Robert Radwański , ojciec i trener Agnieszki i Urszuli: Cały turniej był udany. Ćwierćfinał singla plus zwycięstwo w deblu to świetne wyniki. Miami to piąty pod względem prestiżu turniej świata, ważniejsze są tylko cztery Szlemy. W kobiecym tenisie w Polsce takiego sukcesu jeszcze nie było. Ale nie znaczy to, że teraz się przekwalifikowujemy na debel, dalej jesteśmy zainteresowani singlem. Gra podwójna jest dodatkiem.
- Absolutnie nie. Obie dobrze uzupełniają grę Agnieszki, bo grają płaskie piłki. To są dwie różne pary, ale jeśli chodzi o sportową klasę, bardzo zbliżone.
- Szlema to my chcemy wygrać, ale w singlu. Nie żartuję. Agnieszka lepiej w tym sezonie serwuje, trening ogólnorozwojowy daje rezultaty, bo jest wyraźnie mocniejsza fizycznie, ma nawet większą masę niż kiedyś. Do tego dochodzi doświadczenie, to już szósty rok Agnieszki w zawodowych turniejach. Trzeba wykorzystać sytuację w kobiecym tenisie - brakuje sióstr Williams, Henin skończyła karierę, inne dziewczyny mają spadki i wzloty formy. Szansa jest wyjątkowo duża. Trzeba tylko grać odważnie i ją wykorzystać. Blisko tak naprawdę było już w styczniu w Australian Open. Ćwierćfinał z Kim Clijsters był do wygrania.
- Niczego. Mecz z Azarenką był wygrany. Tam przecież były cztery meczbole. Trzeba tylko wykorzystać choć jeden. Nie chcę już do tego wracać. Zwonariewa zagrała świetnie, miała "dzień konia", to był jeden z najlepszych jej meczów, jakie widziałem. "Normalnie" zagrała dopiero dzień później, gdy gładko przegrała z Azarenką. W Miami Agnieszka miała taki mecz życia, gdy pokonała Francescę Schiavone, numer cztery na świecie. To jeden z jej najlepszych występów w karierze. Różnice w czołówce są minimalne, Agnieszka niczym nie odstaje.
- W przyszłym tygodniu nasz agent Ken Meyerson z całym kierownictwem firmy przyjeżdżają do nas do Krakowa z konkretnymi ofertami. W spotkaniu będzie też uczestniczyć Magda Grzybowska, która reprezentuje Lagardere w Polsce. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
- Agnieszkę trzeba pytać. Ale wydaje mi się, że oni za tym stoją.
- W niedzielę, w rocznicę katastrofy smoleńskiej, wybieramy się na Wawel. Potem ja lecę z Agnieszką na turnieje do Stuttgartu, Rzymu i Madrytu, a Tomek Wiktorowski, który z nami współpracuje, zabiera Urszulę na mniejsze imprezy do Fes w Maroku i portugalskiego Estoril. Czerwona mączka kiedyś była najlepszą nawierzchnią córek, ale ostatnio, szczególnie w przypadku Uli, to się zmieniło. Dziewczyny wolą korty twarde. Ale bez przesady, poradzą sobie. Najważniejsze, że są zdrowe. Ula wreszcie gra bez usztywniającego gorsetu, plecy przestały ją boleć. U Agnieszki po operacji stopy też nie ma już śladu, noga w ogóle nie puchnie.
Turnieju nie będzie? Tenisowa wojna w Sopocie ?