Albert Sosnowski, mimo wielkich oczekiwań, w sobotni wieczór nie dał rady utytułowanemu rywalowi . Kiedy emocje powoli cichną, Dragon przyznał w wywiadzie, że ogromna motywacja to za mało na pokonanie pięściarza tej klasy. - "Moje umiejętności był zdecydowanie za małe".
- Nie wstydzę się patrzeć w lustro. Ale dumny z siebie też na pewno nie jestem. Czuję raczej niedosyt -dodał.
Według Sosnowskiego Kliczko nie był w stanie zaskoczyć go pojedynczym ciosem. Główną zaletą Ukraińca był tzw. timing, czyli natychmiastowe ponowienie ataku po mocnym trafieniu. Polak przyznał również, że nie bał się renomowanego rywala, choć mógł pójść do przodu "na wariata". Kliczko skutecznie paraliżował jego posunięcia, więc Dragon często musiał skupiać się na obronie.
- To nie było ze strachu. Po prostu miałem mało czasu, by z trenerem Łapinem wyeliminować wszystkie błędy, które nawarstwiły się przez lata kariery. Przecież ja praktycznie trenowałem sam - opowiada Sosnowski.
Polak ustosunkował się również do opinii, które mówią, że Ukrainiec bawił się z nim przez dziewięć rund. Z perspektywy Sosnowskiego, Kliczko zaatakował dopiero wtedy, gdy był pewien, że jego przeciwnik jest zmęczony i nie jest w stanie zaskoczyć go mocną odpowiedzią.
Sosnowski chce kolejnej walki o mistrzostwo świata - czytaj tutaj ?