Rusza US Open. Djoković, Nadal czy... ?
Agnieszka Radwańska: Trudno powiedzieć. Tylu zwycięstw w singlu w tak krótkim czasie w tak mocno obsadzonych imprezach chyba faktycznie nie miałam, ale pamiętam też inne dobre serie, np. rok temu zagrałam dobrze w Indian Wells i Miami. W pierwszym turnieju doszłam do półfinału, w drugim do ćwierćfinału i jeszcze dwukrotnie do ćwierćfinałów debla. Turnieje trwały po dwa tygodnie, więc to też był taki intensywny miesiąc.
- Chyba tak, choć półfinał z Petković też był dobry. Zresztą później w Toronto ograłam je obie jeszcze raz, też po niezłych meczach.
- Trudno powiedzieć. Trochę mnie to zaskoczyło, bo wydawało mi się, że nie serwowałam na 100 proc. Kiedy jednak wygrywasz kilka meczów, wpadasz w taki stan, że zapominasz o bólu, o wszystkim poza kortem i starasz się tylko wygrać kolejny mecz. Myślę, że wpadłam w taki automatyczny stan. Czasem widziałam podwójnie, nie miałam już siły, ale instynktownie grałam dalej.
- Nie można tak mówić. Przecież z tatą trenowałam w Krakowie przez cały miesiąc po Wimbledonie przed wylotem do USA i przez chwilę w Stanford. To on przygotowywał mnie do ostatnich turniejów.
- Spokój tak. Bo o to właśnie w tym wszystkim chodziło. Nie o tenis, bo wiadomo, że tata przez 17 lat wszystkiego mnie nauczył, jemu wszystko zawdzięczam. W naszych konfliktach chodziło wyłącznie o sprawy pozasportowe, o relację córka - ojciec, a nie zawodniczka - trener.
- Teraz jest przerwa, a potem zobaczymy, trudno powiedzieć.
- Znamy się wiele lat. Jeździł już z nami na turnieje, często z nami współpracował, dogadujemy się. To fajnie działa. Najważniejsze, że jest porozumienie i możemy rozmawiać. Nie ma jednak co porównywać go z tatą, bo to jest zupełnie inna relacja, tata to rodzina. Na pewno Tomek jest spokojniejszy.
- Nie grałam w Cincinnati, więc jest ciut lepiej, ale żeby było dobrze, odpoczynek powinien być dwutygodniowy. Chodzę do fizjoterapeutki, biorę tabletki, tragedii nie ma.
- Dotarło do mnie, że to nie ma sensu. Nie da się podjąć takiej decyzji w minutę.
- No właśnie, tym bardziej że w Cincinnati jest gorąco, są bardzo trudne warunki. W poprzednich latach nie robiłam przerwy i kończyło się to kontuzjami w US Open. Teraz chciałam tego uniknąć.
- Plastry na plecach to raczej profilaktyka, nic poważnego. 13 meczów niemal z rzędu, ogólne zmęczenie materiału.
- Ciągle są ostrzeżenia, spotkania, narady. W weekend pewnie nie będziemy trenować. To w ogóle jakiś pechowy tydzień. Jak byłam w New Haven, fizjoterapeutka robiła mi masaż, wstałam i myślałam, że zakręciło mi się w głowie, a to było trzęsienie ziemi. Ewakuowali wszystkich, przerwali mecze na trzy godziny. Korki, tylu ludzi na ulicach nigdy w życiu nie widziałam.
- Chciałabym wrócić do dziesiątki, pojechać na Masters i jak najdalej zajść w US Open, ale robienie takich planów jest bez sensu. Zawsze wychodzę na kort, żeby wygrać, choć nie zawsze się udaje. W czołówce poziom jest bardzo wyrównany.
Eksperci twierdzą, że główne faworytki US Open to Serena Williams i Szarapowa.
- Obie grają ostatnio dobrze. Ja postawiłabym na Serenę.
- Chyba za dużo kombinuje. Jeśli defensywna gra zaprowadziła ją na szczyt, to po co to zmieniać? Niech się trzyma swojej gry i nie przejmuje opiniami, że musi grać inaczej.
Jak zdobyć punkt w beznadzienej sytuacji. Niesamowite zagrania