Słowa europosłanki Konfederacji ws. Lin Yu-Ting dotarły na Tajwan

Dominik Senkowski
Tajwańczycy z zainteresowaniem śledzą komentarze dotyczące Lin Yu-Ting, mistrzyni olimpijskiej w boksie, której płeć bywa publicznie kwestionowana. - J.K. Rowling awansowała do miana wroga narodowego Tajwanu. Była twarzą, która najbardziej wszystkich poruszyła. Miejscowa prasa odnotowała nawet wypowiedzi europoseł Ewy Zajączkowskiej-Hernik - opowiada Sport.pl Tomasz Śniedziewski, polski dziennikarz, który mieszka na Tajwanie.

Od czasu igrzysk w Paryżu trwa zamieszanie wokół Lin Yu-Ting, pięściarki, która w finale olimpijskim pokonała Julię Szeremetę w rywalizacji do 57 kg. Tajwanka, wokół której narosło sporo kontrowersji dotyczących jej płci, po zdobyciu złotego medalu w boksie przeszła kolejne testy genetyczne, które za kilka miesięcy mają rozstrzygnąć wątpliwości.

Zeszłoroczne badania Yu-Ting zlecone przez Międzynarodową Federację Bokserką rzekomo ujawniły obecność chromosomów XY w organizmie bokserki. Rzekomo, bo Międzynarodowy Komitet Olimpijski nie uznaje tej federacji, nie uwzględnił tych wyników i dopuścił pięściarkę do igrzysk. Mieszkający w Tajwanie polski dziennikarz Tomasz Śniedziewski przyznaje, że rodacy mistrzyni olimpijskiej już przed paryską imprezą spodziewali się kontrowersji. 

Tajwańczycy o krytyce Lin Yu-Ting

- Przed samym wyjazdem na igrzyska do Paryża wiadomo było już, że temat może rodzić pytania. W mediach tajwańskich informowano, że zawodniczka ma przygotowane wszystkie dokumenty medyczne na wypadek, gdyby ktoś chciał podważać jej płeć. Społeczeństwo spodziewało się wątpliwości, chociaż fala hejtu przekroczyła jednak wszelkie oczekiwania - mówi Śniedziewski. 

Szczególnie mocno komentowano w Tajwanie zachowania rywalek Lin Yu-Ting. Turczynka Esra Yildiz oraz Bułgarka Świetlana Stanewa układały na ringu palce w kształcie litery "X". Świat interpretował to jak gesty protestu przeciwko dopuszczeniu Tajwanki do igrzysk w turnieju kobiecym.

Tajwańczycy mieli też pretensje do słynnej pisarki J.K. Rowling, która w czasie paryskiej rywalizacji krytykowała MKOI za dopuszczenie Lin Yu-Ting oraz Imane Khelif do startu wśród kobiet. - Rowling awansowała do miana wroga narodowego Tajwanu. Była twarzą, która najbardziej poruszyła wszystkich w Tajwanie. Część Tajwańczyków w mediach społecznościowych próbowała reagować, wklejać informacje o zawodniczce. Miejscowa prasa odnotowała nawet wypowiedzi europoseł Ewy Zajączkowskiej-Hernik - podkreśla polski dziennikarz.

Polityczka napisała na Facebooku przed finałem: "Julia Szeremeta wśród kobiet już wygrała! Teraz w olimpijskim finale zmierzy się z 30-letnim Lin Yu-Tingiem, czyli mężczyzną, który podaje się za kobietę. Innymi słowy, żeby kobieta zdobyła złoto, to musi na koniec pobić mężczyznę. Do takich absurdów i wypaczeń rywalizacji sportowej doprowadziła chora, lewacka propaganda, która próbuje zawładnąć dzisiejszym światem".

Nie będzie pozwu ze strony Yu-ting

Khelif po powrocie z Paryża zapowiedziała złożenie pozwu m.in. przeciwko Rowling oraz Elonowi Muskowi. Wskazała, że publicznie podważali jej płeć. A co na to Yu-Ting? - Po przyjeździe z lotniska stwierdziła, że nie będzie pozywać Rowling za jej wypowiedzi. Lin chce się skupić na działalności społecznej, przeciwdziałaniu dyskryminacji - opowiada nasz rozmówca. 

Tajwan zdobył w stolicy Francji siedem medali, z czego dwa złote. Polski dziennikarz przyznaje, że Yu-Ting od początku musiała radzić sobie z wielką presją ze strony kibiców. - Była jedną z faworytek do medalu. Jeszcze przed igrzyskami wspominano w tajwańskich mediach jej sylwetkę, opowiadano o nadziei na sukces. Już w trakcie poprzednich igrzysk w Tokio Tajwańczycy liczyli na złoty medal ze strony Lin, ale wtedy niespodziewanie odpadła na samym początku rywalizacji w 1/8 finału. Teraz udźwignęła oczekiwania i stała się największą gwiazdą reprezentacji obok pary męskiej w badmintonie, która także sięgnęła po złoto - kończy Tomasz Śniedziewski.

Więcej o: