Przed igrzyskami w Paryżu Angela Carini była utalentowaną, ale na skalę europejską, czy tym bardziej światową, anonimową pięściarką. Do Francji jechała z wielkimi nadziejami, być może nawet na medal. Niestety na jej drodze stanęła Imane Khelif. Włoszka po zaledwie 46 sekundach walki z Algierką zrezygnowała z dalszego pojedynku, a po wszystkim nie podała jej nawet ręki. - Weszłam na ring, żeby walczyć. Nie poddałam się, ale jeden cios bolał za bardzo. I powiedziałam "dość" - mówiła wówczas.
Włoszka nieintencjonalnie odpaliła wówczas potężną bombę. Bombę, jaką była wielka dyskusja nt. płci Imane Khelif, a później także Tajwanki Lin Yu-Ting. Obie zawodniczki zostały przed igrzyskami zawieszone przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Boksu (IBA) za oblane testy płci. Cała sprawa była jednak kontrowersyjna, wyników nigdy nie upubliczniono, a co więcej, nie uznał ich skonfliktowany z IBA Międzynarodowy Komitet Olimpijski, dzięki czemu Tajwanka i Algierka mogły wystąpić na igrzyskach. Z sukcesami, bo obie wywalczyły złote medale olimpijskie w swych kategoriach.
Dyskusja jednak nadal trwa. Pewien francuski dziennik o wątpliwej reputacji twierdził, że dotarł do starych badań Khelif, które miały wykazać, że Algierka zmaga się z anomalią genetyczną, powodującą m.in. to, że ma ona jądra wewnętrzne oraz łechtaczkę przypominającą penisa. Te wieści nigdy nie zostały rzecz jasna potwierdzone, a mistrzyni olimpijska postanowiła pójść z całą sprawą do sądu.
W międzyczasie pokonana przez nią w Paryżu Carini wróciła do akcji. Zawalczyła bowiem o mistrzostwo Włoch w kategorii do 63 kilogramów. W finale turnieju pokonała Danielę Golino, zdobywając tytuł mistrzyni swego kraju już po raz ósmy w karierze. Po walce nie ukrywała radości. - To mój ósmy tytuł i to już w piątej kategorii wagowej. Jestem z siebie dumna, ten wieczór był moją zemstą. Ponownie zwyciężyłam - powiedziała Carini, cytowana przez "The Telegraph".