Życiowy sukces polskiej tenisistki. Radwańska, wersja 3.0

Polka przegrała finał z Sereną Williams, najsilniejszą i najlepiej serwującą tenisistką świata. Pokazała jednak, że umie już przeciwstawiać się najpotężniejszym fizycznie rywalkom w meczach o największą stawkę. Ciąg dalszy raczej na pewno nastąpi.

Agnieszka Radwańska dała prztyczka w nos niemal wszystkim zagranicznym fachowcom. Spodziewali się jednostronnego finału i szybkiego zwycięstwa Sereny, mówili o łatwym losowaniu i szczęściu pchającym Polkę do finału, ale ona przegrała dopiero po ponad dwóch godzinach zaciętej walki. 1:6, 7:5, 2:6.

John McEnroe po pierwszym secie mówił na antenie BBC, że Radwańskiej grozi kompromitacja. Razem z kolegami w studiu zastanawiał się, czy może zdarzyć się powtórka finału Rolanda Garrosa z 1988 r., gdy Steffi Graf zdmuchnęła z kortu debiutującą w finale Nataszę Zwieriewą 6:0, 6:0 w kilkadziesiąt minut.

Skreślał Polkę zbyt pochopnie. W drugim secie, po krótkiej deszczowej przerwie, Radwańska opanowała emocje i pokazała rewelacyjny tenis. 15 tys. widzów na korcie centralnym wiwatowało po niesamowitych wymianach, które umiała skończyć precyzyjnymi strzałami wzdłuż linii albo wolejem przy siatce. Neil Harman z "Timesa" mówił przed meczem, że najważniejsze to walczyć, nie poddawać się, a wtedy

publiczność zakocha się w Polce

i będzie ją wspierać. I tak właśnie się stało. "Agnieszka!" - krzyczeli z trybun nie tylko nasi rodacy.

McEnroe nazwał później Serenę Williams - rehabilitował się po błędnych prognozach? - tenisistką wszech czasów, lepszą od Chris Evert, Martiny Navratilovej i Margaret Court. Takiej klasy rywalki potrzeba było jego zdaniem w sobotę, żeby zatrzymać w finale Radwańską.

Polka podczas ceremonii wręczania nagród płakała, z trudem wydobywała z siebie słowa. Dziękowała, mówiła, że Serena zdobyła tytuł zasłużenie, obiecywała, że to jeszcze nie koniec. - Zagrała świetny mecz. Proszę państwa, brawa specjalnie dla niej! - krzyknęła spontanicznie Williams do mikrofonu, a publika znów pokazała, jak bardzo podobała jej się gra Agnieszki. Na konferencji prasowej Amerykanka też chwaliła Radwańską - za świetne poruszanie się po korcie i wyczucie gry na trawie.

Kibice zachwycili się przede wszystkim dlatego, że umiała znaleźć sposób na przeciwstawienie się miażdżącej przewadze siły przeciwniczki. Williams w jednym gemie posłała cztery asy z rzędu w 48 sekund, za niektórymi jej petardami ciężko było nadążyć wzrokiem. Radwańska umiała dobiec, odbić piłkę, czasem wygrać wymianę. Przypomniała, że jest królową defensywy, umie przetrzymać nawałnicę, a potem jeszcze sama zaskoczyć.

"Radwańska może być z siebie dumna, dzięki niej finał był pasjonujący" - chwalił "Sunday Telegraph". "Tylko serwis uratował Serenę i sprawił, że Polka nie przejęła kontroli nad meczem" - podkreślał "Sunday Times". Polkę komplementowały inne gazety, choć oczywiście na okładki trafiła Williams. Amerykanka zdobyła piąty tytuł w Londynie, 14. w Wielkim Szlemie. Została pierwszą triumfatorką po trzydziestce od czasów Navratilovej.

Dwa lata temu leżała w szpitalu, przeszła dwie operacje stopy, potem leczyła zatorowość płucną, a w końcu o mało nie zabiła jej skrzeplina, która oderwała się w naczyniach w nodze i wędrowała do płuc. Kiedy miesiąc temu Serena przegrała w I rundzie Rolanda Garrosa z Virgienie Razzano, wieszczono jej koniec. Ale ona jeszcze raz się podniosła. Ba, zestrzeliła wszystkie przeciwniczki.

- Nie ma chyba na świecie drugiego sportowca, który potrafi pokazać taką determinację i wolę zwycięstwa - stwierdziła Navratilova. Dziś Serena wróci na czwarte miejsce na świecie i staje się główną

faworytką do złota na igrzyskach

w Londynie, gdzie turniej też odbędzie się na trawie Wimbledonu.

- Agnieszka płakała, a powinna się raczej uśmiechać. Przed nią wspaniała przyszłość. Ma dopiero 23 lata, pokazała, że od najsilniejszych fizycznie rywalek wcale nie dzieli jej dużo. Dziś widać, że Wielki Szlem jest w jej zasięgu - mówiła w BBC Lindsay Davenport, trzykrotna wielkoszlemowa mistrzyni.

Radwańska rzeczywiście przełamała kolejną barierę. Kiedyś uchodziła za tenisistkę zbyt drobną i delikatną, by w ogóle dotknąć czołówki. Ale przez kilka ostatnich lat poprawiła serwis, wzmocniła się fizycznie, uspokoiła też atmosferę wokół siebie, nabrała większej pewności i wiary w swoje umiejętności. W 2011 r. jej kariera wystrzeliła. Triumfowała w San Diego, Tokio, Pekinie i pojechała na Masters jako ósma rakieta świata. To była Agnieszka w wersji 2.0. Wciąż narzekano jednak, że to za mało, by pokonać najsilniejsze fizycznie, ofensywne tenisistki - Azarenkę, Kvitovą, Szarapową, siostry Williams. Przyszły jednak kolejne zwycięstwa: Dubaj, Bruksela i Miami, w którym ograła Venus Williams i Marię Szarapową, najcięższą wagę siłowego tenisa. Awansowała na szóste, a potem trzecie miejsce na liście WTA.

Po wimbledońskim zaciętym meczu z Sereną, czyli najsilniejszą z silnych, lawinie komplementów i awansie na drugą lokatę w rankingu naprawdę coraz trudniej w nią wątpić. Radwańska ma wszystko, by w końcu wdrapać się na szczyt i wygrać Wielkiego Szlema. Nawet John McEnroe musi to przyznać.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA