Agnieszka Radwańska: Tata wszystkiego mnie nauczył

W naszych konfliktach chodziło wyłącznie o sprawy pozasportowe, o relację córka - ojciec, a nie zawodniczka - trener - mówi Sport.pl Agnieszka Radwańska, która w poniedziałek meczem z siostrą Urszulą rozpocznie US Open.

Rusza US Open. Djoković, Nadal czy... ?

Jakub Ciastoń: Ćwierćfinał w Stanfordzie, zwycięstwo w Carlsbadzie, półfinał w Toronto. 13 meczów, 11 zwycięstw, w tym dziewięć z rzędu - czy to były najlepsze trzy tygodnie w karierze?

Agnieszka Radwańska: Trudno powiedzieć. Tylu zwycięstw w singlu w tak krótkim czasie w tak mocno obsadzonych imprezach chyba faktycznie nie miałam, ale pamiętam też inne dobre serie, np. rok temu zagrałam dobrze w Indian Wells i Miami. W pierwszym turnieju doszłam do półfinału, w drugim do ćwierćfinału i jeszcze dwukrotnie do ćwierćfinałów debla. Turnieje trwały po dwa tygodnie, więc to też był taki intensywny miesiąc.

Finał w Carlsbadzie z Wierą Zwonariewą to chyba pani najefektowniejsze zwycięstwo, jakie widziałem. Panowała pani na korcie, a trzecia wówczas rakieta świata [teraz druga] nie mogła nic zrobić.

- Chyba tak, choć półfinał z Petković też był dobry. Zresztą później w Toronto ograłam je obie jeszcze raz, też po niezłych meczach.

Co się stało, że akurat w tych turniejach wydobyła pani z siebie najlepszą formę?

- Trudno powiedzieć. Trochę mnie to zaskoczyło, bo wydawało mi się, że nie serwowałam na 100 proc. Kiedy jednak wygrywasz kilka meczów, wpadasz w taki stan, że zapominasz o bólu, o wszystkim poza kortem i starasz się tylko wygrać kolejny mecz. Myślę, że wpadłam w taki automatyczny stan. Czasem widziałam podwójnie, nie miałam już siły, ale instynktownie grałam dalej.

Trudno uniknąć tematu rozstania z tatą. Amerykanie wyciągali prosty wniosek, że gra jest lepsza, bo przestała pani pracować z ojcem.

- Nie można tak mówić. Przecież z tatą trenowałam w Krakowie przez cały miesiąc po Wimbledonie przed wylotem do USA i przez chwilę w Stanford. To on przygotowywał mnie do ostatnich turniejów.

Sprawiała pani jednak wrażenie bardziej wyluzowanej. To nie przez odpoczynek od dyskusji z tatą?

- Spokój tak. Bo o to właśnie w tym wszystkim chodziło. Nie o tenis, bo wiadomo, że tata przez 17 lat wszystkiego mnie nauczył, jemu wszystko zawdzięczam. W naszych konfliktach chodziło wyłącznie o sprawy pozasportowe, o relację córka - ojciec, a nie zawodniczka - trener.

Robert Radwański powiedział w jednym z wywiadów, że wasze rozstanie może trwać do końca roku.

- Teraz jest przerwa, a potem zobaczymy, trudno powiedzieć.

Dobrze się pani współpracuje z Tomkiem Wiktorowskim?

- Znamy się wiele lat. Jeździł już z nami na turnieje, często z nami współpracował, dogadujemy się. To fajnie działa. Najważniejsze, że jest porozumienie i możemy rozmawiać. Nie ma jednak co porównywać go z tatą, bo to jest zupełnie inna relacja, tata to rodzina. Na pewno Tomek jest spokojniejszy.

Jak ramię, czy udało się je wyleczyć?

- Nie grałam w Cincinnati, więc jest ciut lepiej, ale żeby było dobrze, odpoczynek powinien być dwutygodniowy. Chodzę do fizjoterapeutki, biorę tabletki, tragedii nie ma.

W Toronto po przegranym półfinale z Samanthą Stosur mówiła pani, że nie wycofa się z Cincinnati, ale następnego dnia zmieniła pani zdanie.

- Dotarło do mnie, że to nie ma sensu. Nie da się podjąć takiej decyzji w minutę.

Wszyscy chwalili, że to dobra decyzja.

- No właśnie, tym bardziej że w Cincinnati jest gorąco, są bardzo trudne warunki. W poprzednich latach nie robiłam przerwy i kończyło się to kontuzjami w US Open. Teraz chciałam tego uniknąć.

W polskich gazetach można było zobaczyć pani zdjęcia z całymi plecami oblepionymi różnymi plastrami. Ramię to tylko wierzchołek góry lodowej?

- Plastry na plecach to raczej profilaktyka, nic poważnego. 13 meczów niemal z rzędu, ogólne zmęczenie materiału.

Nad Nowy Jork nadciąga huragan...

- Ciągle są ostrzeżenia, spotkania, narady. W weekend pewnie nie będziemy trenować. To w ogóle jakiś pechowy tydzień. Jak byłam w New Haven, fizjoterapeutka robiła mi masaż, wstałam i myślałam, że zakręciło mi się w głowie, a to było trzęsienie ziemi. Ewakuowali wszystkich, przerwali mecze na trzy godziny. Korki, tylu ludzi na ulicach nigdy w życiu nie widziałam.

Powrót do dziesiątki WTA pozostaje pani celem na ten sezon? Jaki wynik zadowoli panią w US Open?

- Chciałabym wrócić do dziesiątki, pojechać na Masters i jak najdalej zajść w US Open, ale robienie takich planów jest bez sensu. Zawsze wychodzę na kort, żeby wygrać, choć nie zawsze się udaje. W czołówce poziom jest bardzo wyrównany.

Eksperci twierdzą, że główne faworytki US Open to Serena Williams i Szarapowa.

- Obie grają ostatnio dobrze. Ja postawiłabym na Serenę.

Karolina Woźniacka wciąż prowadzi w rankingu WTA, ale po Wimbledonie miała słabszy moment - przegrała szybko w Toronto i Cincinnati. Skąd się biorą jej problemy?

- Chyba za dużo kombinuje. Jeśli defensywna gra zaprowadziła ją na szczyt, to po co to zmieniać? Niech się trzyma swojej gry i nie przejmuje opiniami, że musi grać inaczej.

Jak zdobyć punkt w beznadzienej sytuacji. Niesamowite zagrania

Jak daleko Radwańska zajdzie w US Open?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.