Tomasz Adamek wygrywa. Teraz czeka Chris Arreola

Tomasz Adamek ostrożnie sprawdzał powagę wagi ciężkiej. Test zdał - wygrał z Jasonem Estradą jednogłośnie na punkty po 12 rundach, ale do oceny celującej daleko. W prestiżowym rankingu boxrec.com Polak jest już czwarty w wadze ciężkiej za braćmi Kliczkami i Davidem Hayem

Estrada nie chciał się pogodzić z werdyktem sędziów, rozpaczał, że to nie fair, jeszcze zanim oficjalnie ogłoszono punktację. Później nawet zaostrzył stanowisko, bo twierdził, że wręcz został oszukany. - Jeśli każdy w tej sali byłby szczery, musiałby przyznać, że zostałem okradziony ze zwycięstwa. Wykiwany. Równie dobrze mogliby mi przystawić pistolet do głowy i obrabować. Dałbym Adamkowi najwyżej trzy z dwunastu rund - mówił na konferencji zawiedziony Estrada.

Nie miał prawa tak uważać, bo mimo że sam był pięściarzem zaskakująco dobrze przygotowanym, Adamek był szybszy, lepszy technicznie, zadawał ciosy kombinacjami, wykorzystywał niedoskonałości rywala. Polak dokładnie wiedział, co się na ringu dzieje i dlaczego, i zaczął panować między linami od piątej rundy, kiedy konsekwentna taktyka osłabiania statycznego rywala ciosami na tułów zaczęła przynosić coraz większe korzyści.

Jednak to nie znaczy, że w zapełnionej przez okoliczną Polonię hali Prudential Center w Newark istniał tylko Adamek.

Kilka wydarzeń w ringu mogły budzić zaniepokojenie u fanów byłego mistrz świata dwóch kategorii wagowych.

Opuchnięta twarz dowodziła, że gdy rywal jest szybki, obrona Adamka jest dziurawa. Polak już chyba nigdy nie pozbędzie się nawyku opuszczania lewej pięści, przez co ostatnią linią obrony jest jego twarz. Taki niebezpieczny przebieg miało kilka wcześniejszych pojedynków z przeciwnikami dysponującymi rękami szybszymi niż Andrzej Gołota. Estrada nie jest królem nokautu i o inteligencji promotorów świadczy, że właśnie taki przeciwnik został wybrany dla Polaka w drugiej walce w wadze ciężkiej. Znaczy, ludzie z Main Event dmuchali na zimne, i słusznie.

Zastanawiające były również braki w wytrzymałości u polskiego pięściarza, który poprzednie pojedynki kończył zwykle w stanie, który wskazywał, że i kolejne pięć rund nie oznaczałoby śmierci klinicznej z wyczerpania. Tymczasem były olimpijczyk, reprezentant USA na mistrzostwach świata Jason Estrada dokonał tego, co nie udawało się poprzednikom. Adamek był w końcowych rundach bardzo zmęczony. W sobotę ważył 100 kg, najwięcej w karierze i być może właśnie to było przyczyną utraty wytrzymałości. Można by powiedzieć, że Polak z jednej strony, próbując dogonić masą mięśniową Evendera Holyfielda, czy Mike'a Tysona i jednocześnie desperacko broniąc się przed utratą szybkości związanej ze wzrostem wagi, poszedł w sprawie wytrzymałości na ustępstwa. Pogodzenie szybkości i wytrzymałości, albo raczej jednoczesne wykształcenie tych dwóch cech sprawności fizycznej do maksymalnej formy, jest bardzo trudne - wie o tym każdy absolwent AWF.

Dlatego 10 tys. biało-czerwonych widziało, że Adamek, unikając jak ognia szybkiej prawej ręki Estrady - ciosu wyprowadzanego hakiem znad głowy - okładał jak najczęściej się dało tułów przeciwnika. Dzięki temu Amerykanin był za półmetkiem walki dużo bardziej zmęczony niż Polak. I dzięki temu mógł przetrwać trudne chwile w 10. rundzie.

Na sali było kilka osobistości ważnych dla przyszłości Adamka. Wśród nich jego prawdopodobny przeciwnik Chris Arreola, jego promotor Dan Goosen i trener Henry Fernandez. Był poprzedni przeciwnik Estrady, też wymieniany wśród możliwych rywali Polaka Aleksander Powietkin - również przeszedł ciężkie chwile w ringu z Estradą (Adamek twierdził, że Estrada walczył o 50 procent lepiej z nim niż z Rosjaninem). Portal bokser.org przytacza wypowiedzi redaktora naczelnego "The Ring" i dziennikarza "Sports Illustrated" - obaj twierdzą, że Adamek pokona Arreolę. Ta walka odbędzie się prawdopodobnie w Kalifornii 24 kwietnia.

Jeśli do niej dojdzie, Polski bokser nie będzie musiał przyjeżdżać na konferencję prasową ferrari swojego promotora. Stać go będzie na kilka swoich.

Cytat

Gmitruk krzyczał na mnie w przerwach, żebym był pięściarzem, a nie chciał nokautować, ale co można zrobić, jak 10 tys. biało-czerwonych żąda tego ode mnie krzykiem. Dobrze zapłacili, żeby obejrzeć ciekawą walkę a nie nudny pojedynek powolnych gości zadających po dziesięć ciosów na rundę

Tomasz Adamek

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.