Rafał Jackiewicz: "Będę mistrzem! To coś niesamowitego!"

- Ja już dziś, walcząc o mistrzostwo świata, jestem na szczycie. A wygrana? To będzie coś więcej niż bajka! Nawet nie mam na to określenia, bo to jest coś niesamowitego! - mówi w wywiadzie dla serwisu ringpolska.pl Rafał Jackiewicz, który 4 września zmierzy się w pojedynku o pas prestiżowej organizacji IBF wagi półśredniej ze Słoweńcem Dejanem Zaveckiem. Obaj pięściarze mieli już okazję skrzyżować ze sobą rękawice - w listopadzie 2008 roku w Katowicach minimalnie na punkty zwyciężył Polak. Do rewanżu dojdzie w ojczyźnie rywala "Wojownika".

Rafał, do walki z Janem Zaveckiem pozostało kilka dni. W jakiej znajdujesz się dyspozycji?

Rafał Jackiewicz: - Super! Waga - super, forma - super; czeka mnie jeszcze ostatni sparing, potem już relaks i odpoczynek, zrobienie do końca wagi. Przed treningiem mam 2 kilo ponad limit. Za kilka dni będę mistrzem świata.

Forma jest taka, jak się spodziewałeś czy może jest jeszcze lepiej?

- Powiem szczerze Zawsze przed ważnymi walkami mówi się "trenowałem najciężej w karierze, miałem najlepszy obóz przygotowawczy", ale tym razem naprawdę tak było. Przed tą walką miałem lepsze sparingi niż przed jakąkolwiek inną w przeszłości. Sparingi zaczęliśmy tydzień wcześniej niż zwykle, czyli nie trzy a cztery tygodnie przed walką. Trenuję już jedenasty tydzień. Treningi mam tak rozłożone, że nie jestem przemęczony, nie mam kontuzji - naprawdę wszystko przebiega super. Nie mam na co narzekać, ciężko pracuję i są tego efekty.

Podkreślasz, że po raz pierwszy od początku kariery nie miałeś problemu z osiągnięciem limitu wagowego. Co się zmieniło? Ciężej trenowałeś, jakaś specjalna dieta .

- Nie wiem czy ciężej trenowałem Na pewno bardziej się przykładałem do treningu, tym razem nie było nawet sekundy, żebym sobie odpuścił. Jeśli chodzi o jedzenie, to już jedenasty tydzień jestem na normalnym jedzeniu. Dieta to może duże słowo, ale chyba można tak powiedzieć - jestem na diecie, odżywiam się dobrze. Jem bardzo mało słodyczy, wreszcie sobie z tym poradziłem. Z wagą jest naprawdę świetnie. 2 kilo nadwagi na 10 dni przed walką to po prostu bajka

W czasach, gdy miałeś problemy z uzyskaniem limitu wagowego na 2-3 dni przed walką mówiłeś, że chodzisz głodny. Teraz na 10 dni przed walką też tak jest?

- Nie, wszystko jest ok. Teraz na przykład za 20 minut mam kolację, potem trzy godziny odpoczywam, wieczorem mam sparing. Przed snem już nic nie jem, najwyżej jakiś owoc. O to właśnie chodzi, nie czuję głodu, robię wagę, ale nie jestem wysuszony. Jestem mniejszy, jestem lżejszy, ale nie jestem wysuszony tak jak przed poprzednimi walkami, kiedy to byłem na ciężkich dietach. Wtedy na tydzień przed walką zostawało mi do zrobienia 2-3 kilo i schodziło mi to z wielkim trudem, po wielkich męczarniach. Teraz nie będzie żadnego problemu.

Twój pojedynek z Zaveckiem odbywa się pod hasłem "Sprawa honoru". Dla niego to sprawa honoru, bo chce się zrewanżować za jedyną porażkę w karierze. Dla ciebie to też jest sprawa honoru, bo chcesz udowodnić, że faktycznie jesteś od niego lepszy?

- Od samego początku uważałem, że jestem od niego lepszy. Tamta walka dużo mi dała. To był piękny, zacięty, wyrównany pojedynek. Wygrałem minimalnie, ale Zaveck stoczył wtedy walkę życia, ja jedną z najsłabszych w karierze. Daliśmy jednak świetne widowisko. Ja sobie nie muszę nic udowadniać, choć z drugiej strony chciałbym udowodnić moim krytykom, że tamta walka to był tylko wypadek przy pracy. Dla mnie wygrana w tej walce to przede wszystkim kwestia mojego przyszłego życia - spokojniejszego, wygodniejszego, lepszego. Tak jak wcześniej powtarzałem: trudno mi sobie wyobrazić zawodnika, który by mi bardziej pasował w walce o mistrzostwo świata. Wygram! Ja już w tej chwili sam dla siebie jestem królem, bo z taką karierą, z takim rekordem, będę mistrzem świata. To po pierwsze. Po drugie wygrana wiąże się z następnymi walkami i dużymi pieniędzmi; a dla mnie to jest najważniejsze.

Po walce z Zaveckiem narzekałeś, że po ważeniu zjadłeś za dużo, że jadłeś złe rzeczy. Ustaliłeś już z panem Jankiem Sobierajem, co będziesz jadł po ważeniu w Słowenii.?

- Najważniejsze jest, że wiem, czego nie mogę jeść. Wtedy po wadze przytyłem 5 kilo, ale to było 5 kilo złego jedzenia - batoniki, kisiel - różne takie, podczas gdy ja normalnie przybieram 2-3 kilo na normalnym jedzeniu - wówczas jest dobrze. Teraz wiem, czego nie mogę zrobić i na pewno tego nie zrobię.

Drugi raz walczysz z Zaveckiem. Z jednej strony ty znasz go lepiej, ale z drugiej on też wie o tobie dużo .

- Szczerze mówiąc, uważam, że ja od listopada 2008 roku stoczyłem trzy bardzo ładne walki z dobrymi zawodnikami. Zaveck tak naprawdę, mimo że zdobył tytuł mistrza świata stoczył takie sobie walki. Jeżeli w rewanżu zawalczy ze mną tak jak za pierwszym razem, będziemy mieli piękny pojedynek, który oczywiście wygram. Jeżeli on wypadnie tak jak w innych walkach, też wygram, tyle że łatwiej.

No właśnie, pierwsza walka Zavecka w obronie tytułu nie była najlepsza. Oglądając tę walkę, z Martinezem, nabrałeś dodatkowej pewności siebie?

- Myślę, że nasza druga walka będzie wyglądała inaczej niż pierwsza, bo tym razem to ja będę dyktował warunki. Wtedy pozwoliłem mu przejąć inicjatywę - dlatego był taki werdykt i tylko minimalnie wygrałem na punkty.

W przekroju twojej wieloletniej kariery Zaveck był najtrudniejszym rywalem, z jakim miałeś okazję się zmierzyć?

- Wydaje mi się, że jednak moja najtrudniejszą i najładniejszą walką była ta z Bonsu. To był zawodnik kompletny, w swojej życiowej formie, piąty raz bronił tytułu mistrza Europy. Był silny, wysoki, twardy, zadawał dużo ciosów. Dopiero po walce ze mną zaczął się troszeczkę staczać - dwa kolejne nokauty Walka z Zaveckiem była ciężka tylko ze względu na moje problemy z wagą, tylko z tego powodu.

Podkreślasz, że jesteś doświadczonym zawodnikiem i przed żadną walką nie czujesz tremy. Czy teraz, gdy walczysz o mistrzostwo świata, nie czujesz dodatkowego zdenerwowania?

- Nerwy? Nie Wiadomo, że jakiś mały stresik jest - jak wypadnę, czy dam radę, czy mnie sędziowie nie oszukają. Ja tę walkę muszę wygrać po prostu dlatego, że mam dużo zobowiązań finansowych, a ta walka mi je wszystkie ogarnia. Szczerze powiedziawszy, jeżeli chodzi o stronę sportową, ja już dziś, walcząc o mistrzostwo świata, jestem na szczycie. A wygrana? To będzie coś więcej niż bajka! Nawet nie mam na to określenia, bo to jest coś niesamowitego - Rafał Jackiewicz mistrzem świata! Z takim rekordem, z takim przebiegiem kariery, takim życiem. A zaczęło się od 8 porażek w pierwszych 20 walkach...

Wspomniałeś o zobowiązaniach finansowych. Postawiłeś już na siebie te 20 tysięcy, o których mówiłeś wcześniej?

- Jeszcze nie. Ale czekam na przelew i zaraz lecę do kolegi, przekazuję mu pieniądze i on obstawia. Stawiam na siebie 20 tysięcy. Teraz kurs jest 3.55, co daje 71 tysięcy. Czyli jestem 51 tysięcy do przodu.

Zdajesz sobie sprawę, że ludzie też na ciebie stawiają? Przy okazji możesz dać zarobić swoim rodakom

- No właśnie. Apeluję: ludzie, nie stawiajcie na mnie, bo spada kurs! A jak spadnie kurs, to ja mniej zarobię [śmiech].

Będziesz miał siłę, by trzy miesiące po walce z Zaveckiem lecieć do Stanów i być może unifikować tytuły z mistrzem WBC Andre Berto?

- Nie ma problema! Już o tym myślałem. Obiecałem, że tydzień po walce przyjadę z pasem na weekend do Wałcza. Potem mam trzy tygodnie do wesela, 2 października, w końcu (!), bierzemy z Mrówką ślub. Potem chciałbym tydzień odpocząć i zostaną mi dwa miesiące na przygotowania do kolejnej walki. Naprawdę czekam na to i w to wierzę. A ja już jestem taka świnia, że gdy czegoś chcę, to to dostaję.

Czytaj więcej na Ringpolska.pl ?

Copyright © Agora SA