Tomasz Adamek zmienia branżę. "Mówię do żony: Dorota, bo tu sponsorzy się odzywają"

Tomasz Adamek nie może usiedzieć w miejscu. Były mistrz świata w boksie szykuje się do udziału w Wyścigu Górskim Limanowa, który odbędzie się na przełomie czerwca i lipca. - Prędkości to ja się nie boję, tylko wjeździć się trzeba. Wiedzieć, kiedy trzeba ciąć zakręt - mówi były pięściarz w rozmowie ze Sport.pl.

Cezary Gutowski: Pamiętasz swój pierwszy samochód?

Tomasz Adamek: Mały fiat. Zapracowałem na niego. Na praktykach, fury się robiło w weekendy, tak po górolsku się mówi, i kupiłem sobie pierwszego małego fiata, mając niecałe 18 lat.

Spełnienie marzeń?

- Na ten czas tak! Niewiele takich samochodów było w Gilowicach. To był dwu, albo trzyletni samochód, nie pamiętam już… Młody chłopak, fura. Na dyskotece bramkarz (śmiech).

Zobacz wideo Tomasz Adamek w 'Wilkowicz Sam na Sam': 'Tata wziął mnie na ręce i powiedział: Hanka, to będzie bokser. Dwa lata później tata zginął. Ja jako 12-latek zacząłem boksować'

No i maluch to był idealny samochód na zimę w górach, szczególnie że w tamtych czasach nie było opon zimowych!

- Tył napęd! Wszędzie wchodził. Gorzej było z dużymi fiatami. Sąsiad miał takiego, albo inny poloneza. Nigdzie nie podjeżdżali, a małym fiatem – wszędzie!

Prawo jazdy zdałeś za pierwszym razem?

- Za drugim. Złośliwie mnie oblał za pierwszym. Jeżdżę bardzo dobrze. Oczywiście testy odpisałem, bo ja to kombinator. Nie lubiłem się uczyć. Jechałem wszystko dobrze i byłem pewny, że zdałem, a on na końcu mówi – wtedy w mieście było ograniczenie do 60, a teraz do 50 – "Przekroczyłeś na 65" i nie zdałem. Byłem młody. Miałem 18 lat i drugi raz musiałem zdawać.

Jesteś fanem motorsportu?

- Zawsze lubiłem samochody. Zwłaszcza szybkie samochody…

Szybkie samochody to jeszcze nie motorsport.

- No tak. Stare samochody też lubię. Ładne są z zewnątrz, ale tym nie pojedziesz szybko. Opowiem ci, jaką przygodę miałem z Ziggym Rozalskim. On ma rolls-royce’a, starego. Tysiąc dziewięćset dwudziesty któryś rok i pojechaliśmy nim do kościoła na pasterkę. Była akurat straszna zima w New Jersey. W samochodzie ssanie wyciągnięte, a ten nie może odpalić. Mówię: "Ziggy, jak twój samochód nie odpali, to będzie wstyd!" Jakoś na końcówce odpalił, ale tylko raz tym jechałem z nim i od tej pory do dziś stoi u niego w garażu. Także stare samochody są dobre, ale żeby na nie patrzeć, a nie do jazdy.

A motorsport taki jak rajdy i wyścigi – interesujesz się?

- Tak, zawsze się interesowałem. Nawet kiedyś był taki program: "Mój pierwszy raz". To prowadził aktor, blondyn, zapomniałem nazwiska. Brałem w nim udział i jechałem wtedy z Bębenkiem, rajdowcem takim. On jechał pierwszy, ja drugi i on mówi: "Ty potrzebujesz tylko trochę potrenować i ty będziesz jeździł, bo ty nie masz strachu". I tak można powiedzieć, że po iluś latach marzenia się spełniają, bo pojadę w wyścigu górskim Limanowa.

Marzyłeś kiedyś, żeby być kierowcą rajdowym czy wyścigowym?

- Każdy może marzyć, ale wiem, że to jest drogi sport. A ja młody chłopak wtedy byłem. Sąsiad jeździł kilka lat, takim małym samochodem, nissanem, ale cały czas latał po sponsorach. Tu pięć tysięcy, tam cztery… Wreszcie rzucił to, bo nie miał poważnego sponsora. Jak masz dobry samochód, to możesz być ileś tam sekund wcześniej na mecie niż ten wolniejszy, choć jedziecie w tej samej klasie. To jest sport dla bogatych.

Jakieś wyścigi, Formuła 1?

- Byłoby pewnie marzeniem się przejechać. Patrzyłem, jak Robert Kubica jeździł. Poznaliśmy się nawet! To było w 2006 roku, gdy miałem drugie miejsce w plebiscycie. Patrzę – taki młody, szczuplutki, wysoki, ale nie wiedziałem kto to jest. Mówię mu cześć, a on: "Ja jeżdżę w Formule 1". Mówię mu: "Aaa, to dlatego jesteś taki cienki" – bo on wyższy ode mnie, ale chudy. I to był mój pierwszy kontakt z Robertem. Dobry kierowca, bo przecież poradził sobie. Nieszczęśliwy wypadek potem. Każdy wie, co się stało, ale naprawdę ma talent do tego, co robi.

Skąd ten pomysł żeby pojechać w Limanowej? To tylko przejażdżka czy na stałe?

- Akurat mój kolega Mateusz zadzwonił do mnie pewnego razu i mówi: "Tomasz, ty już prawie na emeryturze. No chodź, zrobimy coś dobrego". Zrobiliśmy coś dla młodzieży. Byliśmy na obozach bokserskich kilka razy, spędzaliśmy razem czas, a on ma dziewczynę ze Szczawna Zdrój i jej ojciec jeździł, a teraz syn jeździ. I mówi do mnie: "Może byś się przejechał? Wyścig górski w Limanowej, twoje strony". A ja na to: "Nie ma problemu".

Nie boję się jeździć. Pojeździłem z Jackiem Madziarą wtedy, teraz trochę w tym tygodniu i jeszcze będę dalej trenował, na torze niedaleko Wrocławia. Czekamy na wyścig w Limanowej.

Czyli to taki jednorazowy wyskok?

- Niekoniecznie, oni chcą, żebym jeździł cały sezon. Mówię do mojej żony: "Dorota, bo tu sponsorzy się odzywają i jest szansa, że będę jeździł cały rok". A ona: "Aha, to ty nie chcesz w domu siedzieć! Całą karierę wyjeżdżałeś, na walizkach i teraz znów chcesz jeździć". Powiedziałem jej, że ja muszę coś robić. "Buduj domy, a ja ci pomogę" – usłyszałem, bo mój teść to budowlaniec i ona lubi domy, wystroje wnętrz… Ale to nie moja pasja. Bić się już nie będę, choć… Jeszcze jedną walkę stoczę na pożegnanie.

Naprawdę? Kiedy?

- Myślę że w przyszłym roku, choć jest też opcja, że jeszcze w tym. Propozycja wpadła, żeby walczyć pod skocznią w Zakopanem. To też w górach, więc by się zjechało choćby z mojej wioski z tysiąc osób czy więcej. Skocznia byłaby pewnie pełna kibiców, ale jest troszkę mało czasu… Będziemy wiedzieć w ciągu dwóch tygodni. Z organizacją jest mniejszy problem, ale ja muszę być przygotowany. A teraz mam trenować w samochodzie, na wyścig. A tu trzeba iść na salę. Ja nie chcę wyjść, żeby tylko wejść do ringu i pobawić się z jakimś średniakiem i podziękować. Przyjadą kibice i oni chcą zobaczyć prawdziwą walkę przecież. Jak Adamek walczył za starych dobrych czasów. Dlatego prawdopodobnie przesuniemy to na przyszły rok, na lato. A tu teraz przed nami wyścig górski i zaczynamy coś nowego.

Nie brakuje ci tamtego życia?

- Ja jestem facetem spełnionym. Mam żonę, dzieci i jestem dziadkiem. Młodym dziadkiem. Wnuczka ma teraz dziewiąty miesiąc. Teraz tak naprawdę Tomasz Adamek wstaje rano i ma fajrant. Ale coś trzeba robić. Gdybym w Polsce mieszkał, to byłbym pewnie cały czas w telewizji jednej, drugiej, ciągle zapraszany. Tak jak teraz. Codziennie gdzieś zapraszają albo ktoś przyjeżdża, ale moje życie jest w Ameryce i tego nie zmienię, a że tu się taka sytuacja przydarzyła, żeby w wyścigach górskich pojeździć… Czemu nie? Co będę tak w domu siedział.

Dużo torów wyścigowych jest w Ameryce, a ostatnio coraz więcej wyścigów Formuły 1…

- Widziałem w telewizji. Nigdy nie byłem na żywo, tylko wiesz, w koło jeżdżenie to się takie nudne zdaje. Pewnie w środku jest adrenalina, bo prędkości potężne na pewno, a widzę, że to dość popularne w Ameryce i stadion cały, taki do futbolu amerykańskiego, to jest 60-70 tys. ludzi przychodzi. To jest to oczywiście finansowo bardzo kosztowny sport, ale Ameryka bogata, to ich stać.

Brakuje ci adrenaliny?

- No wiesz, jak człowiek siedzi w domu, to czasem tak, dlatego raz idę pobiegać i coś tam robię. Na basen chodzę, ale jak wsiądę do auta… Lecę sobie i wtedy jest ta energia, adrenalina. Lubię szybko jeździć!

W Stanach ciężko, co?

- Akurat w moim mieście, w okolicy, to policjanci wiedzą, że jestem pięściarzem. Jeden mi powiedział: "Ja wiem, że jesteś fighter, że jesteś champ, ale nie będziesz tak jeździł! Masz ostatni warning". Wiesz, żartował, ale tam przestrzegają przepisów i karzą w bardzo prosty sposób - zabierają prawo jazdy na trzy miesiące. A następnym razem na rok. A w Ameryce bez prawa jazdy to jak bez ręki.

Czym dotąd trenowałeś?

- Mitsubishi, kilkakrotnie. Tak naprawdę będzie to moja pierwsza przygoda takim autem.

Ile to ma koni?

- Ten mój to 350-360, ale goni, bo jest lekki. Mi mierzyli, bo tam nie ma licznika, że na czwartym biegu jechałem 184 km/h. Na takim krótkim odcinku, ale mi się tam nie wydawało, że jest szybko. Nie czułem tego. Prędkości to ja się nie boję, tylko wjeździć się trzeba. Wiedzieć, kiedy trzeba ciąć zakręt. Jacek Madziara właśnie mi to pokazywał: "Jedziesz tą stroną, tu masz bramkę i teraz! Do następnego". Wiadomo, to jest technika, ale dalej uważam, że w porównaniu do boksu to jest łatwy sport.

To zależy jak szybko jeździsz.

- No ja jeżdżę szybko…

Kategorii prędkości jest bardzo dużo. Musisz się kiedyś przejechać na prawym fotelu na asfalcie z kierowcą na poziomie mistrzostw świata na przykład.

- Ja się nie boję, ja nie mam strachu przecież. Tak do mnie mówi Jacek Madziara: "Wiesz co, ja widzę strachu nie masz, ale troszeczkę to trzeba mieć pokory". Oczywiście nie jeżdżę na wariata i tu tak nie pojadę. Nie chcę komuś samochodu rozbić, ale lubię szybko jeździć, a jeśli będzie taka okazja, wyścigi górskie pojechać cały rok – a coś tam się szykuje – to mogę pojechać. Do odważnych świat należy!

Jakim autem jeździsz na co dzień?

- S-klasą.

No to duży przeskok w takim razie. Masz licencję jakąkolwiek?

- Teraz jadę jako VIP, ale trzeba będzie zrobić w takim razie. Kombinezon kupić, buty.

Miałeś kiedyś poważny wypadek? Wiesz jak to jest, kiedy tracisz kontrolę i czekasz na uderzenie?

- Miałem, ale co z tego? W Polsce to było, przed wyjazdem do USA. Jedziemy do Warszawy na wywiady i mówię nawet do żony: "Dorota, stańmy w Częstochowie. Pomodlimy się, pojedziemy dalej". No i jechałem trochę szybciej. Tam było ograniczenie do 70, przed Katowicami, i było skrzyżowanie – bardzo niebezpieczne. Stanął ktoś przed drogą, na Bielsko jechał, a my na Warszawę. I Dorota mówi: "No chyba cię widzi", a ja: "Dorota, no jak nie widzi?". Słuchaj – w ostatniej chwili nam wyjechał!

I co zrobiłeś?

- Reakcja boksera. Poszedłem w prawo, tylko jego zderzak trafiłem. Gdyby ruszył ułamki sekund później, to by trupy były. Lecieliśmy bez pasów, bo ja pasów nie zapinałem. Lecieliśmy w powietrzu jakieś pięć metrów, na takie drzewa i spadliśmy na dach. Wszystko się kopciło, cały rozwalony passat, no to ja szybko wyszedłem i ją wyciągnąłem z tego auta. Myślałem, że coś się jej stało.

A nie stało się?

- Bogu dziękować wyszliśmy z tego cało. Na mszę wysłaliśmy w Częstochowie. Matka Boża ochroniła, a mieliśmy jechać do Częstochowy. I to był chyba taki najpoważniejszy wypadek. Dorota miała lęki kilka lat. Nawet powiedziała mi ostatnio, gdy widziała, że będę jeździł w Limanowej: "Słuchaj, w ringu cię nie zabili, to się w aucie chcesz zabić?". Mówię: "Przestań! No co ty!". Ja jakichś urazów nie mam. Psychika dobra.

No to jak masz takie zapędy, to powinieneś więcej w wyścigi górskie pójść albo w rajdy.

- To jest pierwsza próba i zobaczymy. Jeżeli w wyścigach górskich bym pojeździł cały sezon… Jak mówiłem, trzeba się wjeździć. Wiadomo że nie mam szans z tymi, co jeżdżą ileś lat, ale podejrzewam, że to kwestia czasu i ja będę jeździł.

Od czego to zależy?

- Jeżeli wszystko pójdzie w pierwszym starcie, to pojadę kolejne wyścigi. Jeżeli będą sponsorzy - bo wiemy że sport samochodowy jest bardzo drogi - to można się pobawić. Boks zakończyłem. Jeszcze tylko jedną ciężką walkę chciałem stoczyć, a coś trzeba robić. Nie będę siedział rano w domu na fajrancie i oglądał telewizję. Znaczy teraz się bawię z wnuczką, bo u nas mieszkają jeszcze, więc od rana bawię się z Kornelią.

Więcej o: