WTA San Diego. Radwańska przegrała finał z Kuzniecową

Świetny turniej zagrała Agnieszka Radwańska w kalifornijskim San Diego. Doszła do pierwszego w tym roku finału imprezy WTA, w którym przegrała jednak 4:6, 7:6 (9-7), 3:6 z Rosjanką Swietłaną Kuzniecową. W poniedziałek Radwańska awansuje z 10. na 9. miejsce w rankingu WTA, ale najważniejsza jest rosnąca forma Polki przed US Open, który rusza już za trzy tygodnie.

W finale, który zakończył się przed 2 w nocy w poniedziałek polskiego czasu, Radwańska przegrała po dramatycznym meczu ze swoją dobrą znajomą Swietłaną Kuzniecową (WTA 21). Polka w dziesiątym meczu z Rosjanką, byłą rakietą numer dwa na świecie, zanotowała siódmą porażkę.

O przegranej zdecydowało większe doświadczenie Rosjanki, która w trzecim secie zagrała spokojniej, od początku miała też większą siłę ognia, zwłaszcza z forhendu, choć np. w asach niespodziewanie lepsza była Radwańska (6 do 4). Obie tenisitki grały falami, nierówno, dobrą grę przeplatały błędami. Dramatyczna była zwłaszcza końcówka drugiego seta, gdy Polka odrobiła straty od 2:4, doprowadzając do tie-breaka, w którym przegrywała już 0-4, ale znów zdołała odrobić straty, obronić cztery meczbole i jeszcze wygrać seta! W decydującej partii Rosjanka się jednak opanowała i była minimalnie lepsza, choć początek należał do Polki - prowadziła 2:1 i serwowała.

Mimo porażki w finale, San Diego, gdzie pula nagród wynosi 700 tys. dol., staje się dla Radwańskiej najjaśniejszym punktem tego sezonu. Po trzech półfinałach - w Dubaju, Indian Wells i tydzień temu w Stanford - wreszcie udało się Polce dojść do decydującego meczu. Ostatnio biła się o tytuł jesienią 2009 r. w Pekinie, gdzie przegrała z... Kuzniecową. Ostatnim z czterech wygranych przez Radwańską turniejów WTA pozostaje ciągle Eastbourne z czerwca 2008 r.

Finał da dziś Radwańskiej awans w rankingu WTA - Polka przesunie się dziś z 10. na 9. miejsce, spychając w dół Rosjankę Wierę Zwonariewą, finalistkę Wimbledonu, która w San Diego odpadła w II rundzie, tak samo jak rozstawiona z jedynką Serbka Jelena Janković.

Najważniejsze na trzy tygodnie przed US Open jest jednak to, że Radwańska wreszcie błysnęła wysoką formą. Po słabiutkiej wiośnie (seryjne porażki w II rundach), średnim początku lata w Wimbledonie (1/8 finału, czyli poniżej własnych oczekiwań) Polka na korcie zaczyna powoli przypominać siebie z jesieni zeszłego roku, gdy po raz ostatni grała tak, że rywalki się jej bały.

Do niedzieli Radwańska w San Diego nie straciła seta - bez draśnięcia ograła w II rundzie Dinarę Safinę, byłą rakietę numer jeden na świecie. Tak samo było w nocy z piątku na sobotę polskiego czasu, gdy rozstawiona z czwórką Polka pokonała w ćwierćfinale Shahar Peer z Izraela (WTA 17), bardzo niewygodną przeciwniczkę, z którą dotąd zazwyczaj przegrywała, m.in. w 1/8 finału US Open w 2007 r. Radwańska bardzo dobrze w tym meczu serwowała, była też niezwykle jak na siebie agresywna - często chodziła do siatki i kończyła akcje efektownymi wolejami. Kluczem do gładkiego zwycięstwa 6:2, 6:0 była jednak regularność - Polka rzadko popełniała jakiekolwiek błędy.

Podobnie wyglądał sobotni półfinał ze Słowaczką Danielą Hantuchovą (WTA 27), byłą numer pięć na świecie, też niewygodną rywalką, z którą Radwańska ma różne rachunki do wyrównania - przegrała m.in. w 2008 r. w Melbourne swój pierwszy w karierze ćwierćfinał Wielkiego Szlema. Agnieszka znów imponowała pewnością siebie, świetnie poruszała się po korcie, była zadziorna, agresywna, nie odpuszczała żadnej akcji - siódmy gem drugiego seta trwał 20 minut, a Hantuchova obroniła w nim siedem meczboli. Skapitulowała za ósmym w kolejnym gemie (6:4, 6:2). Decydujące znów były niewymuszone błędy - Polka popełniła ich dziewięć, Słowaczka - aż 36.

- Jestem zadowolona, zagrałam kilka niezłych meczów przeciwko niezłym rywalkom - podkreślała Radwańska, która na konferencjach prasowych mówiła może mało o swojej grze, zazwyczaj kurtuazyjnie chwaląc tylko rywalki, ale zawsze podkreślała, że świetnie się czuje w San Diego. - Jestem tu po raz pierwszy, ale bardzo mi się podoba. Zarówno korty, jak i otoczenie - mówiła po jednym z meczów. Nic zresztą dziwnego, bo turniej odbywa się w przepięknej scenerii - w ekskluzywnym kurorcie La Costa nad Oceanem Spokojnym, położonym w miejscowości Carlsbad, 56 km na północ od centrum San Diego. To jedno z najbardziej prestiżowych do zamieszkania miejsc w Kalifornii, jedno z najbogatszych miejsc w USA, skupisko milionerów.

"Los Angeles Times", zapowiadając finał, pisał, że spotkają się dwie świetnie się znające przeciwniczki, które miały w ostatnich tygodniach podobne problemy - Kuzniecowa, była triumfatorka US Open i Rolanda Garrosa, też w tym roku nie wygrała jeszcze turnieju i zgubiła swoją wielką formę (od stycznia spadła z 3. na 21. miejsce). Rosjanka gra lepiej, dopiero odkąd przeniosła swoją bazę treningową z Moskwy do Soczi.

Ostatnich meczów Agnieszki w San Diego nie oglądał na żywo trener Robert Radwański, który z młodszą córką Urszulą przed weekendem poleciał do Cincinnati, gdzie dziś zaczyna się kolejny turniej WTA - z pulą nagród 2 mln dol. Urszuli się jednak nie powiodło. Wracająca po siedmiomiesięcznej kontuzji kręgosłupa 19-latka - tak jak tydzień temu w Stanford - przegrała od razu w I rundzie eliminacji, tym razem z Japonką Kurumi Narą (2:6, 2:6). Agnieszka zagra w Cincinnati rozstawiona z nr. 7., w I rundzie ma wolny los, potem wpada na lepszą z pary Alisa Klejbanowa (Rosja, WTA 28) - Alexandra Dulgheru (Rumunia, WTA 29). Po Cincinnati zagra jeszcze w Montrealu. US Open zaczyna się w Nowym Jorku 30 sierpnia.

Czytaj relację z meczu na ZCzuba.pl! >

 

GALERIA: Mecz finałowy WTA w San Diego w obiektywie ?

 

kliknij w miniaturkę, żeby przejść do galerii

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.