• Link został skopiowany

16-latek wziął reklamówkę i wyniósł się z domu. Dotarł do walki o mistrzostwo świata

Krzysztof Smajek
- Jakiś czas temu moja znajoma dziwiła się, że tyle mówię o walce Mateusza, że to też jest moje marzenie. "Ty nie masz swoich marzeń? To nie jest dziwne, że żyjesz czyimś marzeniem?" Nie umiałam jej tego wytłumaczyć. Jak kogoś się kocha, to tak to działa - mówi Daria Masternak, żona Mateusza Masternaka, który w niedzielę będzie walczył o mistrzostwo świata w boksie.
Daria i Mateusz Masternak
screen

Mateusz Masternak to były mistrz Europy i jeden z najlepszych polskich pięściarzy. W niedzielę 10 grudnia w Bournemouth stoczy najważniejszą walkę w zawodowej karierze. Jego rywalem będzie Brytyjczyk Chris Billam-Smith, a stawką będzie pas mistrza świata federacji WBO.

Zobacz wideo

Kilka dni przed walką spotkaliśmy się z Mateuszem i jego żoną Darią. Rozmawialiśmy o ich życiu, karierze sportowej i kredycie, który kilka lat temu Mateusz zaciągnął u Darii. Już w niedzielę może go spłacić.

Krzysztof Smajek: Co było w reklamówce i w plecaku, które zabrałeś ze sobą, gdy w wieku 16 lat wyprowadzałeś się z domu?

Mateusz Masternak: Dokładnie nie pamiętam, ale pewnie najpotrzebniejsze rzeczy. Jedna para spodni, jedna para dresów, dwie koszulki, skarpetki, bielizna, szczoteczka i pasta do zębów. To wszystko.

Dlaczego w wywiadzie po ostatniej walce, jeszcze w ringu, zacząłeś opowiadać o tej reklamówce i plecaku?

Mateusz: To był impuls, niczego nie planowałem. Po zwycięstwie zostałem pretendentem do walki o tytuł i udzieliły mi się emocje.

Daria Masternak: Może nie każdy się zorientował, ale ja zauważyłam, że Mateusz był wzruszony. Widziałam to po mimice i postawie ciała. Drżał mu głos. Mówił o tym, że wziął reklamówkę i wyszedł z domu, bo nie chciał robić tego, co robili jego dziadek i ojciec. Nie przekreślał ich pracy, doceniał ją, ale nie chciał zostać na wsi i pracować na gospodarce. Znam od kuchni tę historię i wiem, skąd Mateusz wyszedł i dokąd zaszedł. To był mocny przekaz.

Mateusz: Odbiło się to szerokim echem. Bardzo często moja wypowiedź jest udostępniana na stronach, które zajmują się motywacją. Opowiedziałem o swojej drodze i o tym, że trzeba wierzyć w siebie i dążyć do wyznaczonego do celu.

Na początku po wyjeździe mieszkałem u wujostwa w Piotrkowiczkach. Na treningi Gwardii we Wrocławiu musiałem dojeżdżać spod miasta. Po jakimś czasie powiedziałem trenerom, że trudno jest mi dojeżdżać spoza Wrocławia. Załatwili mi łóżko w klubie i tam się przeniosłem.

Na treningach w Gwardii Wrocław poznałeś Darię.

Daria: To ja pierwsza odezwałam się do Mateusza i zdobyłam jego numer.

Mateusz: Poczekaj, poczekaj. Nie wymyślaj. Daria przyszła na Gwardię ze swoją siostrą. "O Boże, co to za laski przyszły" - tak zareagowały chłopaki na sali. Jeden z kolegów od razu oświadczył, że zna te dziewczyny i żebyśmy sobie nie robili nadziei, bo one są zajęte. Na tym się skończyło. Gdybym nie usłyszał, że dziewczyny są zajęte, to może trochę inaczej podszedłbym do tematu.

Daria: Jak już nie byłam zajęta, to pierwsza odezwałam się do Mateusza i się umówiliśmy. Już po pierwszej randce byliśmy parą, ale na początku to ukrywaliśmy.

Mateusz: Z pół roku to ukrywaliśmy.

Przed kim?

Daria: Nie chcieliśmy, żeby ktoś w klubie wiedział o naszym związku. Nie wiedzieliśmy, jak to zostanie odebrane. Czy trenerzy nie zdenerwują się i nie pomyślą, że zamiast treningów będą jakieś amory. Ale jak się dowiedzieli, to bardzo się ucieszyli.

Mateusz: Trener Grzegorz Strugała powiedział, że nie wyglądałem mu na osobę, która będzie zabiegała o rękę Darii. Zawsze byłem cichy, spokojny i skoncentrowany na treningu. Koledzy byli bardziej błyskotliwi i głośni. Trener Strugała opowiadał mi, że innemu trenerowi z naszej sekcji dał zagadkę. "Wśród naszych podopiecznych mamy parę. Chodzi o Darię i zgadnij, o kogo jeszcze?

Daria: Nie znam tej historii.

Mateusz: Trener wymieniał po kolei chłopaków. "Pudło, pudło, pudło" - słyszał od trenera Grzegorza. W końcu wymienił mnie, prawie jako ostatniego. Cicha woda brzegi rwie, haha.

Daria: Mateusz był niedostępny. Mnie się to bardzo spodobało, bo lubię zdobywać. Dzięki temu jeszcze bardziej mnie interesował. Wyglądał na starszego niż był. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie potraktuje mnie jak jakąś gówniarę. Był też bardzo skupiony na treningu, dlatego nie chciałam się do niego odzywać. Z czasem nabrałam odwagi. Może dlatego, że dobrze poszło mi na zawodach i stwierdziłam, że dzięki temu urosłam do rangi osoby, która może się do niego odezwać.

Mateusz: Byłem już szanowanym zawodnikiem na Dolnym Śląsku. W tym samym roku zdobyliśmy mistrzostwo Polski w boksie, ale Daria zrobiła to przede mną. Przez to ciążyła na mnie presja. Wtedy byliśmy już parą.

Daria: Jeszcze nie byliśmy.

Mateusz: Jak jechałem na swoje mistrzostwa, to już byliśmy.

Daria: No, nie wiem. Nie będę się kłócić. Na pewno połączył nas boks, bo mieliśmy wspólny temat do rozmów. Teraz jest sporo okazji, żeby wrócić do początków i powspominać. Mateusz ostatnio spytał mnie, czy pamiętam swoje czerwone buty do boksowania. Oczywiście, że pamiętałam.

Mateusz: To były buty z lat 50.!

Daria: Któregoś dnia trener przyniósł ze strychu stare buty ze sprasowanego papieru i mi je dał. Buty były czerwone, później wszystkie białe skarpetki też był czerwone. Byłam bardzo dumna, że je dostałam, mimo że praktycznie do niczego się nie nadawały. Gwardia wywołuje dużo wspomnień.

Mateusz: Buty i tak lepiej wyglądały niż twój czarny kask, haha.

Daria: Musiała urzec nas osobowość, bo nie wyglądaliśmy zbyt atrakcyjnie.

Mateusz: Takie to były czasy. Mistrzostwo Dolnego Śląska zdobyłem, walcząc w zwykłych adidasach. Miałem jechać na mistrzostwa Polski, a nie miałem ani stroju, ani butów bokserskich. Trochę wstyd, pomyślałem. Od jednego kolegi pożyczyłem spodenki, od drugiego koszulkę i w ten sposób skompletowałem strój. Jak zostałem mistrzem Polski, to dostałem sprzęt reprezentacji Polski i problem miałem z głowy.

Czasem zastanawia się pani, co by było, gdyby została w boksie?

Daria: Zostałam przy boksie, ale w trochę innej roli. Jak analizowaliśmy z Mateuszem, czy damy radę to wszystko pogodzić, to wyszło, że musielibyśmy zrezygnować z wielu bardzo ważnych dla nas rzeczy.

Mateusz: Chociażby z dzieci czy studiów.

Daria: Widocznie boks nie był moim wielkim marzeniem. To był młodzieńczy zapał, chciałam pokazać, że jestem twardą dziewczyną. Boks miał być świadectwem, że nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych i że się nie boję. Bardzo chciałam to udowodnić i to mi się udało. Moim największym sukcesem na sali treningowej było to, że spotkałam na niej przyszłego męża.

Mateusz: Czyli jesteś mistrzynią Polski i świata za jednym zamachem.

Trudno jest być żoną pięściarza?

Daria: Na pewno jestem już przyzwyczajona do tego, bo wiele lat funkcjonujemy w takim trybie. Jest ogrom kobiet, których faceci wykonują ciężkie i niebezpieczne zawody, dlatego nie powinnam narzekać. Nie jestem w tym sama i wyjątkowa.

Czasem zastanawiam się, jakim wyzwaniom muszę sprostać na co dzień i w tych wyjątkowych chwilach związanych z walką. Lubię się docenić i powiedzieć, że jestem z siebie dumna, jak sobie z tym wszystkim radzę. Teraz mamy intensywny czas i cieszę się, że Mateusz miał wszystko, czego potrzebował w trakcie przygotowań do walki. Jest ciężko, ale dajemy radę.

Mateusz: Daria ma bardzo silny charakter, dużo w życiu przeszła. Jest wyjątkowo twardą i dzielną kobietą. Gdy wyjeżdżam, Daria zostaje z trójką dzieci, a ma przecież swoją pracę, ogrania dom i wszystko dookoła. Moim zdaniem to jest ponad siły jednego człowieka. Jest dla mnie dużym wsparciem i ma na mnie dobry wpływ.

Czasami pięściarze przed ważnymi walkami wyprowadzają się z domu. Mateusz tego nie zrobił.

Daria: Jak ogłosili walkę o mistrzostwo świata, to spytałam: "Kochanie, wyprowadzasz się z domu? "Nie, nie, zostaję". "To super, nasz dom zamieni się teraz w dom samotnej matki oraz w hotel z najlepszym jedzeniem i odnową biologiczną oraz sekretarką, która ogarnie każdy możliwy temat".

A tak poważnie, Mateuszowi jest lepiej w domu, bo na pewno da się zauważyć, że rodzina jest dla niego dużym wsparciem. Tego na obozie nie ma. Ale na pewno taki wyjazd też ma swoje zalety.

Mateusz: Gdybym chciał zorganizować obóz przygotowawczy do walki, to w dużej mierze musiałbym zrobić to sam. Oczywiście pomogliby mi trener Piotr Wilczewski czy Jacek Szelągowski, ale część rzeczy byłaby na mojej głowie. Przed tak ważną walką nie chciałem brać na siebie dodatkowych obowiązków. Bardzo lubię salę treningową, którą mam w domu. Mam tu wszystko, znam każdy worek. Nie trenowałem tylko w domu, jeździłem też do Dzierżoniowa do trenera Wilczewskiego.

Przy moim doświadczeniu i determinacji najważniejszy był dobór sparingpartnerów, którzy byli bardzo dobrzy i wyjątkowi. Moim zdaniem wybrałem dobre miejsce. Gdy jesteś w znakomitej formie, to nie ma znaczenia, gdzie trenujesz. Floyd Mayweather trenował w swoim gymie, spał w swoim domu.

Na jakim jesteś teraz etapie kariery?

Mateusz: Jak wygram w niedzielę, to zostanę mistrzem świata i przejdę do historii. Będę miał przed sobą wielkie perspektywy. Porażka chyba wykreśli mnie z kolejki do walki o pas mistrza świata. Musiałbym na nowo budować rekord i szukać szansy. Nie mam na to czasu.

Długo musiałeś czekać na walkę o pas mistrzowski. Gorsi od ciebie pięściarze dużo wcześniej dostawali szanse.

Mateusz: Tak się ułożyło i nie da się tego w prosty sposób wytłumaczyć. Może wcześniej brakowało promotora, który bardziej zająłby się moją karierą. W niektórych sytuacjach sam spieprzyłem sprawę, bo przegrałem walkę. Los zawsze wybierał dla mnie najlepszą opcję, dlatego kazał mi tak długo czekać. Jak miałem 25 lat, zdobyłem mistrzostwo Europy. Gdybym rok później zdobył pas mistrza świata, to pewnie jeszcze obrósłbym w piórka.

Był moment, że Mateusz obrastał w piórka i trzeba było to zatrzymać?

Daria: Tak, jakieś siedem tygodni temu, jak ogłosili jego walkę z Chrisem Billamem-Smithem. Jak miał ochotę na herbatkę, to po wyrazie twarzy musiałam odgadnąć, że właśnie ma na nią ochotę i że powinnam mu ją zrobić, haha. A tak poważnie, to nigdy nie było takiej sytuacji.

Mateusz: Potwierdzam, nigdy. Mieliśmy po 20 lat, jak się pobraliśmy. W szafce trzymaliśmy odłożone pieniądze. Uzbierało się ponad sto tysięcy złotych, kupiliśmy mieszkanie. Jak podpisałem kontrakt z Sauerlandem, to chcieliśmy jak najszybciej spłacić kredyt. Później zaczęliśmy marzyć o zbudowaniu domu. Teraz mamy kolejne marzenia, bardzo przyziemne. Chyba nic już nas nie zmieni.

Daria: Też mi się tak wydaje. Mateusz ma bardzo duży szacunek do innych ludzi i jak zdobędzie pas mistrzowski, to na pewno nie będzie chodził z koroną na głowie.

Mateusz: Poczekaj. Jak zdobędę mistrzostwo świata, to do końca życia będziesz mi robiła herbatę.

Daria: Nie, nie. To mistrzostwo świata, to jest inna kwestia. To jest spłata innego kredytu. Jak mieliśmy chłopców, to zaczęliśmy się zastanawiać nad trzecim dzieckiem. Powiedziałam Mateuszowi, że możemy podyskutować na ten temat, ale może zrobimy w ten sposób: "Ja ci gwarantuję, że urodzę córeczkę, a ty mi zagwarantujesz, że zdobędziesz tytuł, na który czekamy razem." Bo to nie jest tak, że stoję z boku i tylko się przyglądam. To nie jest tylko największe marzenie Mateusza, ale też moje.

Mateusz: Malwina skończyła już pięć lat.

Daria: Czyli pięć lat temu dałam ci to, do czego się zobowiązałam. Teraz czekam na oddanie tego, co chciałam w zamian. Nie wiem, kto tu komu powinien herbatkę robić.

Mateusz: Już w ringu ubiorę cię w pas.

Jak Mateusz zdobędzie pas mistrza świata, to też będzie się pani czuła mistrzynią?

Mateusz: Mam nadzieję, że tak.

Daria: Taką pośrednią pewnie tak. Jakiś czas temu moja znajoma dziwiła się, że tyle mówię o walce Mateusza, że to też jest moje marzenie. "Ty nie masz swoich marzeń? To nie jest dziwne, że żyjesz czyimś marzeniem?" Nie umiałam jej tego wytłumaczyć. Jak kogoś się kocha, to tak to działa.

To, że Mateusz będzie wtedy spełnionym człowiekiem, sprawi mi największą radość i satysfakcję. Tak długo idziemy razem w tym kierunku i siłą rzeczy jest to dla nas na pierwszym miejscu.

Czułeś kiedyś wypalenie boksem zawodowym?

Mateusz: Może był taki moment, gdy moja kariera stanęła w miejscu i nie było walk. Kończył mi się kontrakt z grupą Sauerlanda, nie mogłem się zdecydować, z kim zacząć współpracę w Polsce. Na chwilę wróciłem do boksu olimpijskiego. To pozwoliło spojrzeć z innej perspektyw na całokształt polskiego boksu zawodowego. Wtedy stwierdziłem, że w polskim boksie nie współpracowałem tylko z Andrzejem Wasilewskim i Jackiem Szelągowskim. Wrzuciłem na swoje sociale wpis, że zastanawiam się, co robić. Od razu zadzwonił Andrzej Wasilewski i zaproponował, żebyśmy porozmawiali, jak dojrzali ludzie. Szybko się dogadaliśmy. KnockOut Promotions jako jedyna grupa promotorska doprowadziła mnie do walki o mistrzostwo świata. To jest ogromny sukces.

Kiedyś wydawało się, że wasze drogi nigdy się nie zejdą.

Mateusz: Też zastanawialiśmy się z Andrzejem, dlaczego wcześniej nie rozpoczęliśmy współpracy.

Daria: Wtrącę się na chwilę. Myślę, że każda ze stron musiała dojrzeć do tej współpracy. Okazało się, że wszyscy na tym skorzystaliśmy.

Wybiera się pani do Bournemouth na walkę Mateusza?

Daria: Oczywiście. Jestem na prawie każdej jego walce. Kiedyś poród przeszkodził mi, żebym pojechała na walkę, ale na większości byłam.

Mateusz: Walkę miałem 15 września, a Mikołaj urodził się 12 września. Ze szpitala wróciłem do domu, spakowałem torbę i pojechałem na lotnisko. Jako dumny ojciec pierworodnego syna wygrałem walkę. Darię i synka ze szpitala odebrał mój szwagier.

Daria: Coraz trudniej ogląda mi się walki Mateusza.

Mateusz: Może to wynika z wieku?

Daria: Ostatnie pojedynki były już o dużą stawkę. Nie byłam w stanie oglądać ich z zimną krwią. Nigdy nie zakładam czarnego scenariusza, ale w podświadomości jest jakiś strach. To mnie stresuje. Już wiem, że w niedzielę będą najbardziej zestresowana w życiu. Z jednej strony to mnie ekscytuje, ale ogarnia mnie też trema.

Mateusz: Kiedyś była, taka sytuacja, że kolega...

Daria: O, Boże.

Mateusz: Opowiedzieć to?

Daria: Ja opowiem. Kolega Mateusza przyjeżdża na większość jego walk. Daje mu wsparcie nie tylko mentalne, ale też finansowe podczas przygotowań.

Mateusz: Poprosiłem go, żeby podczas gali zaopiekował się Darią. Wcześniej kupił półlitrowy napój, ale większość wylał i dolał tam wódki. Podczas gali Daria piła ten "sok" z butelki. Zanim Daria się zorientowała, to wypiła pół litra.

Daria: W trakcie walki był takie emocje, że ten alkohol nie dostał się pewnie do krwioobiegu. Po walce w trzy sekundy byłam totalnie pijana i upita. Wtedy ten kolega mnie uświadomił, co piłam.

Mateusz: Po walce Daria weszła do ringu, zabrała mikrofon dziennikarzowi i powiedziała, że "Master" jest najlepszy. Nikt oprócz mnie pewnie nie zauważył, że Daria jest po wpływem alkoholu.

Daria: Haha, język mi się nie plątał. To był pierwszy raz, gdy odegrałam jakąś rolę, bo nie mam zwyczaju, żeby zabierać mikrofonu prowadzącemu wywiad.

Przed niedzielną walką czujesz jakiś rodzaj odpowiedzialności za polski boks?

Mateusz: Przede wszystkim robię to dla siebie i najbliższych. Jestem reprezentantem polskiego środowiska bokserskiego, więc tego wieczoru cały polski boks będzie na moich barach. Każda dyscyplina potrzebuje sukcesu, żeby coś w niej drgnęło. Jestem świadomy, że jest na mnie duża odpowiedzialność.

Wybiegnijmy trochę w przyszłość. Będziesz umiał zakończyć karierę? Wielu pięściarzy nie potrafi tego zrobić.

Mateusz: Słyszałem gdzieś, że jeśli do czterdziestki nie znajdziesz sposobu na życie, to później już go nie znajdziesz. Jeżeli pięściarz walczy do czterdziestki albo i dłużej, to nie ma czasu na znalezienie pomysłu na siebie. Dlatego później przedłuża karierę w nieskończoność. Wydaje mi się, że ja już znalazłem pomysł na siebie. Spotkaliśmy się w mojej sali treningowej. Tutaj trenuję, ale też pracuję jako trener. Niektórzy pięściarze mają wielkie ego i jako byli mistrzowie świata nie wyobrażają sobie, żeby pocić się na jednej sali ze zwykłymi śmiertelnikami. Podejrzewam, że w niedzielę zdobędę mistrzostwo świata, kilka dni odpocznę i później poprowadzę trening jakiemuś dzieciakowi.

Więcej o: