Mariusz Wach to jeden z najlepszych polskich pięściarzy. Jako jeden z nielicznych regularnie mierzył się ze światową czołówką. Dziś ma już 43 lata, więc powoli może myśleć o przyszłości i np. o debiucie w MMA. Na razie jednak wciąż skupia się na boksie. Właśnie sparował z mistrzem świata - Ołeksandrem Usykiem.
Mariusz Wach: - Nie mogę powiedzieć. To tajemnica ze względów bezpieczeństwa. Mogę tylko zdradzić, że w Europie.
- Obóz Tysona trzymał Usyka w niepewności do ostatniej chwili. Jak sparowaliśmy, to Usyk wciąż myślał, że do tej walki dojdzie. Na sali były telewizory, gdzie analizowaliśmy walki Tysona, a w oczach Usyka było widać stuprocentowe skupienie. Trenował na pełnych obrotach. Koledzy mnie pytali, czemu nawet nie zrobiłem sobie fotki z Ukraińcem, ale nie było do tego atmosfery. Nie chciałem mu zawracać gitary zdjęciami, czy prośbą o autograf.
- Niestety, na miejscu okazało się, że tylko jeden dzień mamy sparingów, bo pod koniec pierwszego dnia przyszła informacja, że do tej walki nie dojdzie. A w ringu świetnie się czułem. Byli ze mnie bardzo zadowoleni i powiedzieli, że jak Usyk będzie walczył z jakimiś wielkoludem, to będą się do mnie odzywali.
- Sparowaliśmy na sto procent. Jeśli nie dasz z siebie wszystkiego, to możesz zostać skarcony, więc poważnie potraktowaliśmy sparingi. Jeden ze sparingpartnerów nie walczył na maksa, więc wkurzony Usyk dał do zrozumienia, że ma uderzać z całych sił. A nasz sparing? Mieliśmy cztery rundy, więc obaj zdążyliśmy się trafić parę razy.
- Podczas tych przygotowań na pewno nie poszedł w masę, ani w siłę. Przede wszystkim pracował nad swoimi atrybutami, czyli szybkością i lekkością w ringu. Świetna praca nóg, doskonała obrona, kapitalny timing - to jego najmocniejsze strony. On nie jest typowym ciężkim, na co dzień waży około 95-100 kg, a nie 120 kg, więc to logiczne, że bazuje na swoim bokserskim "oczku".
- Bardzo w porządku chłopak, ale nie było czasu na żarty. Był wyciszony i w pełni skoncentrowany. Szkoda, że do tej walki nie dojdzie. Szkoda chłopa.
- Kurczę, nie chcę tak definitywnie na kogoś stawiać, bo mi trochę nie wypada, obu znam. Mogę powiedzieć, że to byłoby kapitalne starcie. Może niezbyt ładne, ale emocjonujące.
- Tyson Fury kapitalnie się rusza, jak na swoją wagę, ale na pewno szybszy jest jednak Usyk. Ukrainiec próbowałby kontrolować dystans i punktować, ale "Gipsy King" w pierwszych rundach dążyłby do skrócenia dystansu, wielu krótkich ciosów, no i na pewno dużo by się na nim wieszał, klinczował, co by zmęczyło Ukraińca. Fury jest gigantem, więc te warunki fizyczne miałby ogromne znaczenie. Usyk miałby bardzo ciężką przeprawę. Oj, bardzo ciężką.
Poza tym Fury prowadzi całą swoją grę już przed walką, na konferencjach. Ktoś może powiedzieć, że błaznuje, ale on jest w tym autentyczny. Nie ma niczego napisanego na kartkach, wszystko wymyśla na miejscu. Cel jest prosty: wejść do głowy przeciwnika, zdekoncentrować go. I z Władimirem Kliczką mu się to udało.
- Czytałem o tym, ale żadnych konkretów nie było. Generalnie jestem takim zawodnikiem, że na wszystkich rywali się zgadzam. Jak będzie propozycja walki z Adamkiem, to proszę bardzo. Nie ma żadnego problemu, chętnie się z nim zmierzę.
- Toczyliśmy rozmowy, to fakt. On jest teraz w Stanach, dogrywa kilka spraw, no i zobaczymy. Jestem gotowy na każdy pojedynek. A co do jego ostatniej walki, to pamiętaj, że Andrzej wrócił po kilkuletniej przerwie. Teraz trenuje pod okiem Andrzeja Fonfary, który na pewno mu pomoże wrócić do formy. Ja na razie skupiam się na czerwcowej walce. To będzie łatwiejszy rywal. Jestem po trzech porażkach, ale z zawodnikami z topu [Wacha pokonali Hughie Fury, Arslanbek Makhmudov i Kevin Lerena - red.]. Teraz powinienem stoczyć dwie łatwiejsze walki, żeby na boxrecu znowu pojawiły się dwa zielone kropeczki i pod koniec roku stoczę kolejny, naprawdę duży pojedynek. Taki jest plan.
- ... kurde! 10 lat życia jest mi winien! 10 lat. Człowieku, ile mnie to wszystko nerwów kosztowało.
- Bardziej niż własnymi walkami.
- Na szczęście byłem tylko na jednej konferencji i na jednej gali. To nie mój świat, ale skoro jest na to popyt, młodzi wolą to oglądać, to co ja mam powiedzieć? Kamilek też nie ukrywał, że wziął to tylko dla kasy. To nie nasza bajka, ale są tam takie fajne pieniążki, że można zawalczyć.
- Jak będę miał 50 lat, to zakończę karierę bokserską i przebranżowię się na MMA, ha ha.
- Taki mam plan. Dwie łatwiejsze walki, potem jedna duża bokserska. No i zobaczymy. Ja naprawdę nie narzekam na brak kasy, czy brak ofert. Mam mnóstwo zapytań o sparingi i wiele ofert pojedynków. Nie muszę za wszelką cenę brać wszystkich walk, tylko mogę sobie wybierać fajne propozycje.
- Jak byłaby konkretna oferta, to pewnie bym wziął. Musiałbym mieć jednak odpowiednio dużo czasu, aby się dobrze przygotować. Wiadomo, że już zawodnikiem MMA nie zostanę, ale musiałbym złapać jakieś podstawy. Niedawno miałem wystąpić na gali Wotore [MMA na gołe pięści - red.], byłem gotów do debiutu, ale temat jakoś ucichł.
- To fajna opcja dla pięściarzy, którzy mogą sobie zarobić wielkich pieniędzy. Wiadomo, że na początku psioczyłem na to zjawisko gal freakowych, ale skoro kibice chcą to oglądać, to czemu nie. Tym bardziej że można suto zarobić.
- Oj, jeszcze się zdziwisz i będziesz musiał przepraszać, ha ha.
- Niby tak. Ale wiesz co? Może to zabrzmi głupio, ale pieniądze to nie wszystko. Są ważne, ale nie najważniejsze. Moją miłością jest boks i to ciągle jest dla mnie priorytet. W boksie mogę walczyć z każdym. A na MMA się nie znam. Nie znam dokładnych zasad, nie wiem, jak konkretnie wygląda punktacja. Jeśli dostanę konkretną ofertę, konkretny czas na przygotowania, to się tym zajmę, ale na razie naprawdę mam co robić.