"Limit kategorii superśredniej osiągnięty. Jutro wojna" - pisał Maciej Sulęcki (32-3, 12 KO) w mediach społecznościowych dzień przed walką z Alim Achmedowem (23-1, 17 KO). Stawką pojedynku Polaka i Kazacha był pas mistrzowski kategorii superśredniej WBC Silver. Zdobycie tego tytułu oznaczało też status drugiego zawodnika świata w tej kategorii, po dzierżącym tytuł WBC Canelo Alvarezie.
Na gali odbywającej się w Kazachstanie faworytem walki wieczoru był gospodarz. Achmedow w trakcie kariery przegrał tylko raz i to w grudniu 2020 roku. 29-latek przystępował więc do rywalizacji po siedmiu kolejnych zwycięstwach i liczył na zgarnięcie zwakowanego pasa mistrzowskiego.
Niespodziewanie Sulęcki zaliczył jednak kapitalne pierwsze 50 sekund walki. Polak zaliczył dwa nokdauny i wydawało się, że może skończyć pojedynek ekspresowo i zaliczyć ogromną niespodziankę. Finalnie nie udało mu się skończyć Kazacha w pierwszej odsłonie, ale na kartach sędziowskim miał już ogromną przewagę.
W kolejnych rundach walka się wyrównała, ale w piątej odsłonie Polak znów mocno trafił Amchedowa i posłał go na deski. Kazach oczywiście się pozbierał, ale widoczna była jego podatność na ciosy i pojawiała się coraz większa nadzieja, że Sulęcki wygra tytuł. Niestety w kolejnych rundach to rywal miał większą przewagę i odwracał losy walki na swoją korzyść.
Na szczęście już w ostatniej, 10. rundzie Sulęcki wreszcie dopiął swego. Jeszcze powalił przeciwnika, a ten nie był w stanie wstać. Tym samym Polak dokonał niemałej sensacji i wygrał starcie z faworyzowanym przeciwnikiem, co czyni go mistrzem WBC Silver w kategorii superśredniej.