Agnieszka Radwańska odpadła z Australian Open w I rundzie

- Przepraszam. To nie był mój dzień. Kibice spisali się super, ale ja niestety nie - mówiła smutno rozstawiona z dziewiątką Agnieszka Radwańska, która sensacyjnie przegrała we wtorek w I rundzie w Melbourne 6:7 (7-9), 6:4, 1:6 z Ukrainką Kateriną Bondarenko (WTA 59) i odpadła z turnieju

Pierwszy dzień Australian Open: Faworytki nie zawodzą ?

Rozgrywane w 37-stopniowym upale i przy bardzo silnym wietrze spotkanie na korcie numer dwa trwało 2 godz. i 19 minut. W pierwszym secie Bondarenko przełamała serwis Radwańskiej w czwartym gemie, ale Agnieszka zdołała szybko wyrównać. Przy stanie 4:5 i własnym serwisie, brawurowo obroniła trzy piłki setowe, a potem w tie-braku, cztery kolejne. Jej obrona była efektowna, ale bez happy endu. - No ile można?! - krzyczała wściekła Ukrainka. I chwilę później, za ósmym setbolem, jej cierpliwość i stalowe nerwy, zostały nagrodzone. Dopięła swego i wygrała seta.

Ta porażka wisiała w powietrzu?

Agnieszka, zeszłoroczna ćwierćfinalistka, już przed turniejem kręciła nosem na losowanie. Mówiła, że Bondarenko, choć jest daleko w rankingu, to lubi sprawiać niespodzianki, nazwała ją zawodniczką typu "góra-dół", bo ma wahania formy. Niestety, Polka trafiła na górkę. - Bondarenko gra regularnie, z małą ilością błędów, trzyma piłkę w korcie - opowiadała przed meczem Radwańska. I niestety, tak właśnie się działo. Stosunkowo mało pomyłek, dalekie piłki pod linię końcową, dużo zmian kierunków, cierpliwość, mocny serwis - tak Bondarenko pokonała wczoraj Radwańską. Polka jak zwykle starała się grać kombinacyjnie, zmieniała rytm, rotację, ale chyba jednak grała za lekko - w ogóle nie potrafiła szybko skończyć wymian.

W drugim secie nadzieje na chwilę odżyły, bo Agnieszka nieco lepiej serwowała, ograniczyła błędy i udało jej się wygrać 6:4. Ale trzeci set był już totalną katastrofą. Gra Agnieszki kompletnie się posypała, seriami przegrywała własny serwis. Na palcach jednej ręki można policzyć piłki, których nie posłała w aut i siatkę. W całym spotkaniu Polka popełniła aż 51 niewymuszonych błędów, rywalka - 35.

Radwańska: Kibice super, ja nie

Na konferencję po meczu Agnieszka przyszła bardzo smutna. Pociągała nosem, tak jakby przed chwilą płakała, ale zarzekała się, że tak nie było. - Nie roztrzaskałam nawet rakiety ze złości, a po takim meczu chyba powinnam ją rozwalić w drzazgi - mówiła. - Kibice dopisali, słyszałam ich doping, ale niestety zarówno Marta [Domachowska] wczoraj, jak i ja dzisiaj, nie dorównałyśmy do poziomu ich dopingu - stwierdziła Radwańska. Porażka w pierwszej rundzie niemal na pewno będzie kosztowała ją utratę pozycji w pierwszej dziesiątce na świecie. Agnieszka do tej pory zawsze świetnie spisywała się w Wielkim Szlemie. W poprzednim roku nigdy nie przegrała przed 1/8 finału. Ostatni, i jedyny jak dotąd raz, została wyeliminowana w I rundzie w Paryżu w 2007 r.

- Przegrałam z rywalką, a nie z upałem, czy wiatrem - powiedziała Sport.pl Radwańska. - Nie pokazałam wybitnej formy i gry w tym meczu. Zdaję sobie z tego sprawę. To nie był mój dzień, w trzecim secie już zupełnie nie byłam sobą. Bondarenko grała tak, jak się spodziewałam. Mało psuła, grała regularnie. Nie było wielu okazji do uderzeń na raz, a więcej długich wymian - mówiła Agnieszka. Skąd aż 51 niewymuszonych błędów? - Nie wiem, ciągle trafiałam w siatkę. Błędy były często minimalne, ale było ich zdecydowanie za dużo. W tym pierwszym secie trochę zabrakło szczęścia, może gdybym go wygrała... - wzdychała 19-letnia Polka.

- Nie da się ukryć, że byłam faworytką tego meczu. W całym turnieju chciałam dojść wysoko, minimum trzy-cztery rundy. Ale porażki się zdarzają. To jest część tenisa. Nie pójdę teraz powiesić się do łazienki. W ostatnich latach w Szlemie wiodło mi się bardzo dobrze, czasem po prostu zdarzają się niespodzianki. Oprócz mnie, w pierwszej rundzie odpadną 64 inne dziewczyny.

Radwańska zagra jeszcze w Melbourne w deblu z siostrą Urszulą. - Na debel patrzę przez palce, choć oczywiście wyjdę na kort żeby wygrać. Najważniejszy był jednak singiel. Trudno, świat się nie kończy. Kolejne turnieje przede mną - zakończyła Agnieszka.

Trener Robert Radwański od razu po meczu nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. - Czy jestem na kortach? Przez najbliższe trzy dni się na nich nie pojawię. O mecz proszę pytać Agnieszkę - powiedział nam przez telefon. - To normalne, że tata jest po takim meczu zły, ale emocje potem mijają. Na pewno spokojnie porozmawiamy o tym co było nie tak - powiedziała Agnieszka.

Woźniacki: Nie krytykujcie Agnieszki

- Proszę nie krytykujcie Agnieszki po tym meczu. Nawet 10 tenisistka świata czasem przegrywa. Moim zdaniem, gdyby nie wiatr i potworny upał, to różnica byłaby na korzyść Agnieszki - powiedział Sport.pl Piotr Woźniacki, ojciec i trener Dunki polskiego pochodzenia Caroline Wozniacki (WTA 12). - Gdy warunki na korcie są ekstremalne, działa to zawsze na korzyść tej niżej notowanej, która walczy jak o życie, by sprawić niespodziankę - ocenił Woźniacki.

Bondarenko: Przepraszam was, Polacy

Porażka Radwańskiej, przynajmniej do późnego popołudnia, była jednak sensacją dnia w Melbourne. Zdjęcie szczęśliwej Bondarenko można było m.in. zobaczyć otwierając w internecie oficjalną stronę WTA. - Przepraszam, że wam to zrobiłam - uśmiechnęła się nieśmiało Ukrainka, gdy przyszła porozmawiać z polskimi dziennikarzami. - Jestem bardzo szczęśliwa, ostatnio pokonałam zawodniczkę z pierwszej dziesiątki chyba dwa lata temu w Strasburgu, gdy ograłam Anę Ivanović - stwierdziła. Jaki miała sposób na Agnieszkę? - Nigdy z nią wcześniej nie grałam, ale radziłam się mojej starszej siostry Alony, która już kiedyś pokonała Agnieszkę. Powiedziała, żebym zmusiła ją do biegania i była cierpliwa w długich wymianach. I tak właśnie zrobiłam - mówiła po polsku Ukrainka, która na początku kariery trenowała w Kędzierzynie Koźlu. - Z Polski mam na razie same miłe wspomnienia, no może poza nauczycielką geografii w szkole, która jakoś chyba mnie nie lubiła - powiedziała Katerina, która razem ze swoją siostrą Aloną broni w Melbourne tytułu w deblu.

Polscy debliści chcą półfinału - czytaj tutaj ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.