PGE Skra po raz czwarty zmierzyła się z najlepszym zespołem świata - Trentino Volley. Wcześniej dwa razy przegrała w finale klubowych mistrzostw świata i zwyciężyła w
listopadzie w
Łodzi 3:0. Choć teraz uległa dwukrotnemu triumfatorowi Ligi Mistrzów 1:3, to była bardzo bliska sukcesu. Pierwsze dwa sety bełchatowianie przegrali minimalną różnicą. W trzecim dominowali już bezwzględnie. - Wielkim indywidualnościom, jakie ma Trentino, potrafiliśmy przeciwstawić grę zespołową - tłumaczy trener
Jacek Nawrocki.
Ale i PGE Skra miała wielką indywidualność.
Mariusz Wlazły doskonale atakował i imponował bardzo skuteczną zagrywką. Do osiągnięcia lepszego wyniku zabrakło drugiego skutecznego przyjmującego (pierwszym był Michał Winiarski). Już na początku spotkania znakomity Osmany Juantorena kilka razy trafił zagrywką w
Bartosza Kurka, którego zmienił Stephane Antiga. Francuz od początku kiepsko atakował (miał 15-procentową skuteczność!), a kiedy jeszcze w czwartej partii przestał dobrze przyjmować zagrywkę Emanuele Birarellego, to gra gości się rozsypała.
- Szkoda, bo widać było, że gospodarze stają się nerwowi. Gdybyśmy doprowadzili do wyrównanej końcówki, jestem przekonany, że wygralibyśmy czwartego seta - opowiada trener PGE Skry. Trentino pomógł też francuski sędzia, który dwa razy pomylił się na niekorzyść mistrza Polski.
Bełchatowianie prowadzą w grupie D, a w ostatniej kolejce zmierzą się w Łodzi ze słabiutkim Rematem Zalau z Rumunii. W gorszej sytuacji jest Jastrzębski Węgiel, który w środę pokonał 3:0 Olympiakos Pireus. Wydawało się, że zapewni mu to awans do fazy pucharowej. Tak się jednak nie stało, bo Budwanska Rivijera Budwa niespodziewanie wygrała z prowadzącym w grupie E ACH Volley Bled i traci do jastrzębian tylko punkt. W ostatniej kolejce mistrz Czarnogóry zagra w Pireusie z przeżywającym ogromny kryzys Olympiakosem (rozgrywającym został tam libero), zaś Ślązacy jadą do Słowenii, gdzie o sukces będzie bardzo trudno.