Władimir, młodszy i lepszy z braci, nie miał żadnych problemów z 28-letnim Amerykaninem. Pojedynek skończył się właściwie w drugiej rundzie, gdy równie potężna co prosta kombinacja lewego i prawego prostego odrzuciła Chambersa na liny. Amerykanin z trudem utrzymał się na nogach i od tego momentu już do końca uważał tylko na to, aby nie otrzymać ponownie uderzenia kilofem.
Prawie się udało, ale "prawie" w tym przypadku zrobiło kolosalną różnicę. Pięć sekund przed końcem ostatniej rundy ewidentnie polujący na nokaut Kliczko uderzył od niechcenia lewym hakiem. Pięść zawadziła o głowę rywala i Chambers padł na deski i został na nich przez długie minuty.
Na ring wtargnęła ekipa 34-letniego Ukraińca, w tym Witalij, który wcześniej doradzał bratu, aby jak najszybciej skończył walkę, żeby przyspieszył niemrawe tempo.
Amerykanin należy do małych ciężkich - ma 185 cm wzrostu i waży 95 kg, przy czym część tej biomasy to zwały na brzuchu mające konsystencję rozwodnionego budyniu kakaowego. Jego warunki fizyczne są więc gorsze niż Tomasza Adamka (187/97), dużo gorsze niż Alberta Sosnowskiego (190/103), który siedział w pierwszych rzędach stadionu Fortuny Düsseldorf. Za dwa miesiące Sosnowski stoczy pojedynek z 39-letnim Witalijem Kliczką zaledwie 50 km stąd - w Gelsenkirchen.
- Jestem bardzo rozczarowany, że Chambers nie podjął walki - powiedział Polak po powrocie do Polski. Mówił o Chambersie, ale myślał o swojej walce. - Nie stawił oporu Witalijowi, chciał po prostu przetrwać do ostatniego gongu. Przegrał walkę w głowie, choć technicznie jest pięściarzem bez zarzutu.
Chambers mógł mieć plan walki, podobnie jak wszyscy pięściarze, którzy nie usłyszeli ostatniego gongu w walce z Kliczką starszym i młodszym. Takich nieszczęśników w sumie było 85.
Amerykanin - jego pseudonim ringowy to Fast Eddie, czyli Szybki Eddie - chciał przede wszystkim być szybszy niż rywal, omijać lewy prosty Kliczki, schodzić z linii prawego uderzenia, wchodzić w bliższy kontakt. Tyle że Kliczko na to nie pozwolił. Okazało się, że lewym prostym z łatwością kontrolował wydarzenia. Bracia nigdy nie byli fechtmistrzami szermierki na pięści, zadowalając się gigantyczną przewaga fizyczną nad przeciwnikiem, i w Düsseldorfie Władimir również nie zadał ani jednej kombinacji ciosów złożonej z więcej niż dwóch uderzeń.
Witalij - były kickbokser, bez olimpijskiej przeszłości w boksie amatorskim - walczy bardzo podobnie do młodszego brata, mistrza olimpijskiego z Atlanty, z daleko w przód wyciągniętą lewą ręką, zadając rzadkie prawe uderzenia. Jest jeszcze większy i cięższy od brata. Ma ponad 2 m i waży ponad 112 kg.
Praktycznie jest nie do znokautowania - powodem obydwu porażek, jakie poniósł starszy brat, było rozcięcia łuku brwiowego (z Lennoksem Lewisem) i kontuzja (z Chrisem Byrdem). W obydwu pojedynkach Witalij do chwili przerwania pojedynków był lepszy od rywali.
- Łatwo z boku patrzeć i wymądrzać się, ale mimo to powiem, że Kliczko był do trafienia przez Chambersa. Cios w drugiej rundzie, po którym Amerykanin się słaniał, ustawił walkę. Ale przede wszystkim, gdybym był Chambersem, inaczej bym do niej podszedł. Ja nie ustąpię, nie przestraszę się - mówi Sosnowski. - Doping kibiców, większość trzymało za Kliczką, działa na mnie mobilizująco. W moim przypadku liczę na to, że na stadionie będzie wielu Polaków.
W Düsseldorfie na trybunach Esprit Arena było około 50 tys. widzów, czyli mniej więcej tylu, ilu 29 maja będzie oglądać Sosnowskiego i Witalija Kliczkę w ich walce o tytuł wersji WBC w Veltins Arena w Gelsenkirchen.
Dziś Polak po raz pierwszy spotka się z Fiodorem Łapinem, swoim nowym trenerem. Mają ustalić zasady pracy, terminy zgrupowań w Zakopanem. Łapin będzie jednocześnie pracował z Krzyszofem Włodarczykiem, szykującym się do walki o tytuł mistrza świata z Giacobbe Fragomenim - 15 maja w Warszawie.
Kliczko znokautował Chambersa ?