W walce wieczoru 30-letni Brytyjczyk Ellis Zorro zawalczył z cztery lata starszym rodakiem Hoseam Burtonem. No i Zorro dominował od pierwszego gongu. A jego przewaga w siódmej rundzie była już znacząca. Burton skupiał się głównie na obronie, ale i tak była ona dziurowa. Zorro znokautował rywala i wygrał swoją 16. walkę w karierze. To jego siódme zwycięstwo przez KO.
W międzyczasie coraz bardziej iskrzyło na trybunach między kibicami. I tak iskrzyło aż Yor Hall pogrążyło się w chaosie, a krzesła latały nad głowami sympatyków pięściarstwa. Nagrania z imprezy są przerażające. Tłumy bijących się ludzi i jeden wielki chaos.
"Żenujące zachowanie" - czytamy w jednym z komentarzy pod postem z filmikiem. Ale tego typu głosów jest znacznie więcej.
Wydarzenia z Anglii przypominają legendarną walkę Andrzeja Gołoty. Cofnijmy się do lipca 1996 roku, gdy w nowojorskiej Madison Square Garden Polak walczył z Riddickem Bowe'em. I była to ich pierwsza walka.
"Pojedynek obu pięściarzy zakończył się największą bokserską bójką XX wieku. I to dosłownie, bo tłukli się wtedy wszyscy. Nie tylko Gołota z Bowe'em, ale także kibice na trybunach, którzy ruszyli na siebie z pięściami po tym, jak sędzia Wayne Kelly na pół minuty przed końcem siódmej rundy zdyskwalifikował Polaka za ciosy poniżej pasa" - wspomina tamtą historię Bartłomiej Kubiak, dziennikarz Sport.pl.
- Na hali nie było żadnej policji, z rzadka jacyś ochroniarze. Dopiero po jakimś czasie wkroczył opancerzony oddział, ale nawet on miał problem, by zaprowadzić tam spokój. Bo bitka była straszna. Nie tylko przy ringu i w ringu, gdzie latały krzesła, ale też na trybunach. Napierający tłum przewrócił nawet Tony'ego Russo, jeżdżącego na wózku inwalidzkim szefa New York Athletic Commission, którego ratowali sanitariusze, zakładając mu maskę tlenową - mówił Kubiakowi Radosław Leniarski z "Gazety Wyborczej", jedyny dziennikarz z Polski, który w Madison Square Garden oglądał walkę Gołoty.