Najpierw był piękny nokaut. Potem zawiesił karierę. "Wszedłem na drzewo. Byłem gotowy, by to zrobić"

Tomasz Nowicki najpierw popisał się pięknym nokautem, a później zaskoczył kibiców swoją decyzją o zawieszeniu kariery. - Problemy, z jakimi się zmagam, wybiegają jeszcze poza moją kontrolę - oświadczył.

W piątek odbyła się gala Złotów Boxing Night, gdzie Tomasz Nowicki (11-3, 4 KO) w imponującym stylu znokautował Wenezuelczyka Johana Pereza (27-13-2, 16 KO). Polak posłał rywala na deski potężnym lewym sierpem już w piątej rundzie. Perez długo nie mógł się ocknąć po tym ciosie. 

Zobacz wideo W Barcelonie wszyscy już żyją przyszłym sezonem. "Dominuje jeden temat"

Dla Nowickiego wygrana w Złotowie była jedenastą wygraną w karierze, a zarazem pierwszym zwycięstwem po trzech porażkach. Ale wygląda na to, że także ostatnim zwycięstwem, bo Nowicki w niedzielę ogłosił zawieszenie kariery.

"Dziękuję za wszystko, za wspieranie mnie podczas mojej przygody w boksie zawodowym. Niestety problemy psychiczne z jakimi się zmagam wybiegają jeszcze poza moją świadomą kontrolę. Muszę podjąć radykalne kroki w leczeniu, nie chcę oszukiwać rodziny, kibiców, promotora i trzeba dać sobie spokój. Na ten moment zawieszam rękawice. Kocham boks więc nie rezygnuje z tego i jeśli uznam gotowość to wrócę na pewno w jeszcze lepszej formie niż w ostatniej walce. Kocham was JOKER" - napisał na Facebooku pięściarz.

Warto się cofnąć nieco w czasie, żeby zrozumieć sytuację Nowickiego

Kilka miesięcy temu Nowicki udzielił głośnego wywiadu portalowi sport.tvp.pl, gdzie przyznał się do tego, że pogubił się w imprezowaniu, a także miał silną depresję.

- Kiedy jesteś w stanie depresyjnym, wszystko bierzesz do siebie i wtedy miałem poczucie, że problemy żony są spowodowane przeze mnie. Zepsuty samochód? To moja wina. Pies zachorował? To przeze mnie. Tak się czułem. Powiedziałem jej wtedy, że idę na spacer. Tak naprawdę chciało mi się ryczeć, ale nie chciałem jej okazywać swojej słabości. Poszedłem do lasu i wylałem wiele łez. Chyba nigdy nie widziałem nikogo, kto by tak płakał, jak wtedy ja. Ryczałem jak dziecko. Wyciągnąłem telefon i napisałem do mojego promotora Mariusza Grabowskiego, że nie dam rady. Że się poddaję... Wszedłem na drzewo. Byłem gotowy, by to zrobić. Wtedy coś mnie tknęło. Pojawiły się takie myśli: "Tomek, co ty robisz. Przecież masz rodzinę, dziecko. Dla nich musisz być silny". Zszedłem na dół - usłyszał od niego Mateusz Fudala z TVP Sport.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.