Prezes klubu Janowicza: Ten tydzień zapisze się w historii i naszych sercach na zawsze

- Cieszmy się z tego tygodnia, bo to był tydzień, który w naszych sercach i w historii tenisa zapisze się na zawsze - mówi Ewa Wróbel-Nadel, prezes MKT, którego zawodnikiem jest Jerzy Janowicz, rewelacyjny finalista zakończonego w Paryżu turnieju ATP Masters

Janowicz zakończył tegoroczny sezon kapitalnym występem w turnieju BNP Paribas Masters w Paryżu (z pulą nagród 2,43 mln euro), gdzie po przebrnięciu eliminacji zatrzymał się dopiero na finale, w którym przegrał z Hiszpanem Davidem Ferrerem 4:6, 3:6. Wcześniej pokonał jednak pięciu zawodników z czołowej "20", w tym m.in. Andyego Murraya, trzeciego tenisistę świata.

Szymon Bujalski: Jak oceni pani finałowy mecz Janowicza z Ferrerem?

Ewa Wróbel-Nadel, prezes MKT: Jestem zachwycona jego grą, bo mimo po raz kolejny pokazał, że potrafi walczyć jak równy z równym z najlepszymi. Chociaż w sumie jak tu mówić o porażce. Przecież Jurek, 69. tenisista świata, doszedł do finału turnieju Masters! To wielkie zwycięstwo i niesamowity powód do radości dla nas wszystkich. A co do samego meczu, to było widać, że Jurek odczuwa już trudy turnieju. Popełniał błędy, no i serwis nie siedział mu tak, jak wcześniej. Ale mimo to w drugim secie miał szansę dojść Hiszpana. Nie udało się, ale i tak Jerzyk dokonał czegoś niesamowitego. Aż nie wiem co powiedzieć...

Może to, że szkoda, że turniej już się skończył?

- No tak (śmiech). Ten magiczny tydzień mógłby trwać jeszcze długo. Chociaż z drugiej strony jeszcze po kilku takich meczach musielibyśmy pójść chyba na długą psychoterapię, bo przez ostatnie dni wszyscy przeżywaliśmy niesamowite emocje.

Po turnieju w Paryżu Janowicz wskoczy do 30 rankingu ATP i wiadomo już, że będzie rozstawiony w styczniowym Australian Open. A jeszcze rok temu nie miał pieniędzy, by polecieć do Australii walczyć w eliminacjach...

- To coś nieprawdopodobnego, jak to życie się toczy. Zaraz po finale na korcie powiedziano, że przed Jurkiem otwiera się wielki tenis i nie będzie musiał już jeździć samochodem na challangery. Teraz będzie latał samolotami na wielkie turnieje, w których nie będzie musiał nawet grać eliminacji. To olbrzymia zmiana. Dzięki niej będzie mógł pokazać talent w całości. Będzie miał możliwość ciągłego sparowania i sprawdzania się z zawodnikami z topu. Ale Jurek zasłużył na tę "30" w 100 procentach.

I nic nie wskazuje na to, by miał się na niej zatrzymać.

- Nie mam żadnych wątpliwości, że wszystko co najlepsze jeszcze przed Jurkiem. Pozostaje mu życzyć tylko jednego: zdrowia. Całą resztę już ma. Jeżeli zdrowie dopisze i wciąż będzie cieszył się tenisem tak, jak do tej pory, to myślę, że jeszcze nas wielokrotnie zaskoczy. Tak jak teraz, pokazując niezwykłą grę. To nie chodzi nawet o to, że to nasz zawodnik, że to Polak. On po prostu grał kapitalny tenis, który przyjemnie się oglądało. A do tego każdy mecz z jego udziałem dostarczał wielkich emocji. Raz posłał kapitalny skrót, po którym ręce składały się do oklasków, a po chwili popełnił błąd, po którym sam do siebie krzyczał. I tak cały czas, w każdym meczu. Mieszanina emocji niesamowita. Nam pozostaje się z tego tygodnia po prostu cieszyć. Bo to był tydzień, który w naszych sercach i w historii tenisa zapisze się na zawsze. Uczestniczymy w historycznych chwilach i warto żebyśmy je docenili. Nie ukrywam, że osobiście też czuję się wyróżniona, że mogę uczestniczyć w czymś takim. Że jestem tego tak blisko, że jestem nie tylko widzem, ale i jakoś w tym wszystkim tkwię. To coś pięknego.

Szampan w klubie już się mrozi?

- Oczywiście (śmiech). Wszyscy czekamy na jego powrót, nie możemy się już tego doczekać. Dzisiaj miałam lecieć na turniej Masters do Londynu, ale po prostu nie mogłam. Tak bardzo pragnęłam zobaczyć Jurka w finale. Przyznam szczerze, że nawet nie wiem co jemu powiedzieć po powrocie, bo wszystko co się powie zabrzmi banalnie, a słowa nie oddadzą tego co wszyscy czujemy. Jest coś magicznego w tym co się dzieje. Teraz wszyscy znają Jerzyka i zastanawiają się, skąd się pojawił. On się teraz nie pojawił, on tu już był i to od wielu lat. Teraz po prostu jest na znacznie wyższym poziomie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.