Mike Tyson wraca do ringu na pojedynek z influencerem Jakiem Paulem, który w 2020 r. przeszedł na zawodowstwo i wygrał 10 z 11 dotychczasowych walk. Były mistrz świata wagi ciężkiej ma nieporównywalnie większe doświadczenie, choć przez lata równie głośno było o jego licznych ekscesach.
Tyson szalał w ringu, gdzie m.in. odgryzł kawałek ucha Evanderowi Holyfieldowi. Ponadto odsiedział trzy lata w więzieniu za gwałt, a także miał problemy z narkotykami. Widać, że mimo wielkich sukcesów jego życie nie było usłane różami.
Przed pojedynkiem z Paulem udzielił obszernego wywiadu youtube'owemu kanałowi All the Smoke Fight. W pewnym momencie prowadzący zapytał go, czy uważa, że jego życie to było "za dużo"? - Nie życzę tego nikomu. Nie życzę nikomu mojego życia. Jako całości - odparł ze łzami w oczach, cytowany przez "Daily Mirror".
Następnie 58-latek dostał pytanie o to, czy w dążeniach do sportowych sukcesów napędzała go sława? - Dlatego tak ciężko trenowałem. Byłem nikim, który chciał być kimś. Chciałem tego wszystkiego. Chciałem być największym wojownikiem w historii - odpowiedział.
Tyson nie oszczędza się nawet teraz. Pierwotnie jego walka z Paulem miał walczyć w lipcu, jednak w trakcie przygotowań dopadły go poważne problemy zdrowotne, co dotkliwie odczuł w samolocie. - Ocknąłem się na podłodze. Miałem smolisty stolec. Dlatego trafiłem do szpitala. Okazało się, że mam wrzód. Wielki na sześć centymetrów. Krwawił. Zapytałem lekarkę: "pani doktor, czy ja umrę?". Nie powiedziała, że "nie", ale że są różne opcje. Wtedy się zestresowałem. Nie chcę umrzeć w szpitalu, ale na ringu - wspomniał.
Pojedynek Mike'a Tysona oraz Jake'a Paula odbędzie się 15 listopada na AT&T Arenie w Arlingotn (stan Teksas).