym graczem w play-offach, w starciach przeciwko wysokim Bostonu, Cleveland czy ewentualnie Lakers. Jeśli wtedy pokaże na co go stać, to mam nadzieję, że Oklahoma City Thunder zrobią wszystko, by go pozyskać, bo tam pasowałby po prostu idealnie. Musi ich jednak przekonać, że może być jeszcze lepszym graczem niż był w poprzednim sezonie. Myślę, że Marcin wie, że popełnił błąd i wiem też, że w Polsce chciano by, aby grał jak najwięcej. To zrozumiałe z kibicowskiego punktu widzenia.

MR: zgadzam się, że Orlando nie jest wymarzonym klubem dla Marcina. Jednak nie może on od razu przejść do zespołu, w którym powierzono by mu kluczową rolę, bo to na razie trochę za wysokie progi. Ja jestem ciekaw jego gry np. w barwach Phoenix, gdzie wszystko napędza Steve Nash. Nawet grając podobne ilości minut, Marcin mógłby liczyć na więcej okazji do wykazania się - kontr, szybkich ataków, doskonałych podań. A ponieważ Słońca kochają tak zwane run'n'gun, to i szansa na efektowną obronę by się trafiła. No, ale to tylko moje przypuszczenia.

Ogólnie dla mnie Gortat jest przereklamowany. Cenię go niesamowicie za to, że jak tylko może, to ostatnio jest na kadrze. Że wytrwale dążył i udało mu się dostać do NBA. Że wreszcie coś w niej zdziałał. Ale niestety - ludzie w naszym pięknym kraju powoli oczekują od niego średnich na poziomie 15+10 co mecz. A to nie ten format gracza, co pokazał chociażby Eurobasket. Na szczęście większość obywateli tego nie widzi - dla nich Marcin to ten gość, co to z Magdą Mołek jechał maluchem na program Majewskiego. To ten, który krytykował innych graczy za brak zaangażowania i to ten, który dostał kontrakt na kupę forsy, więc "musi być dobry, a koszykówka w sumie nie jest taka nudna". Na szczęście na razie nie ma w tym wszystkim objawów wyśmiewania, krytykowania, przyczepiania się. Może nadal nie jest na tyle atrakcyjnym "kąskiem" dla brukowców.

SR: Tak czy inaczej, skoro poświęcamy Marcinowi Gortatowi cały dzień i jeden osobny temat na podsumowanie, sądzę, że nie można podpiąć się pod słowa Łukasza z tekstu podsumowującego rok (w poniedziałkowej Gazecie Sport.pl) i powiedzieć - rok 2009, rokiem Marcina Gortata.

We wtorek blogerzy spod kosza podyskutują o tym, jaki był mijający rok dla polskiej koszykówki.

Więcej o:
Copyright © Agora SA